[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W języku Orthanku pomoc znaczy zguba, a ratować znaczy zabijać,to jasne.Ale my nie przyszliśmy tu żebrać. Spokojnie  rzekł Saruman i na krótką chwilę głos jego stracił słodycz,a w oczach błysnęły płomyki. Tymczasem nie mówię jeszcze do ciebie, Gimli,synu Gloina.Ojczyzna twoje leży daleko stąd i mało cię obchodzą sprawy tejkrainy.Lecz wiem, że nie z własnej ochoty zostałeś w nie uwikłany, nie będę więcpotępiał cię za rolę, którą odegrałeś, zresztą bardzo mężnie, o tym nie wątpię.Proszę cię jednak, nie przeszkadzaj, gdy rozmawiam z królem Rohanu, moimsąsiadem i do niedawna przyjacielem.173 Cóż mi odpowiesz, Theodenie? Czy pragniesz pokoju między nami i wszelkiejpomocy, jakiej może ci udzielić moja mądrość, oparta na wiekowym doświadcze-niu? Czy chcesz, abyśmy wspólnie naradzili się, jak działać w tych dniach grozy,jak naprawić wyrządzone sobie wzajemnie krzywdy i dołożyć najlepszej woli,żeby oba nasze państwa rozkwitły piękniej niż kiedykolwiek?Theoden i tym razem nie odpowiedział.Trudno było odgadnąć, czy zmaga sięz gniewem, czy też z wątpliwościami.Odezwał się natomiast Eomer. Posłuchaj mnie, królu  rzekł. Zawisło nad nami niebezpieczeństwo,przed którym nas przestrzegano.Czy po to walczyliśmy i zwyciężyli, żeby daćsię teraz obałamucić staremu kłamcy, który miodem posmarował swój jadowityjęzyk? Tak samo przemawiałby wilk, osaczony przez sforę, gdyby umiał mówić.Jaką pomoc może ci ofiarować? Chodzi mu jedynie o to, by ocalić własną skóręz tej klęski.Czy zgodzisz się rokować z tym oszustem i mordercą? Wspomnijmogiłę Hamy w Helmowym Jarze. Skoro mowa o jadowitych językach, cóż powiedzieć o twoim, młoda żmi-jo?  rzekł Saruman i tym razem płomień gniewu jeszcze wyrazniej błysnął w je-go zrenicach. Ale nie unośmy się, Eomerze, synu Eomunda  dodał łagodzącznów głos. Każdy ma swoje pole działania.Tobie przystoją zbrojne czyny i za-służyłeś nimi na najwyższą cześć.Nie mieszaj się wszakże do polityki, na którejsię nie znasz.Może, gdy sam zostaniesz królem, zrozumiesz, że władca musi byćbardzo ostrożny w wyborze przyjaciół.Nie godzi wam się lekkomyślnie odtrą-cać Sarumana i potęgi Orthanku, choćby między nami były w przeszłości urazy,słuszne czy urojone.Wygraliście bitwę, lecz nie wojnę, a i to z pomocą sprzymie-rzeńca, na którego nie możecie nadal liczyć.Kto wie, czy nie ujrzycie wkrótcecieni lasu u własnych progów.Las jest kapryśny i bezrozumny, nie kocha też wca-le ludzi.Czy zasługuję na miano mordercy, królu Rohanu, dlatego tylko że w boju zgi-nęli twoi mężni wojownicy? Skoro podjąłeś wojnę  niepotrzebnie, bo ja jej niechciałem  musiały być ofiary.Jeżeli mnie z tego powodu uznasz za mordercę,odpowiem, że ta sama plama ciąży na całym rodzie Eorla.Czyż bowiem ród tennie toczył wielu wojen, czyż nie zwalczał tych, którzy mu się przeciwstawiali?A przecież z niejednym przeciwnikiem zawierał po wojnie pokój i nie wychodziłzle na takiej polityce.Raz jeszcze pytam, królu Theodenie, czy chcesz pokojui przyjazni ze mną? Od ciebie to tylko zależy. Chcemy pokoju  rzekł wreszcie Theoden, głosem zdławionym, jakbyz wysiłkiem.Kilku jezdzców krzyknęło radośnie.Lecz król podniósł rękę. Chcemy pokoju  powtórzył czystym już głosem  i będziemy go mieli,gdy rozgromimy ciebie i udaremnimy wszystkie zamysły twoje i twego ponuregowładcy, któremu chcesz nas wydać w ręce.Jesteś kłamcą, Sarumanie, i trucicie-174 lem serc ludzkich.Wyciągasz do mnie rękę, lecz ja widzę, że to są szpony Mor-doru, okrutne i zimne! Choćbyś był dziesięciokrotnie mądrzejszy, niż jesteś, i taknie miałbyś prawa rządzić mną i moim ludem ku własnej korzyści, jak to sobieplanowałeś.Nie była więc sprawiedliwa wojna, którą przeciw mnie wszcząłeś;lecz nawet gdybyś jej cel umiał usprawiedliwić, jak wytłumaczysz się z pożogi,w której spłonęły osiedla Zachodniej Bruzdy, jak zadośćuczynisz za śmierć po-mordowanych tam dzieci? Twoi siepacze porąbali martwe już ciało Hamy, leżąceu bram Rogatego Grodu.Zawrę pokój z tobą i z Orthankiem dopiero wtedy, kiedyzawiśniesz na haku w oknie swojej wieży, wydany na pastwę drapieżnych ptaków,które ci dzisiaj służą.Tak ci odpowiadam w imieniu rodu Eorla.Jestem tylko ma-łym potomkiem wielkich królów, lecz nie będę lizał twojej ręki.Gdzie indziejszukaj sług.Obawiam się jednak, że twój głos stracił czarodziejską moc.Jezdzcy patrzyli na Theodena, jakby ich nagle zbudził z marzeń.Jego głos pomuzyce słów Sarumana zabrzmiał w ich uszach niby krakanie sędziwego kruka.Lecz Saruman na chwilę dał się ponieść złości.Wychylił się przez kraty gwał-townie, jakby chciał króla uderzyć swą różdżką.Niektórym spośród świadków tejsceny wydało się, że widzą żmiję, sprężoną i gotową kąsać. Szubienice i wrony!  syknął, aż dreszcz przejął słuchaczy, zaskoczonychtak nagłą i okropną zmianą. Brednie starego ramola! Czymże jest dwór Eor-la? Chałupą, w której zbóje wędzą się w dymie i piją, a ich bachory tarzają siępo podłodze razem z psami.To was zbyt długo omijał stryczek.Ale już zaciskasię pętla, powoli ją zarzucano, ale mocno i twardo ściśnie was w końcu.Będzieszwisiał, skoro chciałeś. W miarę jak mówił, głos mu znowu łagodniał.Saru-man widać odzyskiwał zimną krew. Nie wiem, dlaczego okazuję wam tylecierpliwości i tak długo was przekonuję.Nie jesteś mi przecież potrzebny ani ty,Theodenie, mistrzu koni, ani twoja banda, równie skora do galopu w ucieczce jakw marszu naprzód.Przed laty ofiarowałem ci wspaniałe państwo, dar ponad mia-rę twoich zasług i rozumu.Ofiarowałem ci je teraz powtórnie, żeby podwładni,których prowadzisz ku zgubie, jasno uświadomili sobie, między jakimi dwiemadrogami masz wybór.Odpowiedziałeś mi przechwałkami i obelgami.Niech takbędzie.Wracajcie do swoich chałup!Ale ty, Gandalfie! Twoja postawa naprawdę mnie zasmuca i boli mnie two-je poniżenie.Jakże możesz cierpieć taką kompanię? Jesteś przecież dumny, Gan-dalfie, i słusznie, bo masz umysł szlachetny, a wzrokiem sięgasz głęboko i daleko.Czy nawet teraz nie zechcesz posłuchać mojej rady?Gandalf drgnął i podniósł wzrok. Czy masz dzisiaj do powiedzenia coś więcej niż podczas naszej ostatniejrozmowy?  spytał. A może chciałbyś odwołać coś z tego, co wówczas mó-wiłeś?Saruman milczał przez chwilę. Odwołać?  powtórzył po namyśle, jakby niezmiernie zdziwiony. Od-175 wołać? Usiłowałem radzić ci dale twojego dobra, lecz ty nie chciałeś mnie nawetwysłuchać.Jesteś dumny, nie lubisz rad, mając zaprawdę dość własnego rozumu.W tym przypadku jednak popełniłeś błąd, jak mi się zdaje, przez upór przekrę-cając moje intencje.Niestety, tak bardzo pragnąłem cię przekonać, że w zapalestraciłem cierpliwość.%7łałuję tego szczerze.Nie życzyłem ci zle, nawet teraz zleci nie życzę, chociaż wróciłeś w kompanii gwałtowników i nieuków.Jakże mógł-bym? Czyż nie należymy do tego samego starożytnego i zaszczytnego bractwa,do grona najdostojniejszego na obszarze Zródziemia? Obaj skorzystamy, jeśli za-wrzemy przyjazń.Razem możemy zdziałać wiele i uleczyć rany świata.My dwajzrozumiemy się na pewno, a podlejszych ras nie będziemy pytali o zdanie.Niechczekają na nasze rozkazy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •