[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pociągnął mnie do lasu i przeciwpożarową przecinką skradaliśmy się w kierunkuzłodziei.- Gdy zaczną holować Rosynanta, wybiegamy i chwytamy się samochodu -przedstawił mi swój plan Leśnik.- Wokół auta, poniżej drzwi biegną schodki.Staniemy nanich i skryjemy się za kołem zapasowym zawieszonym z tyłu.Poczekamy, aż ruszą i wtedyzaatakujemy.Po minucie złodzieje połączyli oba auta holem i ruszyli.Do pierwszego, którym byłmercedes, wsiadło dwóch i do Rosynanta dwóch.Wybiegliśmy z lasu i zrobiliśmy tak, jakzaproponował Leśnik.Rosynant ważył sporo, więc mercedes nie mógł rozwinąć dużej szybkości.Leśnikniczym kot wszedł na dach mojego pojazdu.Palcem wskazał, że mam zająć się kierowcą.Trzymając się relingów na dachu skradałem się do drzwi kierowcy.W tym czasie Leśnik leżąc na dachu sięgnął do środka i tak po prostu przez otwarte okno wyciągnął złodzieja.Tamtenpróbował szarpać się, ale komandos rzucił go do rowu.Nie spodziewałem się, że Leśnikpotrafi robić takie sztuczki z prawie stukilogramowymi facetami.Kierowca był tak zdziwiony tym widokiem, że nie zauważył mnie.Otworzyłem drzwi,wyszarpnąłem go z fotela i posłałem na asfalt.Bandzior sturlał się do rowu.W tym czasiezłodzieje w mercedesie zauważyli co się stało i dodali gazu.Wjechali na leśną drogę w stronęjeziora Zdruzno.Wsiadłem za kierownicę, włożyłem kluczyk do stacyjki.Włączyłemhalogeny, które oślepiły kierującego mercedesem, a potem wcisnąłem hamulec.Mercedesemzarzuciło i zatrzymaliśmy się na małej plaży, kilka metrów od wody.Wcisnąłem sprzęgło, wrzuciłem bieg wsteczny i dodałem gazu.Mercedes ciągnął wswoją stronę, a ja w swoją.Rosynant miał silniejszy silnik, ale złodziej nie ustępował i jużchyba stał na pedale gazu.Tak trwaliśmy w tumanach kurzu, piasku i spalin.Nagle Leśnik siedzący na masce schylił się.W jego ręku błysnęło ostrze noża.Musiałato być broń najwyższej jakości, skoro jednym pociągnięciem przeciął linę grubą na trzycentymetry.Mercedes uwolniony od ciężaru Rosynanta wyskoczył do przodu i wpadł dowody.Wjechał tak daleko od brzegu, że zanurzył się, aż po dach.Leśnik zeskoczył z maski,gdy Rosynant wyrwał do tyłu.Ledwo udało mi się go zatrzymać przed ścianą lasu.Wysiadłem i pobiegłem na brzeg.Komandos już wyciągał na brzeg złodziei.Wyglądali jak mokre lalki.Na wszelki wypadek kazał im się położyć twarzami do ziemi.- Kto wam zlecił kradzież!? - krzyknął do jednego z nich, jako dodatkowy argumentdodając solidnego kopniaka w żebra.Odpowiedział mu tylko jęk.- Myślą, że są twardzi - mruknął.- Masz pilnik? - nagle zapytał mnie.- Chyba tak.- To fajnie.W Specnazie powiadają, że nikt nie przetrzyma pilnikowania zębów,każdy wtedy śpiewaJeden ze złodziei przeklął.To był ten mechanik, który kiedyś w Giżycku podłączył doobwodów  pluskwę unieruchamiającą samochód w chwili zapadnięcia ciemności.Odwróciłem się i poszedłem do samochodu po skrzynkę z narzędziami.W tym czasieLeśnik stał nad bandziorami i uspokajał ich wojownicze zapędy kopniakami.Po chwilipodałem mu pilnik.Komandos szarpnął mechanika za włosy, zadarł mu głowę i pokazałlśniącą w świetle reflektorów Rosynanta powierzchnię nowego pilnika do metalu.- Sami wypatrzyliśmy tę bryczkę - wycharczał złodziej.- Chrzanisz - mruknął Leśnik. - Słowo.- Może Batura nadał wam tę robotę? - dopytywałem się.Drugi złodziej, bardziej przerażony od kolegi tylko przytaknął ruchem głowy.- Kłamałeś - Leśnik przytknął mechanikowi pilnik do zębów.- Sorry - zapłakał tamten.Sięgnąłem po telefon komórkowy i zadzwoniłem po policję.Radiowóz przyjechał ażze Szczytna, ale stróże prawa bardzo ochoczo zajęli się złodziejami i odwiezli ich na dołek,czyli do aresztu.Zapowiedzieli jednocześnie, że rano ktoś do nas wpadnie spisać zeznania.Powoli zbliżał się świt, gdy wróciliśmy do ośrodka.- Przepraszam panów bardzo - przy bramie powitał nas dzierżawca stanicy.-Normalnie parking jest pilnowany, ale akurat stróż poszedł do toalety, gdy przyjechali cizłodzieje- Nie szkodzi - odpowiedziałem.Zauważyłem stojące na parkingu nowe auto, terenowego nissana.Koło recepcji minęliśmy meldującą się o tak dziwnej porze parę.Kobieta rozmawiałaz recepcjonistką po angielsku.Jej milczący partner miał ufarbowane na blond włosy. ROZDZIAA TRZYNASTYPODSAUCHIWANIE ANGIELKI I NIEMCA " UKRYWAMYROSYNANTA " W BYAEJ KWATERZE ABWEHRY " JAK WAADIMIRPOPOW OSZUKAA DOCENTA PYRKOSZA? " ZWIEDZANIEPODZIEMI " SPIDER SZUKA MIEJSCA Z FOTOGRAFII " ZDJCIECANARISA I PROFESORA SAUERAZamiast wracać do pokoju wyszedłem na dwór.Zszedłem w dół piaskową ścieżkąpomiędzy niskie, drewniane domki letniskowe i ukryłem się pomiędzy pniami sosen.Obserwowałem okna hotelu, żeby zobaczyć, gdzie zostaną ulokowani nowi lokatorzy.Zadzwoniłem do szefa.- Słucham - usłyszałem jego zaspany głos.- Panie Tomaszu, to ja - zameldowałem się.- W Spychowie ukradziono namRosynanta.Odbiliśmy go.To Batura zlecił kradzież.- To znaczy, że Baturze zaczyna się śpieszyć i chce nas za wszelką cenę zatrzymać -stwierdził szef.- Tak.Jest jeszcze coś.Właśnie w pokoju obok nas zatrzymali się obcokrajowcy.Niech pan zgadnie, kto?- Rosjanie? Czeczeńcy?- Nie.To ta ruda Angielka i jej nordycki przyjaciel.- Obserwuj ich.- Tak jest - powiedziałem i wyłączyłem się.Z Rosynanta zabrałem maleńką walizeczkę i wróciłem do pokoju.Zastałem Leśnika wdziwnej pozie.Ze szklanką przy uchu klęczał przy ścianie.Gdy zobaczył mnie, przytknąłpalec do ust nakazując milczenie.- Mam coś lepszego do podsłuchiwania - szepnąłem.Komandos z zainteresowaniem obserwował sprzęt, który wyjmowałem z walizeczki.Miałem tam mikrofon kierunkowy, a także specjalne urządzenie do podsłuchiwania przezściany.Hotel zbudowano z cegieł, więc mury były stosunkowo grube i zle przepuszczałydzwięki.Mój sprzęt najlepiej sprawdzał się w blokach z betonu, chociaż w nich nie jest onpotrzebny, żeby słyszeć, co robią sąsiedzi. Do ściany umocowałem specjalną, bardzo czułą membranę odbierającą drgania ściany.Podłączyłem magnetofon i słuchawki.- Nic nie mówią - zamruczał Leśnik nakładając słuchawki.- Pożyjemy, zobaczymy - odpowiedziałem i ułożyłem się do snu.Nim zasnąłem, widziałem jak komandos zafascynowany patrzył na magnetofonuruchamiający się na najmniejszy odgłos z sąsiedniego pokoju.Tuż przed siódmą rano Leśnik obudził mnie szarpiąc za ramię.- Wstawaj - wyszeptał.- Musimy jechać do Mikołajek.Zerwałem się z łóżka i po porannej toalecie poszedłem na śniadanie.W dużej stołówcez drewnianymi stołami i niebiesko-żółtymi zasłonami siedział w kącie Leśnik.W drugimkońcu sali jedli Angielka i Niemiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •