[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wspomnienia lodu.– T’lan Imass zwrócił ku Tocowi puste jamy oczu.– Z tych słów i z tego, co powiedziałeś wcześniej, wnoszę, że coś się wydarzyło.Nawiązałeś z ay więź dusz.Jak to się stało?– Nic nie wiem o żadnych więziach dusz – odpowiedział Toc, wpatrując się w śpiącą wilczycę.– Zesłano mi.wizje.Myślę, że dzieliliśmy ze sobą wspomnienia.Jak to się stało? Nie wiem, Tool.Były w tym uczucia tak intensywne, że doprowadziły mnie do rozpaczy.Po chwili wrócił do oprawiania chudego zwierzęcia, które trzymał w dłoniach.– Każdy dar ma ukryte ostrze.Toc skrzywił się, nie przerywając pracy.– Ukryte ostrze.Pewnie tak.Zaczynam podejrzewać, że w legendach kryje się źdźbło prawdy.Ten, kto traci oko, otrzymuje dar prawdziwego wzroku.– A jak właściwie straciłeś oko, Tocu Młodszy?– To był rozżarzony kawałek Odprysku Księżyca.Podczas śmiercionośnego deszczu, gdy Kanonada rozszalała się na dobre.– Kamień.– Kamień – zgodził się Toc, kiwając głową.Nagle przerwał i podniósł wzrok.– Obelisk – wyjaśnił Tool.– W starożytnej Talii Twierdz był znany jako Menhir.Jesteś dotkniętym przez kamień, śmiertelniku.Chen’re aral lich’fayle.Dotknął cię tutaj, na czole.Nadaję ci nowe imię.Aral Fayle.– Nie przypominam sobie, żebym prosił o nowe imię, Tool.– O imiona się nie prosi.Trzeba na nie zasłużyć.– Hmm, to całkiem jak w Podpalaczach Mostów.– To starożytna tradycja, Aralu Fayle.Na oddech Kaptura.– Znakomicie! – warknął.– Tyle że ja nie widzę, bym na cokolwiek zasłużył.– Ciśnięto cię do Groty Chaosu, śmiertelniku.Ocalałeś, co samo w sobie jest nieprawdopodobnym wydarzeniem, i powędrowałeś przez powolny wir ku rozdarciu.Portal Morn powinien cię przyjąć, lecz zamiast tego wyrzucił na zewnątrz.Jedno z oczu odebrał ci kamień.Ta ay wybrała ciebie na duchowego towarzysza.Baaljagg dostrzegła w tobie coś niezwykle wartościowego, Aralu Fayle.– Nie chcę żadnych nowych imion! Na oddech Kaptura! – Pod znoszoną, zakurzoną zbroją zalewał go pot.Toc rozpaczliwie szukał czegoś, co pozwoliłoby mu zmienić temat.Nie chciał mówić o sobie.– A co właściwie znaczy twoje? Onos T’oolan?– Onos znaczy „bezklanowy”.T’ to „pęknięty”.Ool „żyłkowany”, a lan „krzemień”.W sumie T’oolan znaczy „krzemień ze skazą”.Toc przez długą chwilę wpatrywał się w T’lan Imassa.– Krzemień ze skazą.– Kryje się w tym wiele różnych znaczeń.– Tak też myślałem.– Miecze robi się z jednego rdzenia, a każdy z nich sam znajduje dla siebie zastosowanie.Jeśli w sercu rdzenia znajdują się żyłki albo skupiska kryształów, nie sposób przewidzieć kształtu, jaki przybierze miecz.Każde uderzenie w rdzeń odtrąca bezużyteczne fragmenty.pęknięte, słabe.Tak też było z rodziną, w której się urodziłem.Pęknięte odłamki.– Tool, nie widzę w tobie żadnej skazy.– W czystym krzemieniu wszystkie ziarenka są uporządkowane.Wszystkie zwracają się w tym samym kierunku.Łączy je jedność celu.Dłoń, która kształtuje taki krzemień, może być pewna.Byłem członkiem klanu Tarada i zawiodłem jego zaufanie.Klan Tarada już nie istnieje.Podczas Zgromadzenia wybrano Logrosa na wodza klanów wywodzących się z Pierwszego Imperium.Liczył na to, że jedną z jego sług zostanie moja siostra, rzucająca kości.Ona jednak odmówiła poddania się rytuałowi i w ten sposób T’lan Imassowie Logrosa zostali osłabieni.Pierwsze Imperium upadło.Moi dwaj bracia, T’ber Tendara i Han’ith Iath, poprowadzili myśliwych na północ i nigdy nie wrócili.Oni również zawiedli.Mnie wybrano na Pierwszego Miecza, a mimo to opuściłem T’lan Imassów Logrosa.Wędruję sam, Aralu Fayle, a to najgorsza zbrodnia, jaką zna mój lud.– Chwileczkę – sprzeciwił się Toc.– Mówiłeś, że wybierasz się na drugie Zgromadzenie.Wracasz do swych pobratymców.Martwiak nie odpowiedział.Skierował powoli głowę na północ.Baaljagg wstała, przeciągnęła się i podeszła do Toola.Wielkie zwierzę usiadło obok T’lan Imassa równie milczące jak on.Toca Młodszego przeszył nagły dreszcz.Na oddech Kaptura, w co się pakujemy? Zerknął na Senu i Thurulego.Wydawało się, że Seguleh go obserwują.– Pewnie jesteście głodni.Rozumiem waszą niecierpliwość.Jeśli chcecie, mógłbym.Gniew.Zimny, śmiertelny.Nieludzki.Toc nagle znalazł się w innym miejscu.Spoglądał na świat oczyma zwierzęcia, tym razem jednak nie było to ay.Nie były to też wspomnienia odległej przeszłości.To działo się teraz, choć za wizją podążyła kaskada wspomnień.Po chwili zatracił wszelkie poczucie siebie.Jego tożsamość pochłonął huragan myśli innej istoty.Minęło tak wiele czasu, odkąd życie miało postać.nadaną przez słowa, przez świadomość.A teraz jest już za późno.Jego mięśnie drgały spazmatycznie, a spod rozdartej skóry sączyła się krew.Tak wiele krwi.Brukała ziemię pod jego ciałem.Czołgając się na wzgórze, zostawiał na trawie krwawy ślad.Czołgam się, wracam, by na końcu drogi odnaleźć siebie.I przebudzone wspomnienia.Ostatnie dni – tak dawno minione – były pełne chaosu.Odprawiono rytuał, niespodziewany i nieprzewidywalny.Na jednopochwyconych spadł obłęd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •