[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jest wszędzie dokoła mnie w powietrzu, jak ptaki i kwiaty.Teraz już zawsze będzie przy mnie.- Jezu Chryste! - powiedziałem.- Co ty masz w sobie za krew? Nawet się do mnie nie odzywaj.- Ona jest wszędzie dokoła mnie - odrzekł.- Teraz już nigdy nie będę smutny.W owym czasie wyrzucał masę pieniędzy na kobiety, żeby się wydać mężczyzną i zamydlić ludziom oczy, ale na tych, którzy coś o nim wiedzieli, nie robiło to żadnego wrażenia.Był mi winien z górą sześćset pesos i nie chciał ich oddać.- Po co ci to w tej chwili? - pytał.- Nie ufasz mi? Nie jesteśmy przyjaciółmi?- Tu nie idzie o to, czy jesteśmy przyjaciółmi ani o zaufanie do ciebie.Zapłaciłem rachunki z własnej kieszeni, kiedy ciebie nie było, i teraz te pieniądze są mi potrzebne, i musisz mi je zwrócić.- Kiedy nie mam.- Masz - powiedziałem.- Są w kasetce i możesz mi je oddać.- Te pieniądze są mi na coś potrzebne - rzekł.- Nie znasz wszystkich moich potrzeb pieniężnych,- Siedziałem tu przez cały ten czas, kiedy byłeś w Hiszpanii, i upoważniłeś mnie do płacenia rachunków, w miarę jak napływały, tych' wszystkich wydatków domowych, i nie przysyłałeś mi żadnych pieniędzy, kiedy cię nie było, i wypłaciłem ponad sześćset pesos z własnej kieszeni, a teraz potrzeba mi tych pieniędzy i możesz mi je zwrócić.- Zwrócę ci niedługo - powiedział.- W tej chwili bardzo mi potrzeba pieniędzy.- Na co?- Na moje własne sprawy.- Może byś mi wpłacił coś a conto?- Nie mogę - odparł.- Zanadto potrzebuję tych pieniędzy.Ale ci zwrócę.W Hiszpanii walczył tylko dwa razy, nie mogli go tam znieść, od razu przejrzeli go na wylot, i sprawił sobie siedem nowych strojów toreadorskich, i taki on był: zapakował je tak fatalnie, że cztery zniszczyła woda morska podczas drogi powrotnej i nie mógł ich nawet włożyć.- Boże kochany - powiedziałem do niego.- Jedziesz do Hiszpanii, siedzisz tam przez cały sezon i walczysz tylko dwa razy.Wszystkie pieniądze, jakie zabrałeś, wydajesz na stroje, a potem pozwalasz, żeby słona woda zniszczyła je tak, że nie możesz ich włożyć.Taki jest twój sezon, a później gadasz mi, że będziesz prowadził swoje własne sprawy.Dlaczego mi nie zwrócisz tych pieniędzy, które mi jesteś winien, żebym mógł sobie pójść?- Chcę, żebyś był ze mną - odrzekł - i spłacę cię.Ale teraz potrzebuję pieniędzy.- Potrzebujesz ich tak bardzo, że nie chcesz zapłacić za grób własnej matki, żeby mogła dalej w nim leżeć, prawda? - spytałem.- Jestem szczęśliwy, że tak się stało z moją matką - odrzekł.- Ty nie możesz tego zrozumieć.- Bogu dzięki, nie mogę - powiedziałem.- Zwróć, co mi jesteś winien, bo jak nie, to wezmę sobie z kasetki.- Sam będę trzymał kasę - rzekł.- Nie, nie będziesz - odparłem.Tegoż popołudnia przyszedł do mnie z jakimś łobuzem, typkiem z jego rodzinnego miasta, który był spłukany, i powiedział:- To jest paesano [chłop], który potrzebuje pieniędzy na powrót do domu, bo jego matka jest ciężko chora.A to był po prostu łobuz, rozumiecie, jakiś ktoś, kogo nigdy przedtem nie widział, ale pochodził z jego rodzinnego miasta, a on chciał zgrywać wielkiego, hojnego matadora opiekującego się swoim ziomkiem.- Daj mu pięćdziesiąt pesos z kasetki - powiedział do mnie.- Dopiero co mi mówiłeś, że nie masz pieniędzy, żeby mi zwrócić - odparłem.- A teraz chcesz dać pięćdziesiąt pesos temu łobuzowi.- To mój ziomek - powiedział.- I jest w nieszczęściu.- Ty dziwko - odparłem.Dałem mu klucz od kasetki.- Bierz sobie sam.Ja jadę do miasta.- Nie złość się - powiedział.- Ja ci to zwrócę.Wyprowadziłem wóz, żeby pojechać do miasta.Był to jego wóz, ale wiedział, że prowadzę lepiej niż on.Potrafiłem lepiej od niego robić wszystko to co on.Wiedział o tym.Nie umiał nawet czytać i pisać.Chciałem się z kimś zobaczyć i zastanowić, jak można by go zmusić, żeby mnie spłacił.Wyszedł i powiedział:- Jadę z tobą i zapłacę ci.Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.Nie ma potrzeby się kłócić.Pojechaliśmy do miasta; ja prowadziłem wóz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]