[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałam, jak funkcjonuje jej umysł.Miałam dowody, że znowu swobodnie spaceruje po świecie.Ona nie pozwoli, byśmy się spotkali, i będzie usiłowała ukarać mnie, wykorzystując jego.Znowu była cała.Miała moc uczynienia wszystkiego, co ze­chce.Kępowała mocą tylko mnie, kiedy byłam u szczytu potęgiZnalazłam się tak blisko skraju najczarniejszej rozpaczy, jak mi się to nie zdarzyło nigdy w życiu.Radisha zapowiedziała swe wejście pukaniem.Towarzyszyła jej drobią kobieta w różowym sań.Radisha przedstawiła ją:- To jest doktor Datirhanahdahr.Pochodzi z rodziny lekarzy.Jest najlepsza.Nawet jej męscy koledzy przyznają, iż ma pewne kompetencje.Opowiedziałam jej o swoich objawach.Słuchała, kiwając gło­wą.Kiedy skończyłam, powiedziała:- Musisz się rozebrać.Sądzę, że wiem, co ci dolega, ale wolałabym sprawdzić.Radisha podeszła do drzwi celi i zasłoniła widok.- Mogę się odwrócić, jeśli twoja skromność tego wymaga.- Jaka skromność? - Rozebrałam się.Istotne, byłam trochę zawstydzona.Nie chciałam, aby oglą­dano mnie w takim stanie.Lekarka przeglądała mi się przez chwilę.- Tak też myślałam.- C co chodzi?- Nie wiesz?- Gdybym wiedziała, coś bym z tym zrobiła.Nie lubię być chora.- Przynajmniej od czasu inicjacji skończyły się koszmary.Mogłam normalnie spać.- Będziesz musiała jakoś z tym żyć, przynajmniej przez pe­wien czas - W jej oczach igrały iskierki.To było cholernie dziwne podejście jak na lekarza.- Jesteś w ciąży.LXIXKonował stanął w miejscu, z którego obrońcy miasta mogli go wyraźnie widzieć.Murgen stał obok ze sztandarem.Łabędź odbił od brzegu, siedział w łodzi, którą kawalerzyści ukradli znad brzegu rzeki po północnej stronie wzgórz.- Sądzisz, że przyjdzie? - zapytał Murgen.- Być może nie sam.Ale kogoś wyśle.Będzie chciał się upewnić w taki lub inny sposób.Murgen wskazał na żołnierzy z Ziem Cienia, rozstawionych wzdłuż brzegu.- Wiesz, o co w tym wszystkim chodzi?- Mogę się domyślać.Oboje, Mogaba i Pani, roszczą sobie pretensje do Kapitanatu.Ona zajęła się Wirującym Cieniem, ale uznała, że poinformowanie o tym Mogaby może być niewygodne.Dopóki pozostaje zamknięty w Dejagore, nie stanowi problemu.- Słusznie.- Głupiec.Nic takiego nie zdarzyło się nigdy dotąd, Murgen.Nigdzie w Kronikach nie znajdziesz nawet wzmianki na temat sporów o sukcesję.Większość Kapitanów obejmowała swoje stanowisko tak jak ja, wrzeszcząc i wierzgając.- Większość nie miała przed sobą świętej misji.Zarówno Pani, jak i Mogaba, mają.- Pani?- Postanowiła, że zrobi wszystko, aby wyrównać rachunki z Władcami Cienia.Za twoją śmierć,- To doprawdy mądre.Ale taka właśnie jest.- Wydaje się, że Łabędzia już dostrzeżono.Twoje oczy są lepsze od moich.- Jakiś czarny wchodzi do łodzi razem z nim.Czyżby Moga­ba tak szybko się zdecydował?- Wysyła kogoś.Pasażerem Łabędzia okazał się porucznik Mogaby, Sindawe, oficer wystarczająco sprawny, by dowodzić legionem.Konował oddał mu salut.- Sindawe.Czarny mężczyzna odpowiedział niezobowiązującym salu­tem.- To naprawdę ty?- Jak tu stoję.- Ale przecież nie żyjesz.- To tylko plotki rozpowszechniane przez naszych wrogów.Długa historia.Nie czas teraz, by opowiedzieć ją w całości.Słyszałem, że sprawy nie mają się tam najlepiej.Sindawe odprowadził.Konowała poza zasięg spojrzeń oblężonych i usiadł na skale.- Mam niezły orzech do zgryzienia.Konował rozsiadł się naprzeciw niego, mrugnął.Podczas marszu na południe mocno nadwerężył zwichniętą kostkę.- Jakiż to?- Przysięgałem swym honorem służyć Mogabie, jako pierw­szemu pośród Nar.Muszę więc go słuchać.Ale on oszalał.- Tak też mi się wydaje.Co się stało? Był idealnym żołnie­rzem, nawet wówczas, gdy nie zgadzał się ze sposobem, w jaki ja kierowałem sprawami.- Ambicja.On jest nawiedzony.Właśnie dlatego został pierw­szym pośród Nar.- Między Nar dowództwo zawdzięczało się zwycięstwu w szczególnym rodzaju żołnierskiego turnieju atletycznego.Dowódcą zostawał człowiek najbardziej sprawny fizycznie.- Przyłączył się do twojej wyprawy, sądząc, że jesteś słaby, i że szybko zginiesz.Nie widział żadnych przeszkód, by cię natychmiast zastąpić, dzięki czemu stałby się jedną z nie­śmiertelnych gwiazd Kronik.Wciąż jest dobrym żołnierzem.Robi jednak wszystko dla dobra Mogaby, a nie Kompanii albo przyjętego przez nią zamówienia.- W większość struktur organizacyjnych wpisane są mechanizmy radzenia sobie z takimi problemami.- Mechanizmem Nar jest wyzwanie.Walka lub turniej.W tej sytuacji to odpada.Wciąż jest najszybszy, najzręczniejszy i naj­silniejszy spośród nas.Wybacz, ale wciąż jest najlepszym taktykiem.- Nigdy nie twierdziłem, że jestem geniuszem.Zostałem Ka­pitanem, ponieważ wszyscy głosowali przeciwko mnie.Nie chcia­łem tego, ale opierałem się znacznie słabiej, niż wszyscy pozostali do tego dążą.Jednak nie abdykuję tylko dlatego, by Mogaba mógł w ten sposób wznieść się ku chwale.- Moje sumienie nie pozwala mi nic więcej powiedzieć.Nawet teraz czuję się jak zdrajca.Wysłał właśnie mnie, ponieważ od dzieciństwa byliśmy jak bracia.Jestem jedynym człowie­kiem, któremu jeszcze ufa.Nie chce go zranić.Ale on wyrządza nam krzywdę.Splugawił nasz honor i nasze przysięgi jako straż­ników.“Strażnicy" to słowo z języka Nar, dla którego nie ma dokład­nego tłumaczenia.Kryły się w nim implikacje obrony słabych i zachowywania niewzruszonej postawy w obliczu zła.- Słyszałem, że usiłuje rozniecić krucjatę religijną.Sindawe zdawał się mocno zmieszany.- Tak.Od samego początku niektórzy z nas oddawali cześć Ciemnej Matce.Nie wiedziałem, że był jednym z nich, chociaż powinienem podejrzewać.Jego przodkowie byli kapłanami.- Co on ma zamiar teraz zrobić? Nie sądzę, by się ucieszył na wiadomość o moim zmartwychwstaniu.- Nie wiem.Obawiam się, iż będzie utrzymywał, że ty to nie ty.Może nawet uwierzyć, że jesteś jakąś sztuczką Władców Cienia.Wielu ludzi sądzi, że widzieli, jak zginąłeś.Nawet twój chorąży.- Wielu ludzi widziało, jak zostałem trafiony.Jeżeli ktokol­wiek wypytałby Murgena dokładnie, wiedziałby, że żyłem, kie­dy mnie zostawił.- Wciąż mam dylemat.- Sindawe potrząsnął głową.Konował nie zapytał, co się może zdarzyć, jeżeli spróbuje wyeliminować Mogabę.Sindawe dał mu do zrozumienia, że Nar będą walczyć.W każdym razie to i tak nie było w jego stylu.Nie likwidował ludzi tylko dlatego, że stanowili drobne utrapienie.- A więc muszę tam pójść i stanąć z nim twarzą w twarz.Albo mnie zaakceptuje, albo nie.Ciekawe, po czyjej stronie staną Nar, jeżeli on wybierze bunt.- Wymierzysz mu karę?- Nie zabiję go.Szanuję go.Jest wielkim żołnierzem.Być może pozostanie nim.A może nie.Jeśli nie, będzie musiał zre­zygnować z udziału w naszych poszukiwaniach.Sindawe uśmiechnął się.- Jesteś mądrym człowiekiem, Kapitanie.Pójdę mu wszystko przekazać.Oraz pozostałym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •