[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uciekam przed naszymi ludzmi.Komiczne, co?- Co pan ma na myśli?- Mam na myśli.zmowę między KGB a SIS.Słuchaj, Massinger, ja już jestemtrup, rozumiesz? - Głos urwał się niemal w pół słowa.Massinger wyczuł, że Australij-czyk jest kompletnie wyczerpany, stoi przed ścianą, której nie ma siły ani nadziei sfor-sować.Goni resztkami sił.- Nie rozumiem.- Gówno tam nie rozumiesz! - wrzasnął Hyde; tu, w mieszkaniu, czuło się niemalfizyczną obecność przerażonego i zdesperowanego człowieka.- Czego pan, kurna, nierozumiesz? Wiedeńska placówka próbowała mnie wykończyć, załatwić, utłuc! - Sły-chać było, jak Hyde przełknął ślinę, bo mu zaschło w gardle, po czym ciągnął dalej: -Chciałem się zgłosić.wiedziałem, że staremu potrzebna jest pomoc.zatelefonowa-łem do placówki, podałem kod identyfikacyjny.- Mówił z taką determinacją, że zda-wało się, iż nic nie może go powstrzymać.Był niczym rozbitek na tonącej łodzi.Straciłjuż kontrolę nad sytuacją i samym sobą, kiedy błysnęła iskierka nadziei: wizję ratunkuprzybliżały międzynarodowe łącza telefoniczne.- Dziesięć minut, potem pojawiło sięKGB uzbrojone po zęby.Chcieli mnie wykończyć.Miałem zostać uciszony na zawsze,bo widziałem Kapustina podczas akcji przeciwko staremu.74Hyde niczym wytrawny dramaturg uznał, że ujawnił wystarczająco dużo tajemnic.Niedokończył zdania.Massinger słyszał jego chrapliwy oddech.Informacje śmigały mupod czaszką niczym iskry z podsycanego ogniska: zmowa.Kapustin.placówka wie-deńska.zmowa.- Hyde - zdołał wykrztusić wreszcie - nie mogę w to uwierzyć.- To niech się pan postara.- Pan musi.musi pan.- Przeżyć, co? Bardzo sobie tego życzę.No, a jak pan mi pomoże osiągnąć tenambitny cel?- A papiery? - Dokumenty trzymała w potężnej dłoni Ros, przyciskając je dopiersi.Wyglądało na to, że odda je Massingerowi.Kotka uniosła na chwilę głowę izasnęła z powrotem.Zwierzęciu nie przeszkadzała atmosfera napięcia panująca wpokoju.- Miasto jest zablokowane na amen.Jeżeli mam się stąd wydostać, muszę miećdokumenty.Daj mi pan Ros, to powiem jej, gdzie je wysłać.Zmowa.Kapustin.wiedeńska placówka.KGB.SIS.zmowa.- Przywiozę je panu osobiście - rzucił nagle Massinger.- Musimy pogadać.- Samsię dziwił, co wyczynia jego chłodny krytyczny umysł.- Pan sam przyjedzie? - Upewnił się podejrzliwie Hyde.W jego głosie słychaćjednak było wyraznie także ulgę.- Przyjadę.Przywiozę je.Musimy pogadać.- Kiedy?- Jutro, pojutrze.Muszę być ostrożny.- Siedzą panu na karku? - atakował Hyde.- Nie.Odradzono mi obronę Aubreya.To zresztą pana nie dotyczy, nie kojarząmnie z panem.- Obraz niebieskiej cortiny na rogu Philbeach Gardens żywo stanął muprzed oczyma.- Niech pan mi da trochę czasu na zatarcie śladów.Tak czy owak, mu-szę się jeszcze zobaczyć z Shelleyem.- Nie!- Niech się pan uspokoi, nic o panu nie powiem.To dotyczy Aubreya.Zostałwrobiony.- Jak oni to zrobili? No i, do diabła, kto?- KGB.Więcej właściwie nie wiem.Ale.Shelley ma dla mnie dodatkowe in-formacje.- Ja też coś mam.Na rany Boga, niech pan uważa.Powiedziałem: zmowa, i do-kładnie to mam na myśli.- Hyde powoli przychodził do siebie.Był jak pacjent, który75krwawi i słabnie, ale odzyskuje jasność umysłu i równowagę ducha.Jego wybuchspowodował, że uciekła z niego para, ciśnienie wyrównywało się już, czuł, że znajdziew sobie dość woli przetrwania, aby doczekać się przyjazdu Massingera do Wiednia.-Strzeż się pan własnego cienia.Ktoś chce, po pierwsze, załatwić mnie, po drugie: wy-łączyć Aubreya z gry.To może być każdy.To jest ktoś, kogo stać na wydanie rozkazuwykończenia własnych ludzi i kto wierzy, że jego polecenie zostanie wykonane.Ktoś,kto tu, w Wiedniu, zorganizował łączność w obie strony między SIS i KGB.Rozumiepan?- Rozumiem implikacje - wyszeptał Paul.Niebieska cortina.Aubrey w pułap-ce.niebieska cortina.zmowa.To słowo raziło jak pocisk.W lewej skroni odezwałosię bolesne łomotanie.Pomasował to miejsce.- Rozumiem - powtórzył.- Pan jest moją ostatnią szansą - powiedział Hyde spokojnie.- Wiem.Potrzebuję trochę czasu.Niech pan.niech pan zadzwoni do swojej go-spodyni jutro o tej samej porze.- Spojrzał pytająco na Ros, a ta kiwnęła głową z przy-zwoleniem.- O tej samej porze - powtórzył.- Będzie miała dla pana wiadomość.Iniech pan nie szuka guza do tego czasu.- Dobra jest, koleś.- Hyde zamilkł na chwilę.Ostatnie słowa słychać było bardzoniewyraznie, dochodziły jakby z innego świata, zdawało się, że połączenie może zostaćprzerwane w każdej chwili.- W porządku - usłyszał Paul jego głos.- Wierzę panu.Wprawdzie wszyscy uważali pana za zbyt delikatnego do naszej roboty, ale to pan byłnajbliższym kumplem Aubreya.No dobra - roześmiał się z własnego niezbyt subtelne-go żartu - ostatecznie w każdej chwili mogę pana załatwić, jak już pan tu będzie, nonie?- Może pan.Jeśli nie spełnię pańskich oczekiwań.Połączenie zostało przerwane, w słuchawce zapadła cisza.Hyde raptem znikł, takjakby nigdy nie było tej rozmowy.Jakby ktoś go schwytał.Massinger ostrożnie odłożył słuchawkę.Ros patrzyła na niego surowo, ale wyrazjej twarzy wskazywał, że kobieta się boi.- Postaram się to załatwić.Najlepiej, jak tylko potrafię - uspokoił ją.- Tymcza-sem nic pani nie wie.%7ładnych telefonów od Hyde'a nie było, nie spodziewa się paniżadnych wieści.Jako właścicielka mieszkania jest pani na niego tak wściekła, że chybawynajmie je pani komuś innemu.Jasne?- Okay - zgodziła się Ros niepewnie.- W porządku, muszę już iść - spojrzał szybko na zegarek.Dziesiąta dwadzieścia.Czeka go spotkanie z Shelleyem, musi się pośpieszyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]