[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pierwszyraz na Wschodzie?-Tak.- Ciekaw jestem, co pani o tym wszystkim myśli.Musimy kiedyś porozmawiać.Zaraz, zaraz, czy myśmy się już kiedyś spotkali? Mam krótki wzrok, a pani się nie przedstawiła.- Nie zna mnie pan - odparła Victoria.- Jestem znajomą Edwarda.- Znajoma Edwarda! - rzekł doktor Rathbone.- To wspaniale.A czy Edward wie, że pani jest w Bagdadzie?- Jeszcze nie.- Będzie miał miłą niespodziankę po powrocie.- Po powrocie? - spytała Victoria opadającym głosem.- Tak, Edward pojechał do Basry.Posłałem go tam po nasze skrzynie z książkami.Były okropne opóźnienia na cle, nie można było zwolnić książek.Potrzebny był kontakt osobisty, a Edward do tego świetnie się nadaje.Wie, kiedy czarować, a kiedy się pokłócić, i nie spocznie, póki nie załatwi sprawy do końca.Jest niesłychanie uparty.Piękna cecha u młodego człowieka.Wysoko cenię Edwarda.Tu błysnęło mu oko.- Ale nie muszę chyba, młoda damo, piać przed panią peanów na jego cześć?- Kiedy.kiedy Edward wraca z Basry? - spytała Victoria słabym głosem.- Trudno mi powiedzieć.Musi skończyć z książkami, a w tym kraju nie wolno się spieszyć.Niech mi pani poda swój adres, a obiecuję pani, że Edward się do pani odezwie, zaraz jak wróci.- Chciałam zapytać - Victoria mówiła z desperacją w głosie, świadoma swej katastrofalnej sytuacji finansowej - czy.czy mogłabym dostać tutaj jakąś pracę?- O, to mi się podoba - powiedział serdecznie doktor Rathbone.- Oczywiście.Potrzebujemy każdej pary rąk do pracy, wszelkiej pomocy.A zwłaszcza liczymy na dziewczęta z Anglii.Nasza działalność przebiega wspaniale, naprawdę wspaniale, ale wciąż jest tyle do zrobienia.Ludzie są pełni zapału.Mam już trzydziestu ochotników, powtarzam: trzydziestu, wszyscy zapaleńcy! Jeśli ma pani poważne intencje, będzie pani dla nas niezwykle cennym nabytkiem.Słowo “ochotnik" niemile zadźwięczało Victorii w uszach.- Chodzi mi o płatną pracę - powiedziała.- Mój Boże - Rathbone'owi zrzedła wyraźnie mina.- To sprawa trudniejsza.Nasz etatowy personel jest bardzo szczupły i obecnie, przy pomocy ochotników, zupełnie nam wystarcza.- Nie mogę sobie pozwolić, żeby nie zarabiać - tłumaczyła się Victoria.- Jestem wykwalifikowaną stenotypistką - dodała bez cienia wstydu.- Nie wątpię, że jest pani wykwalifikowana, moja miła, od pani wprost biją kwalifikacje.Ale dla nas to problem pieniędzy.Gdyby podjęła pani gdzieś pracę, mam nadzieję, że znajdzie pani i dla nas trochę czasu.Większość naszych współpracowników pracuje na innych posadach.Jestem pewien, że będzie to dla pani nader pobudzająca działalność.Trzeba wreszcie położyć kres okrucieństwu, wojnom, niesnaskom, wzajemnej nieufności.Brak wspólnej płaszczyzny porozumienia to nasza choroba.Teatr, sztuka, poezja, wielkie wartości ducha, nie ma w nich miejsca na małostkową zazdrość czy nienawiść.- Nno.tak - powiedziała niepewnie Victoria.Przypomniała sobie swoich różnych znajomych, artystów, wręcz opętanych uczuciem najbardziej trywialnej zazdrości i gwałtownej nienawiści.- Mam tłumaczenia “Snu nocy letniej" w czterdziestu językach - powiedział doktor Rathbone.- Młodzież czterdziestu różnych narodowości odbierająca to samo arcydzieło.Młodzież - w niej leży klucz do sprawy.Dla mnie tylko młodzi się liczą.Kiedy umysł i duch tracą prężność, jest już za późno.Tak, młodzi, nie kto inny, muszą iść razem.Niech pani weźmie tę dziewczynę na dole, Catherine, tę, która panią do mnie przyprowadziła.To Syryjka z Damaszku.Jesteście prawie w tym samym wieku.Normalnie nigdy byście się nie zbliżyły, nic was nie łączy.Ale w Gałązce Oliwnejpani i ona, i wiele, wiele innych, Rosjanki, Żydówki, dziewczęta z Iraku, Turcji, Armenii, Egiptu, Iranu, wszystkie spotykacie się i lubicie, czytacie te same książki i dyskutujecie o malarstwie i muzyce (mamy zresztą doskonale prowadzone odczyty), poznajecie inne punkty widzenia, i to jest wspaniałe, słowem, tak powinien wyglądać świat.Victoria pomyślała jednak, że doktor Rathbone przyjmuje zbyt optymistyczne założenie; w jego mniemaniu te tak różne osoby, spotykające się ze sobą, muszą się koniecznie polubić.Na przykład ona i Catherine zdecydowanie się nie polubiły.I Victoria podejrzewała, że im dalej, tym będzie gorzej.- Edward jest wspaniały - stwierdził doktor Rathbone.-Wszyscy go lubią.Może dziewczęta bardziej niż chłopcy.Tutejsi studenci, chłopcy, są z początku trochę trudni, podejrzliwi, niemal wrodzy.Ale dziewczyny uwielbiają Edwarda, zrobią dla niego wszystko.A Edward szczególnie przyjaźni się z Catherine.- Ach tak - powiedziała chłodno Victoria.Jej antypatia do Catherine wzrosła jeszcze bardziej.- No dobrze - podsumował doktor Rathbone.- A więc czekamy na pani pomoc.Brzmiało to jak odprawa.Rathbone uścisnął serdecznie dłoń Victorii.Victoria wyszła z pokoju, zeszła na dół.Catherine stała przy drzwiach i rozmawiała z jakąś dziewczyną z małą walizką w ręku.Dziewczyna była ładna, ciemnowłosa i przez chwilę Victoria miała wrażenie, że gdzieś już ją widziała.Ale w zachowaniu dziewczyny nic nie wskazywało na to, że ją poznaje.Obie kobiety rozmawiały o czymś z zapałem w nieznanym Victorii języku.Kiedy się pojawiła, przerwały rozmowę i patrzyły na nią w milczeniu.Victoria podeszła do drzwi i, wychodząc, zmusiła się do rzucenia Catherine uprzejmego “do widzenia".Z krętej uliczki wyszła na ulicę Raszida.Wolnym krokiem wracała do hotelu, patrząc niewidzącym wzrokiem nauliczne tłumy.Starała się nie myśleć o swoim beznadziejnym położeniu (bez grosza w Bagdadzie), koncentrując się na osobie Rathbone'a i w ogóle na Gałązce Oliwnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]