[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znałam pewnego staruszka, którego przyjaciel walczył pod Waterloo.- No nie.Całe lata przed tysiąc dziewięćset czter­nastym.Wtedy ludzie często zatrudniali obce piastunki, madmoiselly i frołlajny.Tak mówiła mi babcia.A tę dziewczynę każdy lubił, wszystkim się podobała.- Mieszkała wtedy tutaj, w Wawrzynach?- Dom nazywał się inaczej, tak mi się w każdym razie zdaje.Mieszkała u Parkinsonów albo Perkinsów.Dzisiaj takie dziewczyny nazywa się opiekunkami do dzieci.Pochodziła z tego samego miejsca, co paszteciki, wie pani, można je kupić u Fortnuma & Masona.Drogie paszteciki na przyjęcia.Ktoś mi mówił, że to takie miasto - w połowie francuskie, a w połowie niemieckie.- Strasburg? - podsunęła Tuppence.- Tak.właśnie tak.Malowała obrazki.Zrobiła portret mojej ciotecznej babki.Ciotka Farmy mówiła, że bardzo ją postarzał.I namalowała jednego z chłopców Parkin­sonów.Ma go jeszcze pani Griffin.Myślę, że ten chłopak coś odkrył, ten, któremu namalowała portret, znaczy się.Chyba był chrześniakiem pani Griffin.- Czy może chodzi ci o Alexandra Parkinsona?- Tak, to ten.Pochowano go koło kościoła.ROZDZIAŁ DRUGIPoznajemy Matyldę, Ukochanego i KKNastępnego ranka Tuppence wyruszyła na poszuki­wanie dobrze znanej w wiosce osobistości, zwanej zwy­kle starym Izaakiem lub.przy bardziej formalnych oka­zjach, panem Bodlicott - o ile ktokolwiek pamiętał jego nazwisko.Izaak Bodlicott należał do lokalnych “znako­mitości".Był sławny z powodu wieku - twierdził, że ma dziewięćdziesiąt lat (w co nikt nie wierzył) i po­nieważ potrafił naprawić niemal wszystko.Jeśli próba dodzwonienia się do hydraulika spełzła na niczym, szło się do starego Izaaka.Pan Bodlicott.choć nie miał odpowiednich kwalifikacji, przez długie lata swojego życia dobrze zaznajomił się z każdym problemem kana­lizacyjnym: wannami, piecami gazowymi i, przy okazji, z różnorodnymi niesprawnymi urządzeniami elektrycz­nymi.Pod względem finansowym jego usługi przedsta­wiały się korzystnie w porównaniu z wykwalifikowanym hydraulikiem, a dokonywane naprawy często były za­skakująco udane.Zajmował się stolarką, zamkami, wie­szał obrazy (choć czasem dość krzywo), znał się na sprężynach starych foteli.Główną wadą jego usług była gadatliwość.Swoje przemowy przerywał jedynie po to, by poprawić sztuczną szczękę tak.by jego wymowa na powrót stała się zrozumiała.Jego wspomnienia dotyczące dawnych mieszkańców okolicy wydawały się nie mieć kresu.W sumie jednak trudno było odkryć, na ile można mu wierzyć.Pan Bodlicott nie należał do ludzi, którzy cofnęliby się przed przyjemnością, jaką daje powtarzanie niektórych naprawdę dobrych historyjek sprzed lat.Te porywy wyobraźni, przedstawiane jako własne wspo­mnienia, zaczynał zwykle tym samym wstępem.- Zdziwiłaby się pani, i to mocno, gdybym opowie­dział, co wiem.Naprawdę.Wszyscy myśleli, że znają prawdę, ale mylili się.Kompletnie się mylili.To była starsza siostra.Naprawdę.A wyglądała na taką miłą dziewczynę.Na ślad naprowadził ich pies rzeźnika.Pobiegł za nią do domu.To nie był jej własny dom.jak można by pomyśleć.Ech, ja mógłbym sporo o tym opowiedzieć.No a stara pani Atkins? Nikt nie wiedział, że trzymała w domu rewolwer - oprócz mnie.Dowie­działem się, kiedy wezwała mnie.żebym naprawił jej komodę.Tak nazywa się te wielkie skrzynie, nie? No właśnie.Komody.Zgadza się.Ona miała siedemdziesiąt pięć lat, a w szufladzie, znaczy się w szufladzie komody, do której mnie wezwała, leżał rewolwer.Zawinięty w płócienne pantofle.Rozmiar numer trzy.Chociaż może dwa.Z białego atlasu.Na maleńką stopę.Mówiła, że to ślubne pantofle jej prababki.Może.Ale gdzieś słyszałem, że kupiła je w sklepie z osobliwościami, choć ja tego nie widziałem.I zawinęła w nie broń.Tak.Mówiono, że przywiózł go jej syn.Ze Wschodniej Afryki.Wyjechał tam polować na słonie.A kiedy wrócił do domu, przywiózł ze sobą ten rewolwer.I wie pani, co ta staruszka robiła? Syn nauczył ją strzelać.Siadała przy oknie w saloniku i kiedy na podjeździe pojawiali się jacyś ludzie, strzelała do nich.celując po obu stronach nieszczęśnika.Tak.Każdy bał się śmiertelnie i zwiewał.Mówiła, że nie pozwoli, aby ludzie przychodzili ot.tak i straszyli ptaki.Bardzo je lubiła.Niech pani weźmie pod uwagę, że nigdy nie strzeliła do ptaka.Tego by nie zrobiła.No a historia z panią Letherby? Prawie ją przyłapali.Tak, kradła towary ze sklepu.Była bardzo sprytna, jak mówiono.I jeszcze bogatsza, niż przypusz­czano.Namówiwszy pana Bodlicotta, by wymienił szybę w świetliku w łazience, Tuppence zastanawiała się, jak skierować jego przemowę na wspomnienia z przeszłości przydatne jej i Tommy'emu w odkryciu tajemniczego schowka ze skarbami lub interesującego sekretu, o któ­rym nie mieli jeszcze pojęcia.Stary Izaak nie miał nic przeciwko wykonywaniu napraw dla nowych lokatorów.Jedną z głównych przyjemności w jego życiu było poznawanie tylu nowych mieszkańców wioski, ilu tylko można.Nic lada wydarzeniem było dla niego spotkanie ludzi, którzy jeszcze nie słyszeli o jego wspaniałej pamięci i intrygujących wspomnieniach.Ci, któ­rzy go znali, nieczęsto zachęcali go do powtarzania opo­wieści.Ale nowa publiczność! To było zawsze mile wyda­rzenie.Podobnie jak pokazywanie, ilu łachów nabył, wy­konując rozliczne usługi dla miejscowej społeczności.Nie odmawiał sobie komentarza.- To szczęście, że stary Joe się nie zaciął.Mógł sobie rozkwasić twarz.- Rzeczywiście.- Na podłodze leży jeszcze trochę szklą.- Wiem - odparła Tuppence.- Nie mieliśmy czasu posprzątać.- No, ale ze szkłem nie można ryzykować.Wie pani, co to szkło.Mały odłamek może wyrządzić wiele krzywdy.Można nawet umrzeć, jeśli dostanie się do żył.Pamiętam pannę Lavinię Shotacomb.Nie uwierzyłaby pani.Tuppence nie dała się skusić na historię panny Lavinii.Wspominali jej o tym inni mieszkańcy wioski.Najwyraźniej miała siedemdziesiąt lub osiemdziesiąt lat, była głucha i niemal całkiem ślepa.- Przypuszczam - wtrąciła się, zanim Izaak zaczął wspominać Lavinię Shotacomb - że zna pan wielu ludzi i mnóstwo historii, które wydarzyły się tu w przeszłości.- No, nie jestem już tak młody jak dawniej.Mam ponad osiemdziesiąt pięć lat.Dobijam do dziewięćdziesiątki.Zawsze miałem dobrą pamięć.Wie pani, pewnych rzeczy się nie zapomina.Nie ważne, jak dawno to było, coś pani przypomni całą sprawę i wszystko wraca.Nie uwierzyłaby pani, co mógłbym opowiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •