[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żaneta jeszcze raz promiennie się uśmiechnęła i bez słowa wyszła z jadalni.- Szkoda, że Patrycja z nami nie poszła, pogoda jest chu.chu, chu, chu, no jest zimno, ale szykuje się gorąca noc, czuję, że będzie rozrywkowe - Liroya bawiła cała ta sytuacja.- Marian ku.stosz muzeum, ta żmija jest o ciebie zazdrosna, nie do wiary.Mówię ci, ona ma zepsuty wzmacniacz, bo inaczej to niemożliwe, albo naprawdę jest ostro psychiczna.- E tam, zazdrosna.Wściekła się, że o tych wilkach wspomniałem, rzeczywiście pognała dziś do schroniska, aż się kurzyło.- Wilki wilkami, ale wcześniej, jak na Monikę, i jak na Jadzię patrzyła.Facet, ty ją może rzeczywiście dziś bzykniesz, chole.sterol, a ja powiedziałem, że mi kaktus na kutasie.- Marianku, zlituj się nade mną, nie rób mi tego -Monika słysząc o kaktusie na przyrodzeniu Liroya złożyła błagalnie ręce.- Wybacz, Moniko, nie chcę, ale muszę.Wiesz, instynkt zachowania gatunku - odpowiedział Marian.- Marian, błagam - droczyła się Monika.- O moja kochana, podpadłaś teraz, Patrycja mnie bardziej kocha, popatrz, poświęciła się, została posprzątać mieszkanie, to ten kaktus też by zniosła - powiedział Liroy, symulując karcący ton.- Liroy, żebyś ty się nie zdziwił, zobaczysz, wrócisz do domu, a tam czyściutko, posprzątane, na stole świeżutkie gazetki, śledzik, ogóreczek, a za stołem trzy brygady kamieniarzy z Giewontu.Oczywiście twoja oddana Patrycja pod stołem.Będziesz mógł zagrać w kamienne twarze -wtrącił się Marian.- Jak to, w „kamienne twarze” - Liroy nie do końca ogarnął wizję roztoczoną przez ministra zarządzania krajobrazem.- No wiesz, to taka gra zespołowa.Zawodnicy zza stołu robią dla zmyłki różne głupie miny, a ty stoisz i musisz zgadnąć, komu w tym momencie Patrycja, robi przyjemność pod stołem.Liroya skręciło ze śmiechu, natomiast Monika nieco się skrzywiła.Wreszcie Liroy wyśmiał się na tyle, by znowu móc mówić:- Patrz, Monika, zawsze ci mówiłem, że ten nasz Marian to jest święty asceta, prawie jak ten średniowieczny Abelard, co całe życie wzdychał do zakochanej w nim Heloizy, tylko nawet nie śmiał pomyśleć, że ona też ma tyłek, który się marnuje.Ale wyszło szydło z worka, nasz Marianek to jest zwykła kryptoświnia, a nie żaden święty.- Liroy, twoje metafory można o kant dupy potłuc, bo Żaneta mnie nie kocha, a poza tym jej tyłek bynajmniej się dotąd nie marnował, opowiadałem ci - obruszył się Marian.- Kocha cię, kocha, tylko ona jest kopnięta, więc to się u niej objawia tak, że się można nie domyślić.Ale to jej wejście smoka dzisiaj.Bzykanko masz jak w banku.Za oknem błysnęło.Ale grzmotu nie było jeszcze słychać.Mariana coś tknęło.- Pójdę zobaczyć, czy dobrze nastawiła tę temperaturę, jeszcze jej ręka drgnęła z nerwów i się tam ugotuje ze złości.- Albo z zazdrości o ciebie Marian, jakby co, to rżnij, póki gorąca.- Liroy, jak ty mówisz - Monice nie spodobała się poetyka wypowiedzi Liroya.- O, przepraszam, „rżnij” to nie jest brzydkie słowo.- Nie, ja już nie mam do ciebie siły - Monika z wychowawczej bezradności opuściła ręce.Dłoń Mariana naciskała klamkę.- Marian, poczekaj, weź to, bo widzę swojego nie masz - Liroy rozpiął pasek ze spodni i zaczął go wysupływać ze szlufek.- Zgłupiałeś, przecież nie będę jej bił - Marian zrobił oburzoną minę.- A czy ja ci mówię, żebyś ty ją bił? To tylko w trosce o ciebie, jakbyś miał problemy.- Jakie problemy.Jakby nie chciała, czy co?- Nie.Jakby tobie nie chciał.zastartować, wiesz, Marian, przecież ty jesteś masochistą.Ona już osiemnaście lat cię dręczy, tak? Chyba tylko za to ją kochasz.to wiesz, możesz nie mieć zapłonu, jak teraz będzie za miła.Marian nic nie odpowiedział, tylko patrząc Liroyowi w oczy, popukał się w głowę.- Nie chcesz, to nie, ale mówię ci, w razie co trzasnęłaby cię w dupsko ze trzy razy i zaraz byś ruszył jak młot pneumatyczny.To co, bierzesz ten pasek?- Obejdzie się - odpowiedział Marian i wyszedł z jadalni.Liroy z powrotem wsuwał pasek w szlufki, natomiast Monika i pani Jadzia jeszcze przez pięć minut na przemian chichotały i krztusiły się ze śmiechu.Na schodach zejściowych do piwnicznej części schroniska, gdzie mieściła się sauna, światło było zgaszone.Marian zdziwił się nieco, zapalił je i zszedł w dół.W saunie też się nie świeciło.Marianowi gula podeszła do gardła, uchylił obite boazerią drzwi, ale w środku nie było ani ciepło, ani duszno - parownik w ogóle nie był włączony.To gdzie ta cholera jest? No tak, obraziła się i sama siedzi w pokoju - pomyślał Marian i zaczął wchodzić z powrotem na górę.Nagle żarówka przygasła na ułamek sekundy, a potem rozległ się potężny grzmot pioruna, który musiał uderzyć gdzieś blisko.Marian przyspieszył kroku.***Niebo poczęło się zaciągać coraz mocniej; chmury wypełzały ze wszystkich jam, podnosiły potworne łby, przeciągały zgniecione kadłuby, rozwichrzały siwe grzywy, zielonawymi kłami błyskały i szły całym stadem, groźną ponurą i milczącą ciżbą waliły się na niebo; szły od północy czarne olbrzymie góry - postrzępione, podarte, spiętrzone, rosochate niby kupy borów podruzgotanych, przerywanych głębokimi przepaściami, zasypanych zielonawymi ławicami lodu, a parły się naprzód z dziką mocą, z głuchym poszumem; od zachodu zza borów czarnych, nieruchomych wysuwały się z wolna sine, obrzękłe zwały prześwitujące gdzieniegdzie jakby ogniem, a szły jedna za drugą rzędem nieskończonym, ciągiem coraz większym jakoby te klucze ptaków wielgachnych; zaś od wschodu wywlekały się chmury płaskie, zrudziałe, przekrwione, przeropiałe zgoła paskudne; kieby te ścierwa przegniłe ociekające posoką; i od południa szły, ino że zwietrzałe, czerwonawe, podobne do bajorów i trzęsawisk torfowych, a pełne pręg i guzłów sinych, pełne plam i rojowisk strasznych - jakby pełne tego gmerzącego robactwa; a jeszcze i z góry jakby z wygasłego słońca spadały kłakami brudnymi, to sypały się barwione jako te żużle stygnące - a wszystkie szły na siebie, stożyły się w góry przeogromne i zalały niebo czarnym, strasznym kipieliskiem.[3]Anusia Fęcak od dawna marzyła o takim dniu.Nie chciała, żeby to stało się byle kiedy, między szczotkowaniem zębów a śniadaniem.Nie.Marzyła właśnie o takim wieczorze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •