[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego matka była świętą.Maggie przypomniała sobie obrazy torturowanych świętych w sypialni księdza Kellera.Sutanna i celibat mogą być wspaniałą ucieczką, idealną kryjówką. Musimy jeszcze raz przesłuchać Kellera  powiedziała. Nic na niego nie mamy, Maggie. Zrób to dla mnie. Pani O Dell?  Pielęgniarka zajrzała przez drzwi. Ma pani gościa. Najwyższy czas  rzekła Maggie, spodziewając się niepunktualnej wolontariuszki.Pielęgniarka otworzyła szeroko drzwi i uśmiechnęła się zalotnie do przystojnego,złotowłosego mężczyzny w czarnym garniturze od Armaniego.Miał ze sobą tani podręcznyneseser i podobną torbę przewieszoną przez ramię. Cześć, Maggie  odezwał się, wchodząc do pokoju, jakby był u siebie, i rzucając spojrzeniena Nicka, zanim przesłał Maggie swój drogocenny prawniczy uśmiech. Greg? Skąd się tu wziąłeś? ROZDZIAA DZIEWIDZIESITY �SMYTimmy wsłuchiwał się w szum maszyny połykającej jego dwudziestopięciopensówkę, zanimcoś dla siebie wybrał.Mało brakowało, a wybrałby snickersa, ale jego żołądek też miał pamięć,nacisnął więc przycisk z innym batonem.Starał się nie myśleć o nieznajomym i o tamtym ciasnym pomieszczeniu.Musi myślećo mamie i o tym, jak jej pomóc wyzdrowieć.Przestraszył się, widząc ją w tym wielkim białymszpitalnym łóżku, poprzypinaną do różnych urządzeń, które gulgotały, świszczały i brzęczały.Wyglądała nie tak zle, chyba była nawet szczęśliwa, kiedy zobaczyła tatę, chociaż najpierwmusiała na niego nawrzeszczeć.Tym razem tato nie odpowiedział jej krzykiem.Przepraszałtylko.Gdy Timmy wyszedł z pokoju, tata wziął mamę za rękę, a ona mu na to pozwoliła.Tochyba dobry znak, no nie?Timmy usiadł na plastikowym krześle w poczekalni.Odwinął baton i podzielił go na pół.Dziadek Morrelli miał mu przynieść kanapkę z  Subwayu , kiedy już we dwóch sprawdzilisztukę mięsa z miejscowego baru. Subway był po drugiej stronie ulicy, a Timmy nie jadłjeszcze śniadania.Wsadził do ust kawał batonu i trzymał go w buzi, żeby się rozpuścił. A ja sądziłem, że lubisz snickersy.Wystraszony Timmy zakręcił się na krześle.Nie słyszał żadnych kroków. Dzień dobry  wymamrotał z pełną buzią. Jak się masz, Timmy?  Ksiądz Keller poklepał chłopca po łopatce, przez dłuższą chwilęzatrzymując rękę na jego plecach. Dobrze. Timmy przełknął resztę batonika. Mama miała rano operację. Słyszałem. Ksiądz Keller położył worek na krześle obok i przykucnął przed chłopcem.Timmy lubił księdza Kellera za to, że tak go wyróżniał.Czuł się wtedy ważny.Widział tow oczach księdza, łagodnych niebieskich oczach, czasami takich smutnych.Ksiądz Kellernaprawdę się o niego troszczył.Ale te oczy& Oczy księdza Kellera wyrażały tego dnia cośzupełnie innego.Timmy nie potrafił tego nazwać.Skulił się na krześle. Dobrze się czujesz, Timmy? Dobrze& To pewnie te słodycze.Nie jadłem śniadania.Ksiądz gdzieś wyjeżdża?  spytał,wskazując kciukiem na marynarski worek. Zabieram księdza Francisa do grobu.Dlatego tu jestem, żeby się upewnić, czy wszystkogotowe. On tu jest?  Timmy mimowolnie szepnął.  Na dole, w kostnicy.Chcesz iść ze mną? Nie wiem.Czekam na dziadka. Za parę minut będziemy z powrotem.Spodoba ci się.Wygląda tam jak w  Archiwum X. Naprawdę?  Timmy przypomniał sobie odcinek, w którym agentka specjalna Scullydokonywała autopsji.Zastanawiał się, czy zmarli naprawdę są tacy sztywni i sini. A ja mogętam iść? W szpitalu nie będą się gniewać? Nie, nikogo tam nie ma.Ksiądz Keller wyprostował się i wziął worek.Poczekał, aż Timmy wepchnie do buzi resztębatonika, upuszczając niechcący papierek.Kiedy chłopiec przykląkł, żeby go podnieść, zauważyłsportowe buty księdza, lśniąco białe, jak zwykle.Chociaż tego dnia& jedno ze sznurowadełmiało supeł, który łączył dwie przerwane części.W tej samej chwili zacisnął się supeł w żołądkuTimmy ego.Wstał powoli, z lekkim zawrotem głowy.To ten cukier go zemdlił.Podniósł wzrok naksiędza Kellera, na jego uśmiechniętą twarz.Ksiądz wyciągnął do niego rękę i czekał.Jednoszybkie zerknięcie na białe buty.Dlaczego ksiądz ma związane sznurowadło? ROZDZIAA DZIEWIDZIESITY DZIEWITY Skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu?  spytała Maggie, kiedy zostali z Gregiem sami.Rozłożyła ubrania, które parę dni wcześniej starannie spakowała, zadowolona, że wyglądająniezle mimo dwóch podróży przez pół kraju. Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, dopóki nie dotarłem do biura szeryfa.Jakaś lalaw skórzanej spódnicy mi powiedziała. To nie jest żadna lala. Maggie sama nie wierzyła, że staje w obronie Lucy. Nieważne.To wszystko tylko potwierdza moje zdanie, Maggie. Twoje zdanie? Ta praca jest zbyt niebezpieczna.Grzebała w podręcznym bagażu, który jej przyniósł, stojąc do niego tyłem i przysięgającsobie, że nie wybuchnie gniewem, który się w niej gromadził.Póki co cieszyła się z odzyskanychrzeczy.Może to śmieszne, ale dotyk własnej bielizny dawał jej dziwne poczucie kontrolii bezpieczeństwa. Czemu tego nie przyznasz?  upierał się Greg. Czego? %7łe ta praca jest zbyt niebezpieczna. Dla kogo, Greg? Bo to nie jest mój problem.Od początku wiedziałam, że to pociąga zasobą ryzyko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •