[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył puszki konserw mięsnych i rybnych, podał solone masło, ser, suchary, konserwowaną fasolę w sosie pomidorowym, suszone owoce i butelkę rosyjskiej wódki.Wszyscy, porządnie zgłodniali, ochoczo zasiedli do stołu.Na zakończenie posiłku Smuga podarował gospodarzowi woreczek tytoniu.Stary Chińczyk natychmiast przytroczył go sobie do paska spodni.Pykając z fajeczki, zafrasowany, potrząsał głową.Niepewnie zerkał na uchylone drzwi.Widoczne było, że jakaś myśl nie daje mu spokoju.Łowcy niebawem zauważyli dziwne zachowanie starca, toteż Smuga zapytał, czy przypadkiem nie jest mu zimno.Chińczyk zaprzeczył ruchem głowy.- Wóz, dużo koni, broń dobra, worki pełne drogich rzeczy, to niedobrze.Jeśli chunchuzi dowiedzą się, że mamy tak bogatych gości, na pewno tu przyjdą! - wyjaśnił w żargonie rosyjsko-chińskim.Smuga zmierzył starca przenikliwym wzrokiem.Czyżby ci dwaj Chińczycy byli w zmowie z chunchuzami? Pawłow nieraz mówił, że bandyci posiadają wywiadowców wśród licznych mieszkańców, którzy informują ich, kiedy i na kogo warto dokonać napadu.Dlaczego ten starzec i chłopak pozostali na zgliszczach osady w tak bliskim sąsiedztwie dzikiej bandy? Może historia o wymordowaniu rodziny była zwykłą bajeczką, a irbis jedynie przynętą w celu zwabienia w pułapkę?- Czy liczna to banda? - zagadnął, obserwując uważnie tajemniczych gospodarzy.- Wypatrzyłem ich, gdy przeprawiali się na drugi brzeg.Kilkunastu ludzi, może nawet dwudziestu - odparł starzec.- Potem mówiono, że napadli budujących kolej.- Bagatelka! To wypadałoby najwyżej po pięciu na każdego z nas - niedbale wtrącił bosman.Smuga również nie wyglądał na zakłopotanego możliwością spotkania z bandytami.Tomek dostrzegł zagadkowy uśmiech na jego ustach, pomyślał więc, że tym razem złe wiadomości musiały mu być bardzo na rękę.- Ano, zobaczymy jak to będzie! - rzekł Smuga.- Teraz kładźmy się spać, bo nocy zostało nam już niewiele!- Kto pierwszy stanie na straży? - zapytał Tomek.- Nie warto dzisiaj czuwać! Tylko patrzeć świtu - głośno odparł Smuga.Udadżalaka rozścielał właśnie koce na kanach.Bosman ziewnął potężnie; zaczął się rozbierać.- Skoro nie trzymamy wachty, to kimajmy jak susły - mruknął.- Wprawdzie niejeden już, co zaniedbał obowiązku, ze zdziwieniem budził się w królestwie świętego Piotra, ale pan żeś tu dowódcą!- Święta racja, bosmanie, wobec tego nie mrucz i kładź się spać - szepnął Smuga.- Dzisiaj już nikt by nie zdążył powiadomić chunchuzów.- Być może, ale zawsze lepiej nikomu zbytnio nie dowierzać!- Zawsze wierzę tylko sobie - odparował Smuga.- To mów pan tak od razu! - burknął uspokojony marynarz i domyślnie zmrużył oko.Upewniwszy się w ten sposób, że Smuga nie zaniedba ostrożności, bosman, zwyczajem Chińczyków, nago legł na kanach zwrócony głową do środka fanzy, a nogami do ściany.Naciągnął koc na głowę.Prawie zaraz zaczął chrapać.Tomek oraz Udadżalaka poszli w jego ślady.Smuga również ułożył się na posłaniu, twarzą zwrócony ku drzwiom.Udając sen, spod przymrużonych powiek obserwował Chińczyków.Przez jakiś czas Fu Czau szeptem rozmawiał z ojcem.Ten potrząsał głową, co chwila zerkał na śpiących gości.W końcu Fu Czau zdjął z kołka na ścianie starą, powiązaną drutem strzelbę, nabił ją starannie i usiadł na progu w otwartych drzwiach fanzy.Ojciec zdmuchnął świece w latarniach, przykucnął za plecami syna.Smuga odwrócił się na drugi bok.Kwik koni przerwał łowcom zasłużony odpoczynek.Jak na komendę zerwali się z posłań.Jednym spojrzenim upewnili się, czy nikt nie ruszał ich broni.Karabiny stały rzędem oparte o ścianę.Wylegli przed fanzę.Fu Czau właśnie pętał konie i puszczał je na łąkę.Jego ojciec, w słomianym stożkowym kapeluszu na głowie, wyganiał z ogródka warzywnego dwa warchlaki.Łowcy przystanęli przed zagrodą.Starzec powitał ich pokłonem, a następnie rzekł:- Syn mówił mi, że czcigodni goście zamierzają schwytać irbisa.Pewno na wyżynach zapowiada się ostra zima, bo jedna pantera zawędrowała już aż tutaj.Niedawno porwała mi najlepszą świnię.- Czy wiesz może, gdzie urządziła sobie legowisko?- zapytał Smuga.- Wytropiłem ją kilka dni temu - odparł Chińczyk.- To przebiegła sztuka! Zazwyczaj czatuje nad strumieniem przy wodopoju.- Wobec tego prosimy cię, dostojny panie, abyś jeszcze dzisiaj wskazał nam to miejsce - wtrącił Tomek.- Czy naprawdę obiecaliście za to mojemu synowi karabin? - niedowierzająco spytał Chińczyk.Smuga jakby nie dosłyszał pytania i znów zagadnął:- Podobno chunchuzi odwiedzają was dość często? Twój syn mówił nam, że przeżyliście przez nich bardzo ciężkie chwile, czy to prawda?Starzec wyszedł z zagrody.Ręką dał znak, aby goście poszli za nim.Kilkadziesiąt kroków za fanzą ujrzeli niezbyt wysoki płotek upleciony z gałęzi.Okalał on siedem mogił usypanych w jednym rzędzie.Groby były bardzo starannie utrzymane, pokryte kwieciem.- To moja szlachetna małżonka i dzieci - powiedział starzec, oddając głęboki pokłon każdej mogile.- Chunchuzi odebrali mi ich wraz z całym dobytkiem.- Słuchaj, poczciwy człowieku, jeśli kiedykolwiek spotkamy chunchuzów, będziemy o tym pamiętali - powiedział bosman, groźnie marszcząc brwi.- A o ten karabin, przyobiecany twemu chłopakowi, nie kłopocz się więcej! Dostanie go jak amen w pacierzu!Starzec pokłonił się bosmanowi.- Czcigodny panie, taka broń drogo kosztuje.Mój dobry syn odłożył już trochę pieniędzy, mówił mi, że wam je odda!Wsunął się za ogrodzenie.Spod darniny na środkowej mogile wydobył blaszaną puszkę od herbaty, po czym wręczył ją bosmanowi.Marynarz zakłopotany zajrzał do jej wnętrza.Trochę wzruszony spoglądał na garść srebrnych monet.W końcu zanurzył dłoń w kieszeni, wyjął złotą pięciorublówkę, wrzucił ją do “skarbonki” i zamknął wieko.- Schowaj to na czarną godzinę - mruknął, wciskając puszkę do rąk Chińczyka.- Chodźmy do fanzy, zaraz damy ci ten karabin.Starzec jeszcze raz pokłonił się marynarzowi do kolan, ten zaś, nie chcąc być mniej uprzejmy, uczynił to samo, naraz jednak stuknęli się głowami jak dwa kozły.Zasmucony Tomek zaraz poweselał.Ujął przyjaciół pod ręce i ochoczo poprowadził ich ku fanzie.Radość obydwóch Chińczyków nie miała granic.Smuga bowiem wręczył im nowy karabin, a bosman dodał do niego własną lunetkę do zakładania na lufę.Tomek dołożył paczkę nabojów.Udadżalaka zaś ofiarował im swój kukri[70], czyli krótki zakrzywiony nóż o szerokim ostrzu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •