[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli raz wpadną na nasz trop, już im nie ujdziemy!- A więc postanowione! - zakończył Smuga.- Łódź ukryjemy na brzegu, wiosła zabierzemy, mogą się przydać.Jeszcze tego samego dnia, na krótko przed zmierzchem, stanęli na brzegu Urubamby.Po krótkich poszukiwaniach Pablo znalazł dużą łódź wyciosaną z pnia mahoniowego.Za późno już jednak było na przeprawę przez pieniące się, szeroko rozlane wody naszpikowane wystającymi ostrymi skałami, wirami i lejami.CorreriaPromienie wschodzącego słońca rozpraszały opary unoszące się nad rzeką.Smuga, Nowicki i Pablo wykorzystali poranne mgły i pod ich osłoną przeprawili się na prawy brzeg’Urubamby.Wysoki i stromy brzeg uniemożliwiał ukrycie dużej, ciężkiej łodzi w lesie, więc tylko odepchnęli ją na rzekę, aby rozbiła się w drzazgi lub utknęła wśród skał wystających z toni.Wyczerpani zmaganiem z groźną, wzburzoną rzeką, wspięli się na porośnięty dżunglą brzeg.Przyczajeni w gęstwinie spoglądali na łódź znoszoną przez porywisty nurt.- Nie dopłynie nawet do Ukajali - odezwał się Pablo.- Tutaj niejeden parowiec przyjeżdżający po kauczuk poszedł na dno razem ze swoją załogą.- Czy statki często tu przypływają? - zaciekawił się Smuga.- Od czasu do czasu, senor - odpowiedział Pablo.- W tych okolicach jest dużo drzew kauczukowych.Zbiory obfite, więc przypływają do La Huairy, a czasem jeszcze dalej w górę Urubamby.- Gdyby tak teraz pojawił się jakiś statek! - wtrącił Nowicki.- Taka gratka się nam nie trafi.Powstanie Kampów wyludni te strony na długie lata - powiedział Smuga.- Skoro Pirowie Vargasa czmychnęli, to zapewne i w La Huairze już nie zastaniemy nikogo.- Dobrze mówisz, senor! - przywtórzył Pablo.- Jego zaufani Pirowie na pewno go ostrzegli!- Wnet się dowiemy, co w trawie piszczy! - mruknął Nowicki.- Trochę odpoczniemy, a potem w drogę do La Huairy - rzekł Smuga.Wkrótce przekradali się przez dżunglę w pewnej odległości od brzegu rzeki, ponieważ Smuga zamierzał podejść do sadyby Vargasa od wschodniej strony, czyli z głębi otaczającego ją lasu.Liczył się z tym, że powstańcy indiańscy mogą okupować La Huairę.Pablo, jako dobrze znający okolicę, szedł pierwszy.Co kilkadziesiąt kroków przystawał, nasłuchiwał, potem ruszył dalej.Wreszcie zatrzymał się na skraju lasu.- Tu już zaczyna się plantacja kawy[53] Pancha Vargasa - cicho oznajmił, odwracając się do swych opiekunów.- To już La Huaira!W tym właśnie miejscu kończyła się gęstwina leśna.Dalej w cieniu wyższych drzew rosły krzewy kawowe.- Widziałem tę plantację, byliśmy tutaj z Tomkiem - szeptem odezwał się Nowicki.- Nieźle urządził się ten Vargas! Ma kawę i banany uprawiane za darmo przez niewolników! Brak tylko krzewów kakaowych[54]! Ukryjmy tu manatki, podkradniemy się tylko z bronią.- Słusznie, kapitanie! - cicho potaknął Smuga.- Będę szedł pierwszy, ty i Pablo osłaniajcie mnie.Po chwili już przemykał między krzewami kawowymi.Nowicki, ze sztucerem gotowym do strzału w prawej dłoni, lewą dał znak Metysowi, żeby nie ruszał się z miejsca.Dopiero gdy Smuga oddalił się o kilkadziesiąt kroków, obydwaj poszli za nim trop w trop.Smuga rozglądał się wokoło i nasłuchiwał.Wszedł do wioski.Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie wielkiego gaju bananowego.Duże, jasnozielone liście, porozdzierane przez wiatr, wyglądały jak pierzaste złożone liście palm.Ów gaj bananowy krył w sobie uliczki z prymitywnymi chatami.Niektóre były porozbijane, jakby ktoś wyładowywał na nich swój gniew.Było to zapewne dziełem powstańców kampijskich.Wioska ziała pustką, lecz bez śladów walki.Można było mniemać, że mieszkańcy z dobytkiem opuścili La Huairę, zanim nawiedzili ją wrogowie.Smuga przystanął przed domem Vargasa, który tylko tym różnił się od chat niewolników, że był obszerniejszy.Teraz leżał w gruzach.Już miał pójść dalej, gdy naraz za jego plecami ktoś krzyknął po hiszpańsku:- Nie odwracaj się! Karabin na ziemię i ręce do góry!Smuga odrzucił sztucer i podniósł ręce.Coś twardego, zapewne lufa rewolweru, dotknęło jego pleców.Nowicki i Pablo podążali za Smugą.Znajdowali się w tej chwili o jakieś dwadzieścia kroków za nim.Przyczajeni w krzewach bananowych, od razu spostrzegli brodatego draba, który z rewolwerem w ręku wychynął z ruin jednej chaty.Cichaczem zachodził Smugę od tyłu.Pablo spojrzał na Nowickiego, ten jednak wzrokiem nakazał milczenie.Gdy drab dotknął lufą rewolweru pleców Smugi, Nowicki jednym susem stanął na środku alejki i groźnie krzyknął:- Trzymam cię na muszce! Przegrałeś, zuchu! Rzuć broń i odwróć się do mnie!Drab zawahał się na moment.Smuga w kuźmie mógł uchodzić za Kampę, ale nie wiedział, kim jest ten drugi, który zaskoczył go z tyłu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •