[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lokalnym glinom, kiedy wreszcie przybyli, głównie nie podobało się to, co ujrzeli.Byli oburzeni, że w ich rejonie mogło się zdarzyć coś tak potwornego jak porwanie dwóch sławnych amerykańskich artystów.Jeśli wiedzieli, że Vladimir i Yoffe urodzili się niespełna kilometr od miejsca, w którym stał pociąg, zachowali tę wiedzę dla siebie.Oświadczyli, że śledztwo zostanie natychmiast wszczęte.Na początek, jak oznajmił oficer dowodzący, należy oczyścić teren z gapiów i rozstawić straże; zabrzmiało to bardzo szumnie, ale okazało się, że chodzi mu tylko o ustawienie dwóch milicjantów na korytarzu przed drzwiami przedziału.Wszyscy pozostali, których przedziały znajdowały się w tym samym wagonie, mieli nie oddalać się, dopóki nie zostaną przesłuchani.Wrinfield zaproponował wagon restauracyjny jako miejsce przesłuchań, gdyż temperatura na zewnątrz była sporo poniżej zera; oficer zgodził się ochoczo.Kiedy ruszali w tamtą stronę, przybyło kilku milicjantów w cywilu i specjaliści od daktyloskopii.Wrinfield udał się wraz z innymido wagonu restauracyjnego, zlecając swoim zastępcom nadzór nad wyładunkiem, transportem i rozstawianiem sprzętu w gmachu, w którym miały odbyć się występy.W wagonie restauracyjnym było wręcz upalnie; potężna lokomotywa nadal pracowała, i miała pracować aż do wieczora, żeby zapewnić ciepło zwierzętom, dopóki nie zostaną przetransportowane do rozstawionych w Pałacu Zimowym klatek.Bruno, Wrinfield i Harper stanęLi nieco na uboczu.Przez chwilę rozważali, co mogło przydarzyć się braciom i dlaczego, ale nie umieli znaleźć odpowiedzi na żadne z tych pytań.Akurat zamilkli, kiedy do wagonu wkroczył nie lada gość: pułkownik Siergiejew we własnej osobie.Minę miał ponurą, zaciętą; sprawiał wrażenie człowieka, który z trudem powściąga furię.- To podłość! - zawołał.- Nikczemność! Hańba dla naszego kraju! Jak mogło coś takiego spotkać oficjalnych gości! Obiecuję, że najwyższe czynniki w kraju dołożą starań, żeby jak najrychlej wyjaśniono tę sprawę.Co za powitanie, co za czarny dzień dla mieszkańców Krau! - Nie sądzę, żeby ktokolwiek z mieszkańców Krau miał z tym coś wspólnego - oświadczył spokojnie Harper.- Vladimira i Yoffe'ego nie było z nami, kiedy przybyliśmy na miejsce.Dwa razy zatrzymywaliśmy się po drodze.To się mogło wydarzyć w jednej z tych miejscowości.- W takim razie mieszkańcy Krau rzeczywiście nie są winni.Ale czy myśli pan, że przez to łatwiej się nam z tym pogodzić? Hańba naszego kraju jest hańbą nas wszystkich.- Na moment umilkł, po czym spojrzał na Bruna, i dodał głosem bardziej ochrypłym: - To nie musiało sięzdarzyć, kiedy pociąg stał.MOgli zostać wyrzuceni z jadącego pociągu.Bruno prawie zaniemówił z wrażenia; potrafił jednak panować nad swoimi uczuciami i nie dał nic po sobie poznać.- Dlaczego ktoś miałby ich wyrzucać? Dlaczego w ogóle miałby im robić krzywdę? Znam moich braci lepiej niż ktokolwiek i wiem, że nie mieli żadnych wrogów.Siergiejew popatrzył na niego współczująco.- Nie wie pan, że najbardziej zawsze cierpią niewinni? Jeśli ktoś chce się włamać, nie włamuje się do domu osławionego gangstera.- Zwrócił się do podwładnego.- Przynieście tu radiostację i połączcie się z ministrem transportu.Jeśli zacznie marudzić, że zakłócacie mu sen, zagroźcie, że sam do niego przyjadę i własnoręcznie wyciągnę go z łóżka.Powiedzcie mu, że szukamy dwóch ludzi; chcę, aby sprawdzono każdy centymetr torów.I dodajcie, że sprawa jest bardzo pilna.Zaginieni mogą być ranni, a temperatura utrzymuje się poniżej zera.Chcę mieć jego raport w ciągu dwóch godzin.Potem połączcie się z lotnictwem wojskowym.Niech wyślą dwa helikoptery, żeby zrobiły to samo.Ich raport chcę mieć za godzinę.Podwładny wyszedł.- Myśli pan, że naprawdę.- zaczął Wrinfield.- Nic nie myślę.Ale muszę brać pod uwagę każdą ewentualność.W ciągu godziny powinniśmy coś wiedzieć.Nie mam zaufania do tego starego niezguły, ministra transportu, ale lotnictwo wojskowe to zupełnie co innego.Helikoptery będą leciały na wysokości dziesięciu metrów, jeden po każdej stronie torów, i w każdym oprócz pilota będzie wyszkolonyobserwator.- Zwrócił się w stronę Bruna, przybierając wyraz, który w jego przekonaniu wyrażał smutek.- Bardzo panu współczuję, panie Wildermann.Panu również, dyrektorze.- MNie? - spytał Wrinfield.- No tak, to dwaj z moich najlepszych artystów.Poza tym, szczerze ich lubię.Ale nie ja jeden.Wszyscy w cyrku bardzo się z nimi przyjaźnią.- Ale nie wszyscy będą musieli zapłacić okup.Bo taka możliwość też istnieje.Gdyby się okazało, że rzeczywiście porwano ich dla okupu, byłby pan gotów zapłacić za nich całkiem pokaźną sumę, prawda? - O czym pan mówi? - Nawet w naszym wspaniałym kraju żyją bandyci.I kidnaperzy; ich ulubiona metoda, to porywanie podróżnych z pociągów.Są bardzo niebezpieczni, zdolni do wszyst- kiego; za porwanie w naszym kraju grozi kara śmierci.Chciałbym, żeby moje obawy się nie spełniły, ale wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia właśnie z porywaczami.- ZNów popatrzył na Bruna i jego usta rozchyliły się o milimetr; pułkownik Siergiejew uśmiechnął się.- Współczuję także nam.Wygląda na to, że nie zobaczymy w Krau Orłów Ciemności.- ZObaczycie jednego z nich.Siergiejew wbił wzrok w Bruna.Inni też spojrzeli na niego, a Maria wolno zwilżyła wargi językiem.- Czy mam rozumieć.- zaczął Siergiejew.- Zanim moi bracia dorośli na tyle, żeby występować razem ze mną, występowałem sam.Wystarczy mi kilka godzin treningu.Siergiejew długo przypatrywał się jego twarzy.- Wiemy, że jest pan człowiekiem pozbawionym nerwów - rzekł w końcu.- Ale czy jest pan także człowiekiempozbawionym uczuć? Bruno odwrócił się bez słowa.Siergiejew jeszcze chwilę patrzył na niego w zamyśleniu, po czym zwrócił się do obecnych.- Czy wszyscy pasażerowie wagonu są obecni? - spytał.- Wszyscy, pułkowniku - odparł Wrinfield.- Ale skoro powiedział pan, że to sprawka porywaczy.- Na razie to tylko hipoteza.Ale, jak mówiłem, muszę brać pod uwagę każdą ewentualność.Czy nikt z państwa nie słyszał w nocy żadnych podejrzanych hałasów, odgłosów? Zaległa cisza świadcząca, że nikt nie słyszał nic podejrzanego.- No dobrze.Bracia zajmowali ostatni przedział w wagonie.KTo zajmował sąsiedni? Kan Dahn wysunął do przodu swoje potężne cielsko.- Ja.- Musiał pan przecież coś słyszeć? - Gdybym słyszał, odezwałbym się wcześniej.Mam mocny sen.Siergiejew spojrzał na niego z namysłem.- Jest pan dość silny, żeby wyrzucić ich sam jeden, bez niczyjej pomocy.- Czy to oskarżenie? - spytał spokojnie Kan Dahn.- Nie.Stwierdzenie faktu.- Vladimir i Yoffe są moimi przyjaciółmi, dobrymi przyjaciółmi.Wszyscy o tym wiedzą.Dlaczego nagle miałoby mi coś odbić? Zresztą, gdybym to ja ich sprzątnął, nie byłoby żadnych śladów walki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]