[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uszkodzony „Sirrus", przygniatany tonami lodu, walczył z nimi jak podczas sztormu.Niebo nadal było urzekająco przejrzyste, bez chmurki.Zorza polarna przygasła i na nowo zamrugały gwiazdy.Nad konwojem rozbłysła piąta z kolei świeca.Dokładnie o czwartej czterdzieści pięć daleko na południu usłyszeli ciężkie pomruki armat.Może w minutę potem na skraju widnokręgu zabłysły pociski oświetlające.Wszyscy wiedzieli, co zaszło.Został zaatakowany tropiący łódź podwodną „Viking".Atak musiał być skoncentrowany, gwałtowny i skuteczny.Ogień artyleryjski szybko ucichł.Niepokojący był fakt, że nie odezwało się radio.Nigdy się nie dowiedziano, jaki przebieg miała walka.Z „Vikinga" nikt nie ocalał.Ledwie przebrzmiało echo armat, gdy nad konwojem zahuczały motory condora.Zbliżał się na pełnych obrotach w płytkim locie nurkowym.Na kilka sekund ukazał się pod własną świecą.Lecz przeleciał za szybko, żeby można było dokładnie wycelować.Niebo rozwarło się, rozbłysnęło tak jasno, jakby świeciło słońce w południe.Olbrzymiej siły świece oślepiały ludzi.Mimo że źrenice zwęziły się do wielkości główek od szpilki, nie można było spojrzeć w górę.Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, nadleciały bombowce.Atak był zorganizowany znakomicie.W pierwszej fali atakowało dwanaście bombowców.Na każdy statek przeważnie nalatywały dwie maszyny.Turner obserwował atak z mostku; widział, jak bombowce nurkowały z dużą szybkością i wyrównywały, zanim choć jedno działo „Ulissesa" zdążyło otworzyć ogień.Zaskoczenie udało się.W ataku samolotów - których sylwetki stawały się coraz wyraźniejsze - było coś dobrze mu znanego.Nagle wszystko stało się jasne: to heinkle, heinkle 111.Właśnie te maszyny uzbrojone były w torpedy powietrzne, których obawiał się najbardziej.W jednej chwili - jakby za naciśnięciem jakiegoś centralnego przełącznika - zagrały wszystkie armaty.W powietrzu zakotłował prochowy dym, w nozdrza uderzył jego ostry swąd.Natężenie huku nie dałoby się opisać.Turner poczuł nagle dziką, niezwykłą radość.Do diabła z bombami i heinklami! - przemknęło mu przez myśl.- To jest prawdziwa wojna!Lubił tak walczyć.To nie zabawa w kotka i myszkę czy w chowanego albo szarpiące nerwy zgadywanki, gdzie kryje się zgraja łodzi podwodnych.To prawdziwa wojna, gdzie nieprzyjaciel jest przed oczyma, kiedy można go nienawidzić i jednocześnie szanować za odważną akcję.A - jeśli się uda - zrobić wszystko, żeby go zniszczyć.Turner wiedział, że teraz załoga „Ulissesa" zdolna jest do zwycięstw, że zniszczy nieprzyjaciela.Nie trzeba było nadzwyczajnej przenikliwości, aby zauważyć zmiany, jakie zaszły w załodze.Jego ludzie - teraz już jego - przekroczyli granicę, za którą wszystko staje się nieważne, gdzie nie ma strachu, gdzie pozostaje tylko walka.Będą ładować działa, będą strzelać, dopóki nie zginą.Prowadzący atak heinkel rozleciał się w powietrzu.Zestrzeliła go wieża „X", wieża zabitych piechurów morskich, ta sama, co zniszczyła condora.Teraz była obsługiwana przez zbieraninę piechoty morskiej.Następny heinkel zrobił unik, aby nie wpaść na lecące odłamki poprzednika, minął dziób „Ulissesa" zaledwie o parę metrów i na pełnym gazie zatoczył łuk w lewo, aby powtórzyć atak, tym razem od lewej burty.Wszystkie działa „Ulissesa" patrzyły na prawo.Minęło parę sekund, zanim celowniczowie odwrócili armaty i na nowo otworzyli ogień.Heinkel zdążył już atakować, lecąc pod kątem sześćdziesięciu stopni od „Ulissesa".Rzucił latającą torpedę i skręcił błyskawicznie, gdyż posypały się nań pociski z oerlikonów i pom-pomów.Wzięły go w krzyżowy ogień, ale samolot jakimś cudem wyszedł bez szwanku.Torpeda powietrzna szybowała wysoko, lecz nie za wysoko.Pochylała się, wyrównywała, opadała.Przeleciała przez kłęby armatniego dymu i uderzyła.Ogłuszający huk! Wybuch wstrząsnął „Ulissesem" aż do kilu.Ludziom na pokładzie mało nie popękały bębenki w uszach.Turnerowi tkwiącemu na mostku wydało się, że „Ulisses" nie wytrzyma ataku.Był kiedyś oficerem torpedowym, specjalistą od materiałów wybuchowych, potrafił więc ocenić kruszącą siłę wybuchu.Lecz nigdy jeszcze nie był tak blisko równie potężnej eksplozji.Torpedy powietrzne napawały go strachem, nie przypuszczał jednak, że mogą mieć tak potworną siłę.Siła wybuchu była dwu- czy trzykrotnie wyższa, niż potrafił sobie wyobrazić.Komandor nie wiedział, że usłyszał dwa wybuchy, które nastąpiły tak szybko po sobie, że zlały się w jeden.Bomba jak na złość trafiła w lewe wyrzutnie torpedowe.Tylko jedna z nich była naładowana, gdyż dwie posłały na dno „Vyturę".Amatol wypełniający głowice bojowe był bardzo wytrzymały na wstrząsy i nawet silne uderzenia, lecz bomba wybuchła tak blisko, że nastąpiła podwójna detonacja.Skutki były imponujące, zniszczenia poważne, lecz nie śmiertelne.Bok „Ulissesa" został rozdarty prawie do linii wodnej; wyrzutnie torpedowe zniknęły.Pokład podziurawiony i postrzępiony.Osłona komina zniszczona, sam komin pochylił się o dobre piętnaście stopni na lewą burtę.Główna siła wybuchu poszła jednak w próżnię, w kierunku morza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]