[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę, proszę wejść.Młoda, szczupła, średniego wzrostu kobieta, która przekroczyła próg - mogła równie dobrze mieć dwadzieścia jak i trzydzieści pięć lat była ubrana na niebiesko: w sweter, żakiet i spódnicę.Blada, bez śladu makijażu, miała poważną twarz bez uśmiechu.Jej aksamitnoczarne włosy opadały nisko na lewą część czoła i niczym skrzydłem kruka zasłaniały nieznacznie brew.Znamię po ospie, bo chyba było to znamię, umiejscowione wysoko na lewym policzku zamiast umniejszać akcentowało tylko jej klasyczną, ponadczasową urodę: za dwadzieścia, może nawet i za trzydzieści lat ta kobieta będzie wciąż tak samo piękna jak teraz.Z pewnością też czas nie wpłynie na wygląd zewnętrzny mężczyzny, który wszedł za nią do kabiny z tym, że nie chodziło tu o rzeźbiarską doskonałość rysów twarzy.Wysoki, masywnie zbudowany, jasnowłosy typ był beznadziejnie szpetny.Matka natura nie maczała jednak palców w jego brzydocie.Jak można było wnosić z wyglądu uszu, policzków, brody i nosa, w trakcie swej niewątpliwie bogatej kariery ich właściciel nieraz musiał wchodzić w bliski, a gwałtowny kontakt z rozmaitymi przedmiotami - tępymi i ostrymi.Poza tym twarz miał przyjemną, a to dzięki częstemu, niekłamanie ciepłemu uśmiechowi, bo jego też, tak jak i Carlosa, pogoda ducha nigdy nie opuszczała.- Oto Lorraine i Giacomo - oznajmił kapitan, by za chwilę przedstawić im Petersena i jego czwórkę.Lorraine miała niski i ciepły głos, podobnie jak Sarina.O głosie Giacomo - czego należało się spodziewać - nie dało się tego powiedzieć.Uścisk jego dłoni natomiast napawał wręcz lękiem i tylko Sarinie udało się uniknąć strachu, jako że jej dłoń Giacomo ujął w dwa palce i szarmancko ucałował.Taki gest w wykonaniu takiego faceta powinien właściwie wydać się sztuczny i afektowany, dziwnym trafem jednak nikt go tak nie odebrał.Nikt, nawet sama Sarina.Nie odezwała się, uśmiechnęła się tylko.Był to jej pierwszy prawdziwy uśmiech - zauważył Petersen i pomyślał sobie, że na widok zębów dziewczyny każdy dentysta popadłby albo w całkowity zachwyt, albo też w zupełną rozpacz zależnie od tego, czy górę wzięłyby doznania estetyczne, czy kalkulacje finansowe.- Zapraszam.- Carlos zrobił gest ręką w stronę wiklinowego kosza.Giacomo nie czekał na kolejną zachętę.Nie ulegało wątpliwości, że z natury szybko się decyduje i równie szybko działa.Nalał szklankę pellegrino dla Lorraine, co wskazywało na dwie rzeczy: po pierwsze - musieli spotkać się już wcześniej, po drugie - Lorraine podzielała niechęć von Karajanów do alkoholu.Swoją szklankę do połowy napełnił szkocką i dolał po brzegi wody.Usiadł i promiennie uśmiechnął się do wszystkich.- Zdrowie! - wzniósł toast.- I na pohybel naszym wrogom.- Konkretnie komu? - spytał Carlos.- Za długo by wymieniać - odparł Giacomo, usiłując bez powodzenia przybrać smutny wyraz twarzy.- Mam ich zbyt wielu.- Pociągnął kilka solidnych łyków.- Wezwałeś nas tu na konferencję, kapitanie?- Na konferencję? Skądże znowu, Giacomo.- W tym momencie Petersenowi przyszła do głowy myśl, iż nie trzeba mieć żadnych zdolności dedukcyjnych, by stwierdzić, że tych dwóch spotkało się już wcześniej.- Dlaczego miałbym zwoływać konferencję? Moim zadaniem jest dowieźć was tam, dokąd jedziecie i w tym mi nie możecie pomóc.Nie ma tu o czym konferować.Jako przewoźnik natomiast jestem zwolennikiem przedstawiania sobie moich gości.Ludzie waszego fachu mają skłonność do zbyt szybkich reakcji, jeśli - słusznie, albo i nie - wyczują niebezpieczeństwo spotykając nocą, na ciemnym pokładzie, jakiegoś nieznajomego.Teraz takie niebezpieczeństwo nie zachodzi.No i są jeszcze trzy sprawy, o których chciałbym króciutko.Pierwsza z nich to kwestia noclegu.Lorraine i Giacomo mają osobne kajuty, o ile można tak nazwać pomieszczenia wielkości budki telefonicznej.I bardzo dobrze.Kto pierwszy, ten lepszy.Są jeszcze dwie kajuty: dwójka i trójka.- Spojrzał na Michaela.- Wy.to znaczy ty i.Sarina, jesteście rodzeństwem?- Kto panu to powiedział? - Michael nie chciał zapewne być agresywny, ale nerwy miał już nadszarpnięte spotkaniem z Petersenem i jego przyjaciółmi, dlatego tak to właśnie wypadło.Carlos na chwilę spuścił głowę, a potem, tym razem bez uśmiechu, stwierdził:- Dobry Pan Bóg obdarował mnie oczami, one zaś mówią mi: bliźniaki.- Nie ma sprawy.- Giacomo skłonił się zakłopotanej dziewczynie.- Czy młoda dama zechce mi wyświadczyć ten zaszczyt i zamieni ze mną kabiny?Sarina uśmiechnęła się i skinęła głową.- Bardzo pan uprzejmy.- Kwestia numer dwa - mówił dalej Carlos - jedzenie.Moglibyście zjeść na statku, ale szczerze odradzam.Giovanni kucharzy wyłącznie pod przymusem, bardzo przy tym protestując.Nie mam mu tego za złe, jest naszym inżynierem.Wszelkie jadło z jego rondla cuchnie smarem i takoż smakuje.Niedaleko stąd jest znośna kafejka.No, przyjmijmy, że znośna.Ale znają mnie tam.- Obydwu damom posłał półuśmiech.- Będzie to dla mnie duża niewygoda i poświęcenie, ale chyba wybiorę się z wami.Po trzecie wreszcie: możecie schodzić na ląd, kiedy tylko zechcecie, chociaż skądinąd nie wyobrażam sobie, żeby dzisiejsza noc zachęcała do jakichkolwiek wypraw.Ucieczka przed kuchnią Giovanniego jest tu jedynym wytłumaczeniem.W mieście są patrole policji, lecz ich werwa spada wraz z temperaturą.Jeśli jednak natknięcie się na któryś z nich, wystarczy powiedzieć, że jesteście z "Colombo"; najgorsze, co was wtedy spotka, to to, że odstawią was tutaj, żeby sprawdzić.- Jestem gotów stawić czoło pogodzie i patrolom - oświadczył Petersen.- Nie wiem, czy to już wiek, czy może godziny spędzone w tym cholernym aucie - może jedno i drugie - w każdym razie muszę rozprostować kości.- Zatem czekamy za godzinę i razem wybierzemy się coś zjeść.- Kapitan spojrzał na ścienny zegar.- Powinniśmy wrócić o dziesiątej.Wypływamy o pierwszej w nocy.- Tak późno? - Michael był wyraźnie zaskoczony.- To jeszcze tyle godzin! Dlaczego nie.- Wypływamy o pierwszej.- Carlos nie tracił cierpliwości.- Ale wiatr się wzmaga, morze na pewno jest już wzburzone.Będzie jeszcze gorzej.- Rzeczywiście, może być nieprzyjemnie.Źle znosisz morze, Michael? - Słowa Carlosa wyrażały współczucie, jego mina nie.- Nie.Tak.Nie wiem.Nie widzę.to znaczy, nie potrafię zrozumieć.- Michael - Petersen przerwał mu łagodnie - czy rozumiesz, czy nie, to naprawdę nie ma znaczenia.Kapitanem jest tu porucznik Tremino, a decyzje podejmuje kapitan.Nikt nigdy nie kwestionuje decyzji Pierwszego po Bogu.- W gruncie rzeczy sprawa jest prosta - Carlos wyraźnie zwracał się do Petersena, nie do Michaela.- Garnizon, którego zadaniem jest chronić port w Ploće, nie składa się z doborowych oddziałów.Ci żołnierze to albo emeryci, albo zupełne szczawie.Jedni i drudzy cokolwiek nerwowi i bardzo lubią strzelać, a to, że zidentyfikuję się drogą radiową, nie ostudzi ich zapału
[ Pobierz całość w formacie PDF ]