[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy się rozchodzili wieczorem, dziewczynka rzekła: Zpij spokojnie! Nikt tu, moje dzieci, nie będzie spokojnie spał! rzekł przebiegając ów włoski marynarz,którego wzywał kapitan.Chciał właśnie chłopiec odpowiedzieć małej towarzyszce: Dobranoc! kiedy gwałtow-ny strumień wody chlusnął na niego znienacka i powalił go na ławkę. Jezus Maria! Krew leci! krzyknęła dziewczynka rzucając się do malca.Pasażerowie schodzący spiesznie pod pokład nie zauważyli tego.Dziewczynka uklękłaprzy chłopcu, który był ogłuszony tym nagłym upadkiem, obtarła mu zakrwawione czoło izdjąwszy prędko swoją czerwoną chusteczkę usiłowała jak najmocniej obwiązać mu głowę.Gdy ją wszakże przycisnęła do piersi, aby ścisnąć lepiej oba końce chustki, na żółtej jej su-kienczynie, nad paskiem, została krwawa plama.Manio ocknął się i podniósł się po chwili. Czy cię boli? zapytała Julieta. Nic mnie nie boli! Dobranoc ci! Dobranoc odpowiedział Manio.I zeszli po dwojgu obocznych schodkach do swoich sypialni.Stary marynarz dobrze przepowiedział.Jeszcze dzieci nie posnęły, kiedy się rozpętałastraszliwa burza.Ogromne bałwany tak gwałtownie natarły na okręt, że w parę minut jeden zwielkich masztów powalony został, trzy łodzie ratunkowe, z tych które były uczepione w tyleokrętu, fale uniosły jak liście, a szturmujące okręt morze zmiotło cztery woły z przedniegopokładu.Pomiędzy pasażerami zrobił się okrutny zamęt.Krzyki przerażenia, rozpacz, płacz, mo-dlitwy buchnęły jak druga burza.Włosy stawały na głowie słuchając ich.Morze wrzało.Na-wałnica noc całą szalała wzmagając się ciągle na sile.Dniało już, a ona jeszcze rosła.Ol-brzymie fale bijące w statek z ukosa, zalewały pokład tłukąc, łamiąc i zmiatając w otchłań, cotylko na nim było.Platforma pokrywająca maszynę była zgnieciona, a woda nalewała się do wnętrza zestraszliwym hukiem; ognie pogasły, maszyniści uciekli pod pokład przed niechybną śmiercią;szerokie strugi wdzierały się zewsząd.Wtem grzmiący głos krzyknął: Do pomp!Był to głos kapitana, marynarze rzucili się do pomp.Ale w tejże chwili nagłe uderzenie falprzechyliwszy okręt w tył zgruchotało poręcze i drzwiczki kajut, a woda strumieniem wlewaćsię do nich poczęła.Pasażerowie w śmiertelnym przestrachu zebrali się w wielkiej sali.Wtemkapitan ukazał się w progu. Kapitanie! Panie kapitanie! krzyknęli wszyscy razem. Co się dzieje?.Co się z namistanie?.Czy jest nadzieja? Czy jest ratunek?.Kapitan przeczekał, aż się krzyk uciszył, a potem zimnym głosem rzekł: Trzeba się poddać losowi.46Jakaś kobieta krzyknęła: Litości! Był to jedyny okrzyk.Nikt inny głosu dobyć nie mógł.Zgroza ścisnęła wszystkie gardła.Minuty przechodziły, wwielkiej sali śmiertelna panowała cisza.Ludzie patrzyli na siebie zbolałą z przerażenia twarzą.A morze tymczasem szalało.Okrętpogrążać się zaczął.W jakiejś chwili kapitan próbował spuścić łódz ratunkową.Pięciu marynarzy wstąpiło wnią, barka została odcięta.Natychmiast jednak przechyliła ją gwałtowna fala i dwóch maryna-rzy poszło na dno.Jednym z nich był stary Włoch, opiekun dzieci.Pozostałym udało się zwielkim trudem zarzucić sznury na okręt i dostać się na niego z powrotem.Po tej śmiertelnejpróbie załoga straciła nadzieję.W dwie godziny potem okręt był zalany wodą aż do wysokości osady głównego masztu.Pod pokładem tymczasem rozgrywały się rozdzierające sceny.Matki rozpaczliwie tuliły dzieci swe do łona, przyjaciele padali sobie W objęcia i żegnalisię, niektórzy schodzili do kajut, by tam umierać nie patrząc na rozpętane i huczące morze.Jeden z podróżnych roztrzaskał sobie czaszkę z pistoletu i skonał na schodach sypialni.Lu-dzie czepiali się konwulsyjnie jedni drugich, kobiety mdlały i wpadały w szał nieopisany.Wielu klęczało dokoła księdza wznosząc ku niemu złożone do modlitwy ręce.Krzyk, jęki,płacz dzieci, łkania, głosy dzikie, ostre tworzyły jakiś chór piekielny, jakąś symfonię rozpa-czy, a tu, to tam, stali ludzie nieruchomi jak posągi, z rozszerzonymi zrenicami, które nie wi-działy nic, z twarzami szaleńców i trupów.Ale dwoje dzieci.Manio i Julieta, trzymając się co siły jednego z okrętowych masztówpatrzyły w morze osłupiałym wzrokiem jakby nieprzytomne.Morze zaczęło się uspokajać wreszcie, ale okręt zanurzał się zwolna coraz głębiej.Kilkaminut zaledwie i musiał zniknąć pod wodą. Spuszczaj szalupę! krzyknął kapitan.Spuszczono ostatnią szalupę, jaka pozostała.Czternastu marynarzy i trzech podróżnych wnią zeszło.Kapitan patrzył z pokładu. Kapitanie! Schodz z nami! krzyczano na niego z szalupy. Zginę na stanowisku!.To powinność moja! odkrzyknął kapitan. Spotkamy jakiś statek! Ocalimy cię! Schodz! Ratuj się! wołali marynarze. Zostaję tutaj! Jest jeszcze miejsce! krzyknęli wtedy marynarze zwracając się do pasażerów. Niechzejdzie kobieta! Zbliżyła się kobieta, podtrzymywana przez kapitana, ale zobaczywszy od-ległość, w jakiej się znajdowała szalupa, nie mogła odważyć się na skok i padła na pokładzemdlona.Inne kobiety były bezprzytomne i na wpół nieżywe. Dawać dziecko! krzyczeli teraz marynarze.Na ten krzyk mały Sycylijczyk i towarzyszka jego, jakby skamieniali dotąd od nadludzkiejzgrozy, wstrząśnięci gwałtownym instynktem życia, puścili drzewo masztu w tym samymmomencie i rzuciwszy się na brzeg pokładu wrzasnęli jednym głosem: Ja!.Ja!. odtrą-cając się wzajem od zejścia jak dzikie zwierzęta. Mniejsze! krzyczano z szalupy. Aódz jest przeładowana! Mniejsze!A na ten krzyk dziewczynka opuściła ręce jak trafiona gromem i stanęła nieruchoma pa-trząc na Mania martwymi oczyma.Manio spojrzał na nią i zobaczył krwawą plamę na żółtej sukience.Przypomniał sobie i ja-kiś błysk niebiański przeleciał mu po twarzy. Mniejsze! Prędzej! wołali marynarze z najwyższą niecierpliwością. Odbijamy!A wtedy Manio krzyknął jakimś dziwnym głosem: Ona lżejsza! Schodz, Julieto! Masz ojca i matkę.Ja sam.Oddaję ci miejsce.Schodz! Rzucić ją w wodę!.Złapiemy!47Manio chwycił ją wpół i rzucił w morze.Wrzasnęła dziewczynka i zanurzyła się z głową.Ale w tejże chwili jeden z marynarzy chwycił ją i wciągnął na łódz.Chłopiec stał wyprostowany na brzegu pokładu, z czołem podniesionym, z włosami roz-wianymi przez wiatr, stał nieruchomy, spokojny, wzniosły.Plusnęły wiosła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]