[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyraz twarzy mieszkańca lasu się nie zmienił, oblicze pozostało nieruchome niczym maska.Choć wyglądał jak człowiek, równie dobrze mógłby być kolderskim „opętanym”.Wyczuła, że kontroluje on wielkie moce i że mimo ludzkiego wyglądu nie mogą mu ufać, a wręcz przeciwnie, powinni się go obawiać.Zmierzył chłopca jednym długim spojrzeniem.Później znów skupił uwagę na Tircie i przemówił po raz pierwszy:— Witaj, o pani, na ziemiach, które prawnie ci się należą.— Powiedział to nad podziw łagodnie i zaskakująco uprzejmie, jakby witał gościa na progu swego domu, trzymając w pogotowiu talerz z chlebem i solą oraz czarę z wodą dla przypieczętowania więzów przyjaźni.Tirthą już się nawet ucieszyła z przerwania milczenia, które zaczynało jej ciążyć.— Nie roszczę żadnych pretensji do tych ziem — oświadczyła.— To nie jest moja posiadłość.— Należała niegdyś do klanu Sokolego Rogu — odrzekł.— Chociaż w ostatnich czasach źle mu się wiodło.A czyż ty — wskazał ręką obnażony brzeszczot, który trzymała — nie nosisz Sokolego Miecza jako prawowita spadkobierczyni?Skąd się o tym dowiedział? Czy znalazł tę wiadomość w jej umyśle, który, jak się jej wydawało, zamknęła przed myślową sondą? Jego słowa wstrząsnęły Tirthą, ale zdołała się opanować.— Sokoli Róg leży poza twoją dziedziną, leśny panie.Nie wysuwam żadnych pretensji.Jeśli coś się zmieniło przez lata, niech tak pozostanie.Rządź tu wedle swej woli.Ku jej zdumieniu ukłonił się z gracją jak ktoś, kto z urodzenia ma prawo do wysokiego krzesła w rodowej siedzibie.— Jesteś wielce łaskawa, o pani, i szczodra — Tirthą nieomylnie wyczuła drwiącą nutę w jego głosie.— Oddać dobrowolnie to, czego nie można zatrzymać, mogłoby się komuś wydawać nadmierną łaskawością.Nie wierzę ci jednak, że tak postępujesz.Szukasz Sokolego Rogu, ale inni również się tam kierują.Myślę — po raz pierwszy jego wargi wykrzywił lekki uśmieszek — że nieźle mnie rozbawisz, próbując dać sobie radę z tamtymi.— A kim są tamci? — zapytał Sokolnik.Nieznajomy uśmiechnął się szerzej i potrząsnął głową.— Jakaż to odważna kompania! — zadrwił w końcu otwarcie i Tirtha poczuła się dotknięta, jakkolwiek od dawna zdawała sobie sprawę, że inni nie potraktowaliby poważnie jej misji.— Jakaż to odważna kompania! Ale kto wie, może tak rozbawisz Największe Moce, że w swoim czasie zapewnią ci jakąś przewagę.Myślę, że nie będę się wtrącał, skoro ty, pani, byłaś tak łaskawa i nadałaś mi prawo do mojej dziedziny, i pozwolę, aby ta gra rozegrała się do końca bez mojego udziału.Może ona mieć pewne aspekty — spojrzał teraz na Alona i na chwilę uśmiech zgasł na jego wargach — które nie od razu wyjdą na jaw.A zatem… — Znów ukłonił się jej nisko, a później uczynił jakiś gest.Kosmacze rozstąpili się, robiąc przejście dla Tirthy, która znajdowała się naprzeciw przerwy w chaszczach będącej wyjściem z polany na drogę.— Przejdź, o pani.A kiedy odzyskasz w pełni swoje dziedzictwo, Pamiętaj, że zrzekłaś się swoich praw dobrowolnie i że zawarliśmy umowę…— Nie zawierałam żadnej umowy! — przerwała mu.— Nie składamy żadnych przysiąg, leśny panie.Nie ma ani odbierania, ani składania przysiąg.Powiedziałam tylko, że nie chcę tego, czym zawładnąłeś.To, czego szukam, znajduje się gdzie indziej.Nie zaprzysiągłeś mi wierności ani ja nie złożyłam ci przysięgi lennej, przyjmując od ciebie skrawek darni!Tamten skinął głową na znak zgody i odparł:— Jesteś ostrożna, tak jak powinnaś, pani.Przyznaję, że nie łączy nas żadna przysięga.Nie jestem zobowiązany służyć w twojej drużynie ani ty nie masz prawa odbywać na mnie sądu.— Niech tak będzie! — wymówiła z naciskiem starożytną formułkę, negując przez to prawa lenne.Nie będzie paktowała z Ciemnością.Chociaż może źle robiła przyjmując tylko tyle od niego.Ale to było prawdziwe — nawet gdyby cały klan Sokolego Rogu złożył jej hołd i uznał ją za suzerenkę, czego nie oczekiwała — nie chciała władać tym strasznym lasem.— A przecież… — Sokolnik ponaglił konia, który zbliżył się o krok lub dwa do nieznajomego.Nie schował magicznej broni i leśny wielmoża na poły odruchowo podniósł rękę, jakby chciał zasłonić oczy przed jej blaskiem.— Ale ty wciąż mi jeszcze nie odpowiedziałeś.Kim są ci, z którymi będziemy mieli do czynienia?Tamten wzruszył ramionami.— Nie muszę ci odpowiadać, wojowniku.Wybrałeś własną drogę.Rób, co chcesz, jedź nią lub ją opuść.A co na niej znajdziesz, to nie moja sprawa.— A jednak… — dziecinny głos Alona przerwał ciszę, zmniejszając napięcie narastające między dwoma mężczyznami, które Tirtha postrzegała jako cień znacznie ciemniejszy i groźniejszy od otaczającego ich mroku.W naturze Sokolnika było coś, co reagowało na sługę Ciemności, był jak wyciągnięty z pochwy miecz mknący na spotkanie drugiego miecza.— Ale skoro powiedziałeś nam trochę, czemu chcesz zataić resztę?Siedział spokojnie na klaczy, dziecko spoglądające z uwagą na nieznajomego mężczyznę.Tirtha obserwowała ich uważnie.Z każdą godziną wspólnej podróży nabierałapewności, że Alon nie ma nic wspólnego ze Starą Rasą, lecz jest synem znacznie starszego, dłużej związanego z Mocą ludu, którego nigdy nie zdoła zrozumieć.Twarz mieszkańca puszczy straciła obojętność maski i wykrzywił ją grymas gniewu.Panował jednak nad sobą i nie wybuchnął.— Sam tego poszukaj! — Ściszył głos i syczał zniekształcając słowa: — Jeszcze nie rozkazujesz Wielkim Władcom! Mnie też nie rozkazujesz! — Odwrócił się i zniknął jak zdmuchnięty.Kosmacze pokuśtykali z powrotem w mrok.Zostali sami na polanie.Tirtha nie odzywała się do nikogo, jadąc na torgiańczyku za kucykami, które biegły obok siebie szerszą w tym miejscu drogą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •