[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żółte ślepia wpatrywały się w nią niemalże znad podłogi.- Wracaj do domu, do swoich kociąt - wyszeptała Kelsie.- Czyż nie sprawiłaś mi już dość kłopotów, przynosząc to.tę rzecz do Doliny?Nie oczekiwała żadnej odpowiedzi od kotki, z pewnością nie oczekiwała też tego raptownego dźgnięcia przymusu.to oznacza, że musi być czujna.że pojawiło się coś, czemu powinna przyjrzeć się bacznie.Dziewczyna zwalczyła go siłą własnej woli.Być może było to coś innego, co widziała w swoich snach.co tkwiło w jej snach.a co teraz nią owładnęło.Wbrew własnej woli Kelsie rozluźniła mocny uścisk wokół kolan, podniosła woreczek i ułożyła go na sznurowanej koszuli.Klejnot był ciepły, pulsował jak gdyby swoim własnym życiem.Kiedy jeszcze nie tak dawno temu nosiła niewielkie zwierzątka, czuła na skórze tego samego rodzaju ciepło.Wciąż pozostając pod działaniem jakiegoś nakazu, któ­rego w żaden sposób nie mogła przełamać, podniosła się i nałożyła płaszcz z kapturem, który otrzymała w prezencie.Znowu siadła, by naciągnąć miękkie buty sięgające do połowy łydki, i mocno opasała się w talii.Szybkostopa pomykała niecierpliwie tam i sam, nie wydając żadnego dźwięku.W pewnej chwili wyciągnęła do przodu swój toporny pysk i złapała ostrymi zębiskami róg płaszcza, ciągnąc Kelsie w stronę drzwi.Dziewczyna była posłuszna - zarówno kotce, jak i sile, która opanowała jej wolę, tłumiąc przy tym strach i nie­przeparte pragnienie wolności - ruszyła bowiem cicho w noc.Wysoko po niebie płynął księżyc, zalewając blaskiem niewielkie skupisko domów.Kotka, bez przerwy ciągnąc Kelsie za skraj płaszcza, prowadziła ją w kierunku stromego skalnego urwiska.Krok po kroku, walcząc cały czas z tą jakąś nieprzepartą energią, Kelsie pokonała spory kawałek tej samej drogi, którą odbyła za dnia.Dwukrotnie minęła wartowników i za każdym razem odbyło się to tak, jak gdyby jej nie widzieli.Nie okrzyknęli jej, w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, że idzie, jej własny zaś głos odmówił posłuszeństwa, kiedy chciała do nich zawołać.Strach dawał o sobie znać z coraz większą siłą, rozmazując jakby nieco ów nakaz, który zmuszał ją do marszu.Usiłowała zawrócić, ale było to niemożliwe.Kelsie i kocica dotarły już do skały, którą na polecenie Dahaun przesunięto i ustawiono tam, gdzie spłonął wytwór zła.Tu zwierzę zatrzymało się i puściwszy brzeg płaszcza, fuknęło uderzając łapą w niewielki kamień, który potoczył się w kierunku owej dużej skały.Ale Kelsie nie przyszła tu oglądać tego specyficznego pola walki.Kocica ruszyła już dalej, wspinając się na następną skałę.A za Szybkostopą podążyła Kelsie.W ścianie wzniesienia znajdował się wąski wyłom, z któ­rego dochodziły kwilące odgłosy.Szybkostopa skoczyła do przodu, a dziewczyna potykając się ruszyła jej śladem.Musiała się pochylić, by nie uderzyć głową o masywną skałę.Pojawiło się wąskie przejście, a potem, kiedy otoczyła ją ciemność, Kelsie wyczuła wokół siebie wolną przestrzeń.Skądś nadleciał powiew niosący paskudny zapach.Do uszu dziewczyny dotarło fuknięcie kota, następnie odgłosy walki i Kelsie zachwiała się opierając rękami o ścianę, zbyt oślepiona ciemnością, by próbować dotrzeć do miejsca potyczki.Coś pchnęło ją w tej ciemności i chwyciło za rękę, zdrapując z niej skórę czy to szorstkimi włosami, czy to futrem, i próbowało gwałtownymi ruchy pociągnąć tam, skąd dochodziły odgłosy walki.Wolną ręką Kelsie złapała woreczek, wyciągając z niego klejnot czarownicy.Wybuch światła oślepił nie tylko ją, najwyraźniej oślepił również atakujące stworzenie.Kelsie ujrzała górę czegoś, co przypominało splątane korzenie przypłaszczone do ziemi.Kiedy fala światła rozlała się jeszcze bardziej, Kelsie, zamierając w przerażeniu, ujrzała inny widok - Szybko­stopa, wysunąwszy się przed trójkę kociąt, stała obnażywszy kły i pazury na wprost jeszcze dwóch stworzeń rodem z Ciemności, cuchnących złem.Thasowie! Chociaż Kelsie znała jedynie tę zasłyszaną w przelocie nazwę, umysł jej z miejsca zidentyfikował czyhające w ciemności stwory.Dziewczyna wywijała klej­notem zawieszonym na łańcuchu, a jaskinię wypełniły gardłowe krzyki owej trójcy.Ten u jej stóp pełzł niczym ogromny owad za dwoma pozostałymi, które wycofywały się na stojąco, trzymając swe powykręcane palczaste ręce ponad plątaniną czegoś, co okrywało górne partie twarzy i zasłaniało oczy.Stwory przesuwały się z wolna do tym, Kelsie zaś oderwała się w końcu od ściany, gdzie szukała schronienia, nie przestając wymachiwać klejnotem, którego światło stawało się coraz jaśniejsze i jaśniejsze.Dziewczyna była świadoma, iż emanował z niej jakiś rodzaj energii, która sączyła się wzdłuż ręki, poprzez palce do łańcucha, by powtórnie tchnąć życie w klejnot i spowodować jego przebudzenie.Atakujący wycofali się, Szybkostopa zaś lizała swoje małe, unosząc co chwila łeb, by prychnąć raz i drugi.Na tyłach szczelinowatej jaskini stos ziemi i skał otaczał zapewne jamę, przez którą owa trójca się tutaj dostała.Kiedy pierwszy z Thasów dotarł do dziury, rzucił się naprzód jak ktoś, kto wstępuje w fale bijące o brzeg morski.Rozległo się oszalałe drapanie i w górę poleciała fontanna ziemi i kawałków skał.Strach niewątpliwie przepełniający cuchnących najeźdźców dodał Kelsie otuchy.Śmiało popę­dziła dwóch pozostałych za pierwszym.W chwilę potem stała twarzą do jamy, przez którą musiałaby się z kolei przeczołgać, by móc ruszyć dalej, nie miała jednak zamiaru tego czynić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •