[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Znałem w przeszłości Ulmsdale — ciągnął.— A nie byłem wrogiem Rodu Ulrica ani nie stanę z boku, gdy ktoś z jego krwi potrzebuje pomocy.Dokąd zdążasz, Kerovanie?Zacząłem podejrzewać kim albo czym mógł być.Zrozumiałem powagę chwili.Lecz ponieważ stał przede mną w takim kształcie, nie czułem lęku.— Idę do szałasu leśnika szukać Riwala.— Riwal, ten poszukiwacz dróg, ten, który wielbił nade wszystko wiedzę.Chociaż nigdy nie wszedł szeroką bramą, stał na progu, a ci, którym ja służę, nie odtrącali go.— Mówisz o nim “stał”.Gdzie jest teraz?Czubek laski, przez chwilę nieruchomy, znowu zaczął pisać po ziemi.— Wiele jest dróg.Zrozum tylko, że tą, którą stąd odszedł, ty nie pójdziesz.Uniknął bezpośredniej odpowiedzi, a ja uchwyciłem się tego, co rzekł przedtem, przeczuwając najgorsze, bo nie mogłem otrząsnąć się z tego wszystkiego, co widziałem i słyszałem nie tylko tej nocy, ale podczas długich miesięcy w południowych stronach.— Znaczy, że zginął! Z czyjej ręki?Ogarnął mnie zimny gniew.Czyżby Hlymer zabrał mi i tego drugiego przyjaciela?— Ręka, która zadała cios, była jedynie narzędziem.Riwal szukał pewnych mocy, niektórzy stanęli mu przeciw.Dlatego usunięto go.Najwyraźniej Neevor wolał nie mówić prosto, lubił widać wyrażać się pokrętnie, przez co zamiast sprawy rozjaśniać, gmatwał je jeszcze bardziej.— On zwracał się ku Światłu, a nie Ciemności! — Broniłem przyjaciela.— Czy inaczej znalazłbym cię tutaj, lordzie Kerovanie? Jestem posłańcem tych mocy, których poszukiwał, ku którym ciebie kierował, zanim zadęto w rogi na wojnę.Słuchaj dobrze.Stoisz niepewny na szczycie góry, a przed tobą rozchodzą się dwie drogi.Nad obiema kłębią się niebezpieczeństwa jak czarne chmury i obie mogą zaprowadzić cię do końca, który tobie podobni nazywają śmiercią.Twój to los, że od dzisiejszej nocy możesz pójść tą, którą zechcesz.Możesz stać się tym samym, czym są twoi krewni, bowiem przyszedłeś na świat w chramie.Czyżby wymówił imię? Chyba tak.Lecz nie człowiekowi je wymawiać.Skuliłem się, przykrywając dłońmi uszy, aby zamknąć je przed straszliwym pogłosem dobiegającym z górnych, stron.Przyglądał mi się bacznie, jakby chcąc się upewnić, jak się zachowam.Jego laska wzniosła się, wskazując na mnie i spłynął z niej obłoczek poświaty, który rozbił się o moją twarz, zanim go mogłem uniknąć — choć nie poczułem niczego.— Bracie — powiedział łagodnym głosem, pozbawionym majestatycznego tonu, którego używał chwilę wcześniej.— Bracie?— Jak się zdaje, gdy lady Tephana dobiła swego targu, nie zrozumiała, co dostaje.Ale wyczuła to, oj, wyczuła.Byłeś odmieńcem, Kerovanie, ale nie stworzonym dla jej celów.To umiała wyczytać.Chciała ulepić powłokę z krwi, kości i ciała, która byłaby jej posłuszna.Ale ten duch, który zamieszkał w tobie, nie przybył na jej wezwanie.Niewiele skorzysta ten, co nadużyje cierpliwości Gunnory.Nie wiem, kto patrzy twoimi oczyma.Zdaje mi się, że jest jeszcze uśpiony lub jeno na wpół obudzony.Lecz nadejdzie czas, kiedy sobie przypomnisz choć niewiele, i wtedy obejmiesz swoje dziedzictwo.Nie, nie Ulmsdale, bowiem doliny wtedy ci będą ciasne, ale pójdziesz szukać i znajdziesz.Aliści do tego czasu musisz odegrać swoją rolę tutaj, boś w połowie człowiekiem z dolin.Starałem się zrozumieć.Czyżby twierdził, że lady Tephana przed moimi narodzinami sięgała do jakiejś nieczystej siły, aby stworzyć ciało—naczynie, które napełniłaby objawieniem Ciemności? Jeśli tak, to znakiem tego mogły być moje racicami zakończone stopy.Lecz czym ja byłem naprawdę?— Nie tym, czego się w tej chwili obawiasz, Kerovanie — szybko odpowiedział na moją nie wyrażoną słowami myśl.— Mieszaną masz krew, prawda, aleś też synem swojego ojca, chociaż rzucono na niego urok, gdy miał cię spłodzić.Jednakże gdy ona, Poszukiwaczka Mrocznych Sił, chciała stworzyć broń na swój użytek, przez uchylone drzwi wpuściła nie to, co zamierzała.Nie mogę dla ciebie tej runy odczytać.Sam musisz odkryć własną istotę i to, czym mógłbyś być.Teraz możesz wrócić, sprzymierzyć się z nimi i przekonać się, że ona przeciw tobie nie stanie.Albo.Laska wskazała na nagie zbocze góry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]