[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była cisza.Wiatr zatrzymał się gdzieś ponad lasem.Tylko rozbudzone bagno dawało o sobie znać głuchym bulgotem.W pobliżu, może z odległości kilkudziesięciu kroków, krzyknął jakiś ptak.Natychmiast drugi odpowiedział z daleka.Dzikie kaczki.Morawiec nie ruszał się.Odzyskał równowagę, stał wyprostowany, z dłońmi lekko wzniesionymi.Było dokoła tak ciemno, iż wzrok na próżno szukał jakiegokolwiek punktu oparcia.Cóż? Zanim godzina przedświtu rozjaśni mrok, będzie już po wszystkim.Nikt nawet nie domyśli się, co się tu wydarzyło pewnej nocy.Za kilka tygodni mrozy zetną mokradła, spadnie śnieg.Pomyślał, że najlepiej uczyni przyśpieszając koniec.Im prędzej, tym lepiej.Przechylił się więc, ale zanim wykonał zamierzony ruch, wydało mu się, że nogami oparł się wreszcie o pewny grunt.Było jednak za późno.Nie zdołał już opanować rozpędu, który sam wywołał, gwałtowne szarpnięcie celem utrzymania równowagi spóźniło się o ułamek sekundy i Morawiec ześliznął się na bok.Upadł na prawą stronę, dławiący chłód dosięgnął mu piersi, ogarnął ramię.Wtedy zaczął krzyczeć.Ksiądz Siecheń usłyszał już pierwsze wołanie Morawca.Dobiegło go z daleka.Natychmiast zatrzymał się.Głos przyszedł od strony Zelwianki.Czyżby ktoś zabłądził? Proboszcz skręcił ze ścieżki i zaczął pośpiesznie iść na przełaj lasem.Po gruncie opadającym ku dołowi lekką pochyłością poznał, że rzeka musiała przepływać niedaleko.Zwolnił więc kroku, wiedząc, że w tej części lasu zdradzieckie bagna ciągnęły się na znacznej przestrzeni.Wiatr, wciskający pomiędzy drzewa zgęszczony zapach wilgoci, wskazywał na bliskość mokradeł.Wołanie nie powtórzyło się.Ksiądz Siecheń przystawał kilka razy, nic jednak nie słyszał, była cisza, nawet szum sosen popłynął górą stłumiony.Sądząc, że uległ złudzeniu, zamierzał zawrócić, gdy nagle w odległości kilkudziesięciu najwyżej kroków rozległ się przejmujący krzyk, głos mężczyzny gwałtownie na pełnym oddechu wyrzucony, wibrujący przerażeniem, wołanie, które zrazu wydało się krótkie, lecz zanim się urwało, przeszło w przeciągły skowyt, rozdzierający, obłąkany ryk.Ksiądz Siecheń zadrżał.Podobnie krzyczących ludzi słyszał w czasie wojny.Od razu zdał sobie sprawę, że musi komuś grozić niebezpieczeństwo.- Kto tu? - zawołał.Posunął się naprzód kilka kroków i poczuł, że ziemia pod nogami zaczyna się uginać.Teraz wszystko zrozumiał.Nie zastanawiając się, że sam się naraża na niebezpieczeństwo, rzucił się przed siebie w ciemność.Grzązki grunt lekko się rozstąpił i proboszcz po kolana zapadł się w błoto.Ale już przy sobie, zaledwie o parę metrów, słyszał rzężenie człowieka, oddech przyśpieszony, wciśnięty gdzieś nisko, jak gdyby ze dna głębokiej przepaści wychodzący.W tej chwili na nowo zerwał się wiatr.Gwałtownym kłębem runął z wysoka.Zafalowało powietrze.Ksiądz Siecheń, wykrzykując jakieś słowa krótkie i urywane, przechylił się i nagle, gdy wydało mu się, że zapada się w mroczną głąb, uczuł pod palcami zaciśniętą dłoń.Schwycił ją, już ramiona tamtego człowieka trzymał w swoich ramionach, przyciągnął je, poderwał, jakby dźwignąć chciał ogromny głaz.Myśl proboszcza pracowała równo i spokojnie.Zdawał sobie sprawę, że od tej jednej minuty zależeć będzie nie tylko życie tamtego człowieka, lecz i jego własne.Ta świadomość dodała mu sił.Czuł, że siła o jaką siebie nawet nie podejrzewał, wstępuje w niego i na wskroś przenika.Z odległości czasu nigdy nie zdoła sobie przypomnieć, w jaki sposób udało mu się tego przypadkowo spotkanego mężczyznę uratować.Pozostanie mu jedynie w wyobraźni ciemność, a w niej okrutny ciężar obcego ciała, które przyciągał ku sobie kurczowym naprężeniem muskułów.Miał wrażenie w tej chwili, jak gdyby zwarł się z nieubłaganym wrogiem, jak gdyby od tego, czy zwycięży, czy pozwoli się pokonać, zależało nie tylko życie, lecz coś o wiele większego.Z początku Morawiec był zbyt oszołomiony zjawieniem się nieoczekiwanego zbawcy, aby dopomóc jego wysiłkom.Gdy jednak uczuł, że ciężar bagna usuwa się powoli z piersi, wyprężył się instynktownie, mocniej przywarł do obejmujących go ramion.I tak przyciśnięci do siebie, złączeni jednym oddechem i jednym drżeniem, walczyli zaciekle, w skupionym milczeniu.Ksiądz Siecheń poczuł wyraźnie pod nogami grunt.Wparł się w niego mocno.Odetchnął.Tamten za to w ostatniej chwili osłabł.Głowa opadła mu bezsilnie, ramiona zwiotczały.Proboszcz pociągnął go za sobą jeszcze kilka kroków.Znajdowali się już w lesie.Ostrożnie więc, jakby miał do czynienia z chorym dzieckiem, ułożył mężczyznę na suchej ziemi.Morawiec leżał bez ruchu.Ogarnęła go niemoc podobna tej, która naszła go przed godziną w szałasie.Ciało miał skostniałe, oblepione błotem, mimo to czuł w sobie palące bolesne gorąco.Szumiało mu w głowie.„Mam gorączkę” - pomyślał.Nagle wydało mu się, że człowiek, który go uratował, odszedł.Zaniepokojony, podźwignął głowę.Ksiądz Siecheń, usłyszawszy szmer, przyklęknął.Morawiec uspokoił się.Z powrotem oparł głowę o ziemię.- Myślałem, że pan odszedł - szepnął.- Nie odejdzie pan teraz?- Ależ nie, na pewno nie odejdę - zapewnił go proboszcz.- Zostanę przy panu.Pan chyba nie jest tutejszy, prawda? Bo tu wszyscy znają te bagna, nawet w dzień omijają je z daleka.Morawiec milczał chwilę.- Nie, nie jestem tutejszy - powiedział wreszcie z przymusem w głosie.- Nie znam tych stron.- Zabłądził pan?- Tak.Od Zelwianki powiało ostrym chłodem.Proboszcz pochylił się nad leżącym.- Jeżeli czuje się pan na siłach, to lepiej by było, żeby pan wstał, dobrze? Poprowadzę pana.Ziemia jest wilgotna, a pan już i tak przemarzł i przemókł.Można przeziębić się.Głos mówiącego z bardzo daleka dobiegał do Morawca.Czuł coraz większe znużenie i senność.- Jeszcze chwilę - wymamrotał.Ksiądz Siecheń dotknął jego czoła: było rozpalone i wilgotne od gęstego potu.- Musi pan gorączkę mieć.Nie pozwolę panu tak leżeć.To nie ma sensu.Niech pan spróbuje podnieść się!Objął go ramieniem pod plecy i podźwignął.- Dokąd pan szedł? Gdzie pan chciał iść?Chociaż Morawiec czuł na twarzy oddech pytającego, nie mógł jednak rozpoznać rysów twarzy.- Dokąd idę?Zaśmiał się krótko.- Nigdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •