[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Enthor szturchnął ją lekko.– Tak, zapamiętaj moje imię, póki jeszcze możesz.Bo jeśli zostaniesz śpiewaczką, na pewno je zapomnisz.Enthor, poziom czwarty, kwatera 895.Powinnaś zapamiętać z łatwością, bo to numer twojej klasy.– A jaki był twojej? – Killashandra pośpiesznie szukała tematu, który odwróciłby rozmowę od tej propozycji.– Numer klasy? 502 – odparł.– Z moją pamięcią wszystko w porządku.– I nie jesteś głuchy.– Gdybym był, nie mógłbym sortować kryształu!– To co ci zrobił symbiont? – wypaliła, zanim zdała sobie sprawę, że może naruszać jego prywatność.– Oczy, złotko, oczy – odwrócił się i, po raz pierwszy, spojrzał prosto na nią.Mrugnął i Killashandra westchnęła głośno.Ruch powiek sprawił, że soczewki ochronne cofnęły się, ukazując ogromne źrenice, całkowicie przesłaniające pierwotny kolor tęczówki.Ponownie mrugnął i całą gałkę oczną pokryła jakaś czerwona substancja.– To dlatego zostałem sortowaczem i od pierwszego rzutu okiem poznaję, który kryształ jest bez skazy.Jestem w tym fachu jednym z najlepszych, jacy kiedykolwiek żyli.Lanzecki często wspomina o moich zdolnościach.A tam, niedługo zobaczysz, co mam na myśli.Inny sortowacz zbliżał się ku nim z naburmuszoną miną, obarczony pojemnikiem i eskortowany przez wściekłego śpiewaka.– Twoja opinia na temat tych niebieskich.– śpiewak, którego twarz nadal wykazywała ślady długiego pobytu w Pasmach, szorstko odebrał pudło swemu towarzyszowi i niemal cisnął je w stronę Enthora.Następnie z charakterystycznym brakiem uprzejmości (co, jak zauważyła Killashandra, było raczej typową cechą zawodu, a nie poszczególnych jednostek) śpiewak stanął tak, by przysłonić widok sortowaczowi, w którego osąd zwątpił.Enthor ostrożnie złożył pudło na swym warsztacie i wyjął kryształy, jeden za drugim, unosząc je do swych wzmocnionych oczu, po czym odkładał je w równym rzędzie.Było tam siedem zielonobłękitnych piramidek, każda kolejna większa od poprzedniczki o dwa, trzy centymetry podstawy.– Nie stwierdzam żadnych skaz.Ostre krawędzie i ładne cięcie – stwierdził bezosobowym tonem, jakże różnym od tego, jakiego używał w rozmowie z Killashandrą.Z niemal przesadną drobiazgowością otarł i wypolerował maleńki młoteczek, po czym delikatnie postukał w każdą z piramidek.Czwarta odpowiedziała o pół miast całego tonu wyżej niż poprzedniczka i skala nie została osiągnięta.– Sprzedaj je triami, a niedoskonały zachowaj jako pokazowy.Radziłbym, abyś sprawdził swą piłę, czy nie ma może zużytej uszczelki.Jesteś zbyt dobrym śpiewakiem, by popełnić tak oczywisty błąd.Prawdopodobnie nadciągająca burza wybiła cię z tonu.Ta próba dyplomacji bynajmniej nie ułagodziła wściekłości śpiewaka.Jego szyja napięła się, gdy zbierał siły do wrzasku.Enthor zdawał się tego nie dostrzegać, ale drugi sortowacz cofnął się pośpiesznie.– Lanzecki!Gniewny ryk nie tylko przywołał Lanzeckiego.W całej sortowni zapadła cisza, śpiewak jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.Cały czas wbijał wściekłe spojrzenie w Enthora, który jak gdyby nigdy nic wystukiwał jakieś liczby na terminalu.Killashandra poczuła na ramieniu czyjąś dłoń i posłusznie odstąpiła na bok, przepuszczając Lanzeckiego na swe miejsce u boku Enthora.Jakby dostrzegając obecność Cechmistrza, Enthor ponownie popukał w kryształy i ich miękki dźwięk zamarł w pełnej uszanowania ciszy.Lanzecki nie słuchał; zamiast tego obserwował wyświetlacz wagi.Jedna brew zadrżała mu lekko na dźwięk półtonu i widok odpowiedniej liczby na ekranie.– To naprawdę niewielki problem, Uyadzie – oznajmił, zwracając swą spokojną twarz w stronę poczerwieniałego śpiewaka.– Tniesz tę ścianę dostatecznie długo, by zacząć wchodzić w półtony.Sugerowałabym, abyś zachował ten zestaw i uzupełnił go do oktawy.Piramidy w takich zestawach są zawsze w cenie.– Lanzecki – błagalna desperacja zastąpiła gniew w głosie i zachowaniu śpiewaka.– Tym razem muszę wydostać się z planety.Muszę znaleźć się daleko stąd! Nie przeżyję kolejnej wyprawy do Pasm.nie dam rady bez urlopu poza tą cholerną planetą!– To tylko jeden pojemnik, jeden zestaw, Uyadzie–yuic–Holm.Z tego, co widzę, twój towar był bardzo dobry – w tym czasie, gdy Uyad tak gwałtownie zmienił swe reakcje, Lanzecki zdążył już skorzystać z terminala.– Tak, sądzę, że starczy na to, by zabrać cię stąd na dłuższy okres.Chodź, sam będę nadzorował sortowanie.Po chwili wszystko wróciło do normy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]