[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wkuwałem podstawy, aż wiedza wychodziła mi uszami, ale to nie to samo, co być tutaj i robić coś naprawdę! - Bonnard emfatycznie walił się w kolano.- Choćby takie ognisko i w ogóle.Rany, w bazie na widok płomyka gna się po gaśnicę!Varian uśmiechnęła się do Kaia.Spostrzegła jego posępną minę.- Przekonałeś mnie, Bonnard - stwierdziła.- Można śmiało przypuszczać, że gdy razem z Kaiem złożymy nasz raport w bazie, zasypią cię całym mnóstwem przydziałów na kolejne wyprawy.Bakkun wysoko ocenił twoje umiejętności kamerzysty.- Naprawdę? - Twarz Bonnarda, skwaśniała na wspomnienie powrotu na BO, rozpromieniła się wobec takiej perspektywy.- Jesteście pewni? - spojrzenie chłopca wędrowało to na Varian, to znów na Kaia.- O ile można być pewnym grawitanta.- Przewidziano więcej takich ekspedycji, Varian? - spytał nagląco chłopiec.- Mniej więcej - odparła, szukając spojrzenia Kaja - Tym razem otrzymałam przydział na trzy wyprawy wymagające obecności ksenobiologa, które mają się odbyć w ciągu czterech standardowych lat.Będziesz nadawał się już wówczas na juniora.Chyba że wolałbyś geologię od ksenobiologii.- Lubię zwierzęta - Bonnard dobierał uważnie słowa, by nie urazić żadnego z nich - lecz wolałbym.bardziej interesują mnie.bardziej fachowe aspekty.- Sądzę, że najlepiej byłoby, gdybyś zajął się rejestrowaniem, uzyskując przy okazji tyle specjalności, ile tylko się da - powiedziała Varian, przychodząc mu z pomocą.- Naprawdę tak sądzisz?Reakcja chłopca przekonała Kaia i Varian, że fascynowała go przede wszystkim technika, a nie któraś z konkretnych dyscyplin naukowych.Ogień przygasł i trzeba było dorzucić gałęzi.Kiedy przygasł ponownie, oni wciąż gawędzili o rozmaitych specjalizacjach.Kai i Varian zapewnili Bonnarda, że pozwolą mu jak najwięcej pracować z taśmami i rejestratorem, by mógł sprawdzić, czy istotnie to interesuje go najbardziej.W końcu Kai zaproponował spoczynek.Spali głęboko, bezpieczni pod osłoną ślizgacza, nie trapiąc się zupełnie iretańskimi nocnymi bestiami.Rano Varian zbudziło delikatne szarpanie.Chciała zasnąć z powrotem, lecz znów ktoś dał jej szturchańca, tym razem mocniejszego.Usłyszała też, jak ktoś nagląco wyszeptał jej imię:- Varian! Varian? Obudź się, mamy towarzystwo.Coś takiego zmusiło ją natychmiast do otwarcia oczu, które zresztą zaraz zamknęła, nie wierząc w to, co widzi.- Varian! No musisz się przecież obudzić! - Bonnard szeptał zniecierpliwiony.- Obudziłam się.Widziałam - wychrypiała.- Co robimy?- Poruszyłeś się już? - spytała.- Tylko, żeby cię trącić.Bolało? - zatroskał się chłopiec.- Nie.- Rozmawiali półgłosem.- Mógłbyś teraz trącić Kaia?- Nie wiem, jak on się budzi.Bonnard miał rację.Nie miało sensu budzić kogoś, kto wypaliłby ze śpiwora niczym torpeda.Bonnard wiedział, jak radzić sobie z Varian, gdyż często budził ją, kiedy oswajał Dandy.- Nie zerwie się, jeśli zbudzisz go tak delikatnie, jak mnie.- Varian uśmiechnęła się sama do siebie.Nie żałowała ani trochę, że zabrała na tę wycieczkę Bonnarda.Dyskusja poprzedniego wieczoru udowodniła tylko, jak bardzo trzeba mu było zachęty i otuchy, i szansy porozmawiania z kimś bez skrępowania, które narzucała obecność starszych uczestników wyprawy lub dziewczynek.Było oczywiste, że Kai wolałby raczej odbyć tę podróż w duecie, całkowicie wyzwalając się od konieczności dowodzenia.Lecz skoro już raz udało się jej odciągnąć go od biurka, uda się i drugi, tym razem bez osób towarzyszących.Spali na przemian - głowa, nogi, głowa, tak że Bonnard musiał trącać ramię Kaia stopą.Varian ostrzegła go szeptem.- Kai, obudź się powoli, i nie ruszaj się.Obserwatorzy są obserwowani.Miała na wpół przymknięte powieki; ptaki tak ciasno otoczyły ślizgacz, że gdy Varian otwarła oczy po raz pierwszy, ujrzała szereg błyszczących, czarnych ślepek dokładnie na wysokości własnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]