[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem z tobą i nie pozwolę nikomu cię zranić.Błazen spojrzał na nią kątem oka, a potem szybko odwrócił wzrok.- Ale przedtem trzymali mnie z dala od ciebie.i od twego łaskawego męża.i, słowo daję, możesz się śmiać, ale czułem się samotny i bez przyjaciół.- To nie jest śmieszne.Mnie też ciebie brakowało.Twarz błazna pojaśniała.Objął ciaśniej swoje nogi.- Nie znasz, pani, tego człowieka, który chce nas widzieć? - spytał ostrożnie.- Nie.Ale to sławna postać.Widziałam go w telewizji i dużo o nim słyszałam.Myślę, Magnifico, że to dobry człowiek i nie wyrządzi nam krzywdy.- Naprawdę? - błazen poruszył się niespokojnie.- Być może, pani, ale on już mnie przepytywał i zachowuje się tak gwałtownie i hałaśliwie, że trzęsę się ze strachu.Używa takich dziwnych słów, że odpowiedzi nie mogły mi przejść przez gardło.Przypomniał mi się od razu pewien łgarz, który bawiąc się moją niewiedzą mówił, że w takich chwilach serce staje w gardle i nie można wykrztusić słowa.Tak właśnie się czułem.- Tym razem będzie inaczej.On jest jeden, a nas dwoje.Nie uda mu się przerazić nas obojga, prawda?- Tak, pani.Trzasnęły gdzieś drzwi i rozległ się potężny ryk.Kiedy zbliżył się do pokoju, w którym siedzieli, mogli rozróżnić słowa:- Wynoście się stąd, do ciemnej Galaktyki!Przez otwierające się drzwi dostrzegli, jak chyłkiem wynosi się z domu dwóch umundurowanych strażników.Wszedł Ebling Mis ze zmarszczoną gniewnie twarzą, postawił na ziemi starannie owiniętą paczkę i podał nonszalancko rękę Baycie.Bayta odwzajemniła się mocnym, męskim uściskiem.Mis zareagował na to dopiero po chwili, kiedy już odwrócił się do błazna.Przyjrzał się jej uważniej.- Mężatka? - spytał.- Tak.Załatwiliśmy formalności prawne.Mis milczał przez chwilę.Potem spytał:- Zadowolona?- Jak dotąd, tak.Mis wzruszył ramionami i ponownie obrócił się do Magnifica.Rozwinął paczkę.- Wiesz, co to jest? - spytał.Magnifico zsunął się ze swego krzesła i chwycił instrument o wielu klawiszach.Przebiegł palcami po niezliczonych guzikach i wykonał radosny skok, ze szkodą dla stojących bliżej mebli.- Wizjofon - zapiał z zachwytu.I to takiej roboty, że jego dźwięk wskrzesiłby nawet umarłego - jego długie palce pieściły delikatnie instrument, przebiegały po klawiaturze, zatrzymując się to na jednym, to na drugim klawiszu, a przed oczami Bayty i Misa pojawił się nagle mieniący się różowy obłok.- W porządku, chłopcze - rzekł Ebling Mis.- Mówiłeś, że potrafisz brzdąkać na czymś takim, no to masz teraz okazję.Ale przedtem go nastrój.- Potem rzekł na boku do Bayty: - O ile mi wiadomo, nie ma na całej Fundacji nikogo, kto potrafiłby go dobrze ustawić.Nachylił się do jej ucha i szepnął:- Nie będzie mówił bez pani.Pomoże mi pani? Skinęła głową.- Dobrze! - powiedział.- Jego lęk jest niemal patologiczny i wątpię, czy zniósłby sondę psychiczną bez szwanku dla umysłu.Jeśli można coś z niego wyciągnąć w inny sposób, to musi się poczuć zupełnie swobodnie.Rozumie pani?Ponownie skinęła głową.- Pierwszym krokiem w tym kierunku jest ten wizjofon.Mówi, że umie na tym grać, a jego reakcja utwierdza mnie w przekonaniu, że to jedna z jego największych przyjemności.Tak więc, bez względu na to, czy będzie grał źle czy dobrze, niech pani sprawia wrażenie zaciekawionej i zadowolonej.Poza tym proszę mi okazywać wyraźną życzliwość i zaufanie.A nade wszystko, proszę wszystko robić według moich wskazówek - rzucił szybkie spojrzenie na Magnifica skulonego w rogu kanapy i grzebiącego we wnętrzu instrumentu.Błazen był całkowicie pochłonięty swą pracą.Mis rzekł tonem swobodnej, towarzyskiej rozmowy do Bayty:- Słuchała pani już kiedy wiajofonu?- Jeden raz - odparła Bayta równie swobodnym tonem.- Na koncercie rzadkich instrumentów.Nie byłam zachwycona.- Musiała pani trafić na kiepskiego muzyka.Jest zaledwie kilku naprawdę dobrych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]