[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trantorczycy na pewno będą uważali, że to odrażający i niegodziwy czyn.To przepełni czarę goryczy z powodu wszelkich niedomagań i załamań, jakim musieli stawiać czoło, podniesie się więc krzyk, by wybrać nowy rząd… i nikt nie będzie mógł im odmówić, a już najmniej imperator.Wtedy wkroczymy my.— Tak po prostu?— Nie, nie tak po prostu.Nie żyję w wyśnionym świecie.Pewnie będzie jakiś rząd tymczasowy, ale upadnie.Dopilnujemy, by upadł, ujawnimy się i odświeżymy stare argumenty joranumitów, których Trantorczycy nigdy nie zapomnieli.A z czasem, całkiem szybko, zostanę Pierwszym Ministrem.— A ja?— A ty wreszcie zostaniesz imperatorem.— Szansa, by to wszystko się udało, jest mała — powiedział Andorin.— To jest uzgodnione.Tamto jest uzgodnione.Inne sprawy są uzgodnione.Wszystko razem może się doskonale ułożyć albo zawalić.Gdzieś, ktoś może to popsuć.Ryzyko jest nie do przyjęcia.— Nie do przyjęcia? Dla kogo? Dla ciebie?— Oczywiście.Oczekujesz, bym się upewnił, że Planchet zabije swego ojca, chcesz też, bym zabił Plancheta.Dlaczego ja? Czy moje życie nie jest zbyt cenne, by narażać je na niebezpieczeństwo?— Masz rację, ale gdybyśmy wybrali kogoś innego, niepowodzenie byłoby pewne.Kto jak nie ty może w tej misji tyle zyskać, że nie zawróci z drogi w ostatniej chwili?— Ryzyko jest olbrzymie.— Czyż nie opłaca ci się go podjąć? Grasz przecież o tron imperialny.— A jakie ryzyko podejmujesz ty, szefie? Pozostaniesz tu, absolutnie bezpieczny, i będziesz czekał na wiadomości.Namarti wykrzywił usta.— Ależ jesteś głupcem, Andorin! Jaki będzie z ciebie imperator?! Myślisz, że nic nie ryzykuję, bo będę tutaj? Myślisz, że jeśli gra się nie uda, jeśli intryga zawiedzie, jeśli aresztują kilku naszych ludzi, to ci nie wyśpiewają wszystkiego, co wiedzą? Gdyby cię złapano, zniósłbyś czułe traktowanie Gwardii Imperialnej i nie powiedziałbyś im o mnie? Myślisz, że jeśli próba zamachu się nie powiedzie, nie przeczeszą Trantora, by mnie znaleźć? Sądzisz, że im się to nie uda? Jak myślisz, czego się mogę spodziewać, kiedy już mnie znajdą? Ryzyko? Siedząc tu bezczynnie, ryzykuję bardziej niż którykolwiek z was.Do tego to się sprowadza, Andorin.Chcesz czy nie chcesz być imperatorem?— Chcę być imperatorem — odpowiedział cicho Andorin.I w ten sposób wszystko się zaczęło.22Raych dostrzegł bez trudu, że jest otoczony szczególną opieką.Cała grupa potencjalnych ogrodników została zakwaterowana w jednym z hoteli Sektora Imperialnego, choć oczywiście nie w najlepszym.Ogrodnicy stanowili dziwną zbieraninę pochodzącą z pięćdziesięciu różnych światów, ale Raych nie miał okazji porozmawiać z którymkolwiek.Andorin, choć starał się z tym kryć, trzymał go z dala od innych.Raych zastanawiał się dlaczego.To go przygnębiało.Prawdę mówiąc, był przygnębiony od chwili opuszczenia Wye.Bił się z myślami, ale bezskutecznie.Andorin nosił proste ubrania i usiłował wyglądać jak robotnik.Miał grać rolę ogrodnika w tym „widowisku” — cokolwiek to mogło oznaczać.Raych wstydził się, że nie udało mu się poznać natury owego „widowiska”.Zamknęli go jednak i uniemożliwili komunikację, nie miał więc szansy ostrzec ojca.Mogli to robić z każdym Trantorczykiem w tej grupie, gdyż — z tego, co wiedział — zachowywano nadzwyczajne środki ostrożności.Raych oszacował, że pomiędzy ogrodnikami może być kilkunastu Trantorczyków, a wszyscy — zarówno mężczyźni, jak i kobiety — byli ludźmi Namartiego.Zdumiewało go, że Andorin podchodzi do niego niemal z uczuciem.Opiekował się nim osobiście, nalegał, by jeść z nim każdy posiłek, a traktował zupełnie inaczej niż wszystkich innych.Czy mogło tak być dlatego, że dzielili się Manellą? Raych nie wiedział wystarczająco dużo o obyczajach Sektora Wye, by móc powiedzieć cokolwiek na temat poliandrii wśród jego mieszkańców.Jeśli dwóch mężczyzn dzieli się tą samą kobietą, to czy powstaje między nimi pewien rodzaj braterstwa? Czy tworzy się między nimi jakaś więź? Raych nigdy nie słyszał o czymś takim, zdawał sobie jednak sprawę, że dotychczas poznał zaledwie nikłą część niezmierzonych subtelności społeczeństw Galaktyki… nawet społeczeństw trantorskich.Jednak teraz, gdy wrócił myślami do Manelli, zatrzymał się przy niej na chwilę.Tęsknił za nią strasznie i wydawało mu się, że to uczucie jest przyczyną jego depresji, choć prawdę mówiąc, gdy kończył posiłek z Andorinem, był w rozpaczy, której przyczyn nie rozumiał.Manella!Powiedziała, że chciałaby odwiedzić Sektor Imperialny.Być może potrafiła udobruchać Andorina i przekonać go, by spełnił jej prośbę.Raych był tak zdesperowany, że zadał głupie pytanie:— Panie Andorin, zastanawiam się, czy przywiózł pan może ze sobą do Sektora Imperialnego pannę Dubanqua?Mężczyzna popatrzył na niego zdumiony w najwyższym stopniu.A potem roześmiał się łagodnie.— Manellę? Możesz ją sobie wyobrazić jako ogrodniczkę? Albo choćby udającą, że jest ogrodniczką? Nie, nie, Manella jest jedną z tych kobiet, które są stworzone do umilania życia.Nie nadaje się do niczego innego.Dlaczego pytasz, Planchet? Raych wzruszył ramionami.— Nie wiem — odpowiedział.— Okropnie tu nudno.Tak sobie pomyślałem… — Jego głos zawisł w powietrzu.Andorin przyglądał mu się uważnie.Wreszcie rzekł:— Chyba nie uważasz, że jest ważne, z którą kobietą się zadajesz? Zapewniam cię, że jej nie robi różnicy, z którym mężczyzną jest związana.Kiedy to wszystko się skończy, będziemy mieli wiele kobiet.Mnóstwo.— A kiedy będzie po wszystkim?— Wkrótce.Ty zaś odegrasz w tym bardzo ważną rolę.— Obserwował Raycha spod przymrużonych powiek.— Jak ważną?— spytał syn Seldona.— Nie będę tylko… ogrodnikiem? — Jego głos brzmiał głucho, ale czuł, że nie może mówić wyraźniej.— Będziesz kimś znacznie ważniejszym, Planchet.Wniesiesz tam miotacz.— Co takiego?— Miotacz.— Nigdy nie miałem w ręku miotacza.Nigdy w życiu.— To bez znaczenia.Podnosisz go, celujesz, zamykasz obwód i ktoś umiera.— Nie potrafię nikogo zabić.— Sądziłem, że jesteś z nami, że zrobisz wszystko dla sprawy.— Nie miałem na myśli… zabijania.Raych nie mógł pozbierać myśli.Dlaczego musi zabić? Jakie zadanie wyznaczyli dla niego? I jak zdoła zaalarmować Gwardię Imperialną, nim dojdzie do zabójstwa?Nagle rysy Andorina stwardniały; porzucił przyjacielski ton.— Musisz zabić — powiedział.Raych zebrał wszystkie siły.— Nie.Nikogo nie zabiję.To moja ostateczna decyzja.— Planchet, zrobisz to, co ci każemy — oznajmił Andorin.— Nie zabiję.— Zabijesz!— Jak mnie do tego zmusicie?— Po prostu każę ci to zrobić.Raychowi kręciło się w głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •