[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zlekceważył ją i zwrócił się do Inez: Naprawdę pan Twister wyszedł ze szpitala? A coś innego powiedziałam?! Rzucił na odchodne doktorkowi, że ma w dupie taki czas, który sięgubi. A wydawał się takim kulturalnym człowiekiem  powiedziała wciąż z nutą wyniosłości Aurelia.Ciekawe, dlaczego mu się tak nagle odmieniło. Nieważne!  rzucił Rajmund. Zastanówmy się lepiej nad sobą.Nie wiem, jak wy, ale ja na własneżądanie, w przeciwieństwie do pana Twistera, stąd nie wyjdę. Ja chyba też nie  przyznała się Inez. Trochę narozrabiałam, więc adwokat starego cośnakombinował, żebym nie trafiła za kratki.Ale się wpakowałam.Jak śliwka w kompot. Niezły z ciebie numer, Inez  powiedziała Aurelia.Tamta prychnęła z pogardą: Nie lepszy od ciebie.Wolant nakazał gestem, by się zamknęły.Zmierzyły się jeszcze oczami, po czym usiadły wygodnie,wbijając spojrzenie w niebo. Opowiadaj, Inez, o tej Magnolii  zarządził detektyw.Aurelia wróciła wzrokiem z nieba, wbiła oczy w Rajmunda. No, przepraszam bardzo, ale chyba teraz są ważniejsze sprawy niż& Niech mówi!  nie pozwolił jej dokończyć. Dobrze mi się przy tym myśli.Inez popatrzyła na niego, popatrzyła na pisarkę, wzruszyła ramionami. No to już.Dla mnie to rybka& Gdybyś zaczęła się trochę streszczać&  poprosił.Inez pokręciła głową. Ale sierpniowych upałów nie ominę. A jakie, u diabła, znaczenie mają tu sierpniowe upały? Upały żadne, tylko że w tym sierpniu wiele się zdarzyło.Aurelia i Rajmund wymienili spojrzenia. Czy to będzie już ten sierpień?  spytała z kamienną twarzą pisarka. Ten, co właśnie minął? A który?!  wydarła się dziewczyna. Przecież wszystko się zaczęło tamtej jesieni! No to miejmy nadzieję na rychły koniec, bo jak nic ta historia nas dogoni.Mamy wrzesień, Inez.Aurelia zajrzała jej w twarz. Czternasty września, o ile się nie mylę. Nie mylisz się. No to zaczynaj!* * *Wszystko, co dobre, trwa, niestety, krótko.Daniel jeszcze wiele razy miał to powiedzieć, a mówiąc tesłowa, myślał o powrotach Beli Marko po dwu-, trzydniowych wypadach, które zdarzały jej się terazo wiele częściej niż wiosną, gdy się tu zakotwiczyła, i niż wczesnym latem. Nie bacząc na ponadtrzydziestostopniowe upały, wsiadała w kilkunastoletnie, poobijane autoi wyjeżdżała z podwórka, oddawszy Esmeraldę pod opiekę Doris.Ta miała dość na głowie, więc lekkąręką z kolei powierzała kocicę Absurdowi, nakazując mu za każdym razem, żeby pilnował głupiego kota,bo głupiemu kotu nie wiadomo, co przyjdzie do łba, i nie wiadomo, gdzie zacznie łazić.Psu nie trzebabyło tego nakazywać  na krok nie odstępował swojej ukochanej.Esmeralda zaś, z kocią obojętnościąprzyjmując wyjazdy i powroty właścicielki, nie odstępowała na krok Absurda.Wszystko jakoś tak samo z siebie zaczęło się układać i gdyby nie dokuczliwe upały, którew szczytowym momencie dnia odbierały chęć i zdolność do jakiegokolwiek działania, Daniel nie miałbypowodów, by na cokolwiek narzekać.Na temperatury, prawdę mówiąc, narzekał też tylko na zasadziesolidaryzowania się z innymi, przytakując Doris, Oldze czy Józefinie.Tuśce nie trzeba było przytakiwać.Wpadała po południu, rzucała plecak gdzie popadło i brała się do roboty, żeby na pięćdziesiąt złotych,które jej płacił (nie licząc napiwków), uczciwie zapracować.Buzia jej się przy tym nie zamykała.Dziewczyna zaczynała od zachwytów nad upałami, odbierającymi niektórym chęć do życia, puentującswój entuzjazm mało oryginalnymi konkluzjami, że latem powinno prażyć, a zimą mrozić, a nie, że raz tak,raz siak albo jeszcze inaczej.( Gada całkiem jak Cześka Gawlińska  stwierdził pewnego popołudniaPaweł Miśkiewicz, gdy po służbie wpadł na piwo. Niby jest w tym jakaś logika, ale jaka, za diabła niewiem ).Potem można było się spodziewać od niej szczegółowej relacji ze wszystkich wydarzeńw okolicy.Błahych i błahszych, tak że nie było nawet potrzeby słuchać.Czasem jednak udało jej sięczymś zainteresować obojętnych słuchaczy. A wiecie  zaczęła pewnego razu  że córka Lenki Sikorówny ma tu przyjechać?O tym jeszcze nikt nie słyszał.Daniel w ogóle nie kojarzył, o co chodzi, choć o jakiejś Lence zeWzgórza Wilków coś tam od komendanta wiedział. Zbierała się, zbierała, w końcu przyjeżdża.Ciekawa jestem bardzo, jak wygląda.Do Romka Witczakaz Komańczy list napisała, że ma już siedemnaście lat i chciałaby wreszcie zobaczyć miejsce, gdzie sięurodziła.Romek Witczak wie, ile Natusia& czy tam Natalia, ma lat, ale zbladł, jak list od córki, którejpiętnaście lat na oczy nie widział, przeczytał& Ej! A ty niby skąd wiesz, czy zbladł, czy nie zbladł?  weszła jej w słowo Doris, wypatrującz werandy głupiego kota, czającego się przy strumyku na Absurda. Byłaś przy tym? Na pewno zbladł!  zawołała Tuśka. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności.Ty byś nie zbladła? Niech no tylko spróbuje skoczyć na psa  Doris nie spuszczała wzroku ze zwierzaków,dokazujących pod wierzbą  i podrapać mu mordę jak ostatnio, to powiem Beli Marko, żeby sobiezabierała swojego głupiego kota, jak gdzieś jedzie.Nie wiadomo gdzie i po co. Jakie okoliczności?  zagadnął Daniel, wyglądając z sali jadalnej.Zobaczył, że Marysia zbliżyła siędo schodów, i rzucił do Doris:  Uważaj na dziecko.Marysia zaczęła na czworakach zsuwać się po drewnianych stopniach, w końcu z nich spadła.Dorispodniosła dziecko z trawy, otrzepała, przytuliła i posadziła koło stołu, po czym krzyknęła na Absurda,żeby wołał tego popapranego kota, bo idą do domu. Jakie okoliczności?  powtórzył pytanie Dan, Tuśka jednak zajęła się już pierwszymi gośćmi, więcżadnej odpowiedzi się nie doczekał.Dopiero wieczorem przy piwie stary komendant przypomniał mu tragedię, jaka piętnaście lat wcześniej,dwunastego lipca dwutysięcznego roku, wydarzyła się pod Wzgórzem Wilków, które kupił za psiepieniądze Romek Witczak i wprowadził się do małej chatki z młodą żoną, Lenką Sikorówną, i dwuletniąwówczas Natusią. Chodzi o to samo Wzgórze, co je teraz Zenek Jaszczuk bezskutecznie usiłuje sprzedać?  spytał Daniel, chcąc na wstępie uporządkować pewne znane już sobie fakty. To samo  przytaknął Miśkiewicz senior. Za takie same psie pieniądze odkupił je dwa lata temu odRomka Witczaka.Ale nie o to chodzi.Chodzi o to, kontynuował, że w wymienionym dniu piętnaście lat temu pewien pszczelarz spodsłowackiej granicy, zdziwaczały odludek, zastrzelił z broni myśliwskiej Lenkę Sikorównę, biorąc ją zadentystkę, która rok wcześniej przejechała jego ciężarną żonę.Dziecka nie miał sumienia zabić, więcw jakimś odruchu po prostu zabrał je ze sobą.W domu na odludziu, otoczonym wielką pasieką,dowiedział się o straszliwej pomyłce, jaką popełnił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •