[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak? - dobiega mnie głos Lucasa.- O co chodzi?- Lucas, to ja! - wołam.- To ja, Dan! Wpuść mnie, wpuść mnie!- Nie - odpowiada Lucas.- Przykro mi, ale teraz pracuję.- Otwórz tę pieprzoną furtkę, do cholery! Cisza.- Widziałeś Finn? - odzywa się trzeszczący, zniekształcony głos.- Myślałem, że jest w Afryce, w Mozambiku! Słuchaj, muszę się z nią zobaczyć! Dokąd pojechała? Jakdługo tu będzie? Dlaczego do mnie nie zadzwoniła?- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na twoje ostatnie pytanie - mówi Lucas z lekkim zniecierpliwie-niem.- A jeśli chodzi o to, jak długo będzie w Londynie, to chyba jeszcze jakąś godzinę.Spózniła się na samo-lot.Wydaje mi się, że mówiła coś o Kairze.- Matko Boska! Z którego lotniska odlatuje?! Z którego lotniska, Lucas?!- Chyba z Heathrow.I domofon milknie na dobre.Pomińmy milczeniem piekło, które przeżyłem pózniej.Czterdzieści pięć minut upłynęło mi na biegu wdeszczu i machaniu rękami, aż wreszcie znalazłem jedyną wolną taksówkę w Londynie.W drodze na lotniskoutknąłem w korku.Dwie godziny chodziłem i biegałem po halach Heathrow, upewniając się, czy tego dnia niema pózniejszych lotów do Kairu, czy Finn zrezygnowała z biletu i czy za sprawą jakiegoś cudownego zrządze-nia losu nie siedzi w jednym z czterech terminali, w jednej z sześciu tysięcy kafejek, spokojnie popijając kawę iczekając na mnie, zupełnie jak Julia na swego Romea.Ta odyseja prawie mnie wykończyła.W końcu, po paru godzinach wróciłem na stację Liverpool Sta-tion.Wsiadłem w jeden pociąg, potem w drugi.Jeszcze pózniej chyba jechałem autobusem, a może taksówką.Wreszcie, tuż przed północą, przemarznięty i mokry, znalazłem się w Wykenfield i próbowałem rozpalić ogieńpod kuchnią w domu moich przodków.Ostatecznie moje wysiłki przynoszą oczekiwany efekt.Zapalam świece przed zdjęciami Ocean, mojejprababki.Stawiam kasetkę z prochami ojca we frontowym pokoju, gdzie kiedyś Bella i Joe czuwali przy zwło-L RT kach Dorrie.Pózniej przynoszę Joego z powrotem do kuchni, ponieważ pokój sprawiał bardzo smutne wraże-nie, i stawiam go na stole, obok kryształowej kuli i talii tarota.Na kasetce kładę cudem uratowaną kulę z kościsłoniowej.Kiedy te pełne mocy przedmioty są już na miejscu, siadam, biorę do ręki długopis i znowu za-czynam pisać do zmarłych, kochanych i utraconych.Piszę przez wiele godzin, Joe.Docieram aż do tego miejsca, Maisie.Przerywam dopiero na tej stronie,Finn.Potem zasypiam, z głową opartą o stół.Niebo przez całą noc wylewa łzy na ziemię.Udało mi się przetrwać sobotę.Sobota, imieniny kota, mawiała Julia.Dziś jest nowy ranek, niedziela.Niedziela, dzień wesela.Niebo nadal szlocha, obmywa świat deszczem.Moja ukochana Finn, najdroższa Finn, zaczekam, aż trochę przestanie i pójdę do Opactwa.Tam znowupołączę się z tobą, przynajmniej w jednym sensie.23KRAINA NIGDZIE-NIGDYRankiem - nie jestem pewny, o której godzinie, zresztą i tak nie ma to wielkiego znaczenia - wyruszamz domu, niosąc łopatę i plastikową torbę z kasetką, w której znajdują się prochy Joego.Jest to moje najważniej-sze zadanie, nie mogę przed nim wiecznie uciekać.Takie zadania wykonują właśnie synowie, nie kto inny - tooni ustalają, gdzie ostatecznie mają spocząć ich rodzice.Jeśli chcą zaangażować w tę operację religię, czyliksiędza, pastora czy jakiegoś guru, to w porządku, mogą to zrobić; jeśli nie (ja należę do grupy  nie"), powinnizorganizować jakąś inną ceremonię.Maisie faworyzowała składanie ofiar, ja myślę raczej w kategoriach garściprochu i kilku własnych słów, dodanych do fragmentu Biblii króla Jakuba, dla której, w przeciwieństwie donowoczesnych, bezsensownych wymysłów, które pojawiły się po niej, żywię najgłębszy szacunek.Wychodzę na drogę i natychmiast się gubię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •