[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Leży na sofie, ciemniaku.Jakob wraca po portfel i wsadza go do kieszeni. To niesamowite, ale sÄ…dzÄ™, znajÄ…c Montiego, że on da sobie radÄ™. Widzi minÄ™ malujÄ…cÄ…siÄ™ na twarzy Slatter'ego i szybko koÅ„czy. Nie, nie.Nie mówiÄ™, że to bÄ™dzie Å‚atwe.JeÅ›li to miaÅ‚bymbyć ja, nie przeżyÅ‚bym nawet jednego dnia, wiem to.Ale to jest Monty.On jest twardy.Zawsze byÅ‚twardy. Nie, wcale nie byÅ‚ mówi Slattery, gaszÄ…c Å›wiatÅ‚a i wcale nie bÄ™dzie z nim wszystkow porzÄ…dku.Nie wiem, co masz na myÅ›li, Jake.Tu nie bÄ™dzie happyendu.Jakob wychodzi z apartamentu i czeka chwilÄ™ na Slat-tery'ego zamykajÄ…cego drzwi. Nie mówiÄ™ o happyendzie.MówiÄ™ po prostu. W ogóle nie wiesz, kurwa, o czym mówisz.Twardy? SkÄ…d wiesz, że jest twardy? SÄ…dzisz,że to, że wygraÅ‚ kilka walk na Campbell-Sawyer znaczy, że bÄ™dzie twardym facetem w Otisville? Na-wet nie pojmujesz, jak poważny problem ma teraz Monty.Nie Å‚apiesz tego! Monty ma trzy wyjÅ›cia iżadne z nich nie jest dobre.IdÄ… wzdÅ‚uż wyÅ‚ożonego niebieskim dywanem holu.Slattery krÄ™ci kluczami na Å‚aÅ„cuszku. Trzy wyjÅ›cia mówi Jakob niecierpliwie.Slattery zawsze mówi do niego, jakby byÅ‚ tÄ™-pym dzieciakiem, zbyt powolnym, żeby zrozumieć zÅ‚ożoność Å›wiata. Dobra.Przede wszystkim może uciec.Wsiąść do autobusu jadÄ…cego dokÄ…dkolwiek i miećnadziejÄ™, że go nigdy nie zÅ‚apiÄ….To po pierwsze. Nie zrobiÅ‚by tego.Zakaz ojca. Nie mówiÄ™, co zrobi.MówiÄ™, jakie ma wyjÅ›cia.Numer dwa. Slattery robi pistolet zkciuka i palca wskazujÄ…cego, przytyka go do skroni. Zabić siÄ™? Jakob wytrzeszcza oczy. Nie ma szans, to nie to.A jaka jest trzecia opcja? Trzecia opcja? Slattery myÅ›li przez chwilÄ™. Trzecia opcja to iść do wiÄ™zienia. Tak siÄ™ stanie kiwa gÅ‚owÄ… Jakob. Pójdzie i przejdzie przez to. Dobra.Może.Ale nie ważne, co wybierze, bo to i tak jest pożegnanie Montiego. Co to znaczy? Slattery podnosi kciuk. JeÅ›li ucieknie, to przepadÅ‚.Nigdy wiÄ™cej go już nie zobaczysz.Podnosi palec wskazujÄ…cy ze zÅ‚amanym w czasach zapasów paliczkiem. JeÅ›li naciÅ›nie spust, to zginie.Trumna na pogrzebie bÄ™dzie zamkniÄ™ta.Podnosi Å›rodkowy palec. Jak go przymknÄ…, przepadÅ‚.Nigdy wiÄ™cej go nie zobaczysz. ZobaczÄ™ go mówi Jakob. ZobaczÄ™ go, jak wyjdzie.Drzwi windy otwierajÄ… siÄ™ i Slat-tery wchodzi do Å›rodka. Nie zakÅ‚adaÅ‚bym siÄ™ o to.MyÅ›lisz, że wciąż bÄ™dziecie przyjaciółmi? MyÅ›lisz, że wychyli-cie parÄ™ piw i powspominacie sobie? Zapomnij, Jake.DziÅ› to siÄ™ koÅ„czy.Wsiadasz?ROZDZIAA SIÓDMYCO TU MAJ dobrego? pyta Monty, czytajÄ…c jadÅ‚ospis z czarnej tablicy wiszÄ…cej na Å›cia-nie. CielÄ™cinÄ™ odpowiada ojciec. CielÄ™cina jest dobra.Zazwyczaj to wÅ‚aÅ›nie biorÄ™. Dobra.Monty opiera plecy o krzesÅ‚o i oglÄ…da restauracjÄ™, zwÅ‚aszcza jej niski sufit relikt do znale-zienia tylko i wyÅ‚Ä…cznie na północ od ulicy Houston.Jest jednÄ… z ostatnich wÅ‚oskich restauracji starejszkoÅ‚y, gdzie nadal podajÄ… spaghetti i klopsiki, bakÅ‚ażany z parmezanem, kurczaka cacciatore. WziÄ…Å‚eÅ› wolne w czwartek wieczorem mówi Monty. MiÅ‚o z twojej strony.Kto do-glÄ…da interesu? Kennelly siÄ™ tym zajmuje. Kennelly? Wypije caÅ‚y twój rum.Ufasz Kennelly'emu? To tylko kilka godzin.MówiÅ‚eÅ›, że masz siÄ™ jeszcze spotkać z przyjaciółmi, wiÄ™c umówi-Å‚em siÄ™ o dziesiÄ…tej. W porzÄ…dku mówi Monty.Bawi siÄ™ naklejkÄ… stojÄ…cej przed nimi butelki czerwonego wina.Kelnerka, starsza kobieta ztwarzÄ… jak pognieciona papierowa torba, przyjmuje zamówienie.Ma platynowo-blond perukÄ™ isztuczne rzÄ™sy; rozpromienia siÄ™, gdy sÅ‚yszy wybór Montiego. Zwietny wybór mówi.pokazujÄ…c przednie zÄ™by, pobrudzone czerwonÄ… szminkÄ…. Cie-lÄ™cina jest tu najlepsza. Odchodzi, a Monty myÅ›li: Ona umrze, zanim tu wrócÄ™. WiÄ™c rozmawiaÅ‚em z Sal. Oj, przestaÅ„, tato. JeÅ›li tylko może w czymÅ› pomóc. Tato.Zastanów siÄ™.O czym ty myÅ›lisz? Sal? Ten facet jest w odstawce już od dwudziestulat. Może znać tam jakichÅ› ludzi. Stuletni prawie gość.Siedzi caÅ‚ymi dniami, grajÄ…c w domino.Co Sal może dla mnie zro-bić? On wciąż zna ludzi.MógÅ‚by. Tato, mógÅ‚byÅ›? Dam sobie radÄ™.Tylko siÄ™ w to nie wtrÄ…caj, dobra? Wciąż bÄ™dziesz mÅ‚odym mężczyznÄ…, jak wyjdziesz.Wiem mówi pan Brogan, podno-szÄ…c rÄ™ce na milczÄ…ce zaprzeczenie Montiego wiem, że ty tak nie myÅ›lisz.Ale posÅ‚uchaj mnie.Trzymaj tam gÅ‚owÄ™ nisko.Nie pakuj siÄ™ w kÅ‚opoty. Dość.Monty spoglÄ…da na wierzch swoich dÅ‚oni.ChciaÅ‚by, żeby przestaÅ‚y drżeć, ale one nie chcÄ….Kiedy kelnerka przynosi ich dania, pan Brogan zaczyna pedantycznie ciąć liÅ›cie szpinaku na coraz tomniejsze kawaÅ‚ki.Desperacko pragnÄ…Å‚ dać synowi coÅ›, co napeÅ‚niÅ‚oby go otuchÄ…, ale teraz, widzÄ…c jakchÅ‚opak próbuje jeść, wie, że to beznadziejne.Jak to siÄ™ mówi? To tylko siedem lat.Ojciec pana Bro-gana byÅ‚ barmanem; pan Brogan dorastaÅ‚ w barach i pracowaÅ‚ w nich caÅ‚e swoje życie.BywaÅ‚o, żepracowaÅ‚ w niespokojnych lokalach, gdzie zÅ‚y Å›wiatek prowadziÅ‚ bijatyki albo jeszcze gorsze sprawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]