[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiêc towarzysz jego wraz z p³atnerzem podejmuj¹ go pod pachy, gêSlarz w weso³kowejczapie spycha mozolnie stopy jego z ³awy.Postawili go wreszcie na ziemi okrakiem szerokim.80 Tu ci siê, panie, ¿elazo nakolennicy w cia³o za³amuje nad ³ydk¹.Nie dziw, ¿e siê ruszaæ niemo¿esz.Boli?,,Broczy - zauwa¿a towarzysz jego.- I tu, pod pach¹.Pod naszyjnic¹, na piersi, drugiego bySschowa³; zaS na grzbiecie siñce chyba wygniataj¹ siê widzê, guzami srogimi. Dobry z ciebie krawiec! - natrz¹sa siê nad p³atnerzem kuk³a dzwonkowa. Nie na niego¿ przecie krojono.(Gdzie ten, na którego miarê rzecz pomySlana by³a!.) Aleto wszystko wnet siê tu poprawi i u³adzi jak trzeba.I odchylaj¹c fartuch skórzany, dobywa z wora na brzuchu m³oty, cêgi, Swidry oraz innych narzê-dzi garScie ca³e. Trzymaj! - Wtyka to wszystko gêSlarzowi w ramiona, czyni¹c go sobie czelad-nikiem na podrêczu.- Ima³ siê pracy: rozcina pierScienne sploty zbroi, wielkie kawa³y kolczugi tuwyjmuje, ówdzie znów za ³aty wstawia, u nakolanka odgina blach ¿elazny, nitom obcêgami ³byucina.Tu rzecz ca³¹ na ciep³o poprawiæ zamierza: popêdza oto przygodnego czeladnika, by na¿u¿lach komina zagrza³ mu klubiki jakoweS - a dziewkê wprzódy o miech poprosi³.Ten ledwie zazberka³ dzwonkami po izbie, a ju¿ klêcza³ oto pod dymnikiem.A ¿e gêSlarz,wiêc i z miecha nawet rytmiczne wraz Swisty dobywa.I chwali sobie tê robotê: M³odzieñcza bardzo jest twoja sztuka, kowalu! ¿e w niecierpliwej gor¹coSci, na sam zapa³jeszcze dmuchaj¹c, rzecz swoj¹ czyni.A i ¿ywio³y dla siê popêdza: wiatrom d¹æ, ogniowibuchaæ ka¿e! I niczego siê nie boi.Obraz piek³a z kuxnicy czyni; diab³u bodaj dzie³o swe zle-ci, gdy mu siê w czêSci jakowejS twardzi pod rêk¹, nie doSæ prêdko ugina w uformowaniekszta³tne.A ¿e ka¿da rzecz zdzia³ana ma w sobie tyle ducha i mocy, ile ich robotnik z duszyswej udzieli - hej, zakln¹ siê chyba one i w tê zbroicê - zapa³u czarnoksiêstwem! Hej, kêdy¿ta zbroja rycerza nie poniesie! jakich zamierzeñ szalonych mu nie ziSci!.Ju¿, mistrzu, twa dusza w ogniu sp³onê³a ca³a. Dawaj! A chy¿ej nixli diabe³ duszê. Ju¿! - ni to z p³omieniem w cêgach, ledwie brzêkn¹wszy dzwonkami w poskoku, przypad³doñ czeladnik ¿wawy.I drugi m³ot wraz otrzymuje na podtrzymanie za kowad³o.Na nity skuj¹ teraz pana, na krze-pê, na moc, na sierdzistoSæ harn¹!Piêtrzy³a siê nad nimi wynioSle ta zbroica wielka, lêkami naramiennych karwaszów jak gdy-by na wszystko wzgardliwie odêta.Oni zaS w zatrudnieniu ko³o tej stopy pancernej i srogiejgoleni w ¿elezie, ledwie do nakolennicy tej zbroi g³owami siêgaj¹: i mistrz z siw¹ brod¹ popas, i czeladnik jego w dzwonkowym kapturze weso³ka.I gwarz¹ przy robocie: Nie dzier¿stwa dla siê szukaj¹ panowie tacy, gdy wyruszaj¹ w Swiaty. Wiem: awantiury. G³upiS, b³axnie! Wonczas to oni zbrojê na siê k³ad¹, gdy na Swiecie nazbyt siê ju¿ rozzu-chwali³o to ta³a³ajstwo wszystko, które gnêbi ¿ycie i ni¿y naturê cz³ecz¹.I na to wyruszaj¹w Swiaty rycerze b³êdni, aby siê to wszystko dawniejsze arcywspania³e oraz to przysz³e, du-chem cz³eczym wolne - zgo³a to, o czym wieszcz¹ Muzy w obiecankach ci¹g³ych ~ aby siê towszystko wreszcie znalaz³o i nasta³o miêdzy ludxmi!.I star³ siê na ten koniec smutek z ob-licza ziemi! - koñczy³ z szerokim rozmachem ramienia i m³ota.Lecz w tej¿e chwili pe³zaæ musi na klêczkach, gdy¿ nagle poruszy³a siê w zniecierpliwieniuta noga skuwana.A pe³zaj¹c tak za ni¹, wci¹¿ jeszcze coS ko³o niej poprawia, przyklepuje,ko³acze.Wreszcie powstaje z klêczek.81 Ju¿eS, panie, narz¹dzony ca³kiem i ku wszystkiemu gotów.A krzy¿uj¹c ramiona na fartuchu, przygl¹da siê z tryumfem dzie³u swemu: Zdzia³a³em hamasz, o jakim zaledwie Sni³o siê ¿onglerom.Ale czym pieSni, czym romanse,czym Muzy obiecanki p³onê! Owó¿ rzecz w spi¿u namacalnym jawnie przed tob¹ stoi.Po-patrz, dotknij ka¿dy!.PrzydatnoSæ? Bêdziesz tedy widzia³ i przydatnoSæ, kapcanie niejeden,chocia nie na miarê twoich to piersi i goleni gnuSnych.Moje bo mieszczany tylko przedrwi-ny mieli dla mnie przed kuxnic¹ moj¹, jak to u nich zawsze, gdy rzecz siê zaraz zyskiem niep³aci.A ja ko³em tu miêdzy nimi tkwi¹cy, od nich to oczekiwa³em, g³upi, zachêty w rzemio-Sle moim, ich pochwa³y na ratuszu.Pochwalili mnie, jako ja ich teraz chwalê: cielce i bycyt³uSci!.PrzydatnoSæ?! Da³em po³owê ¿ywota mego - æwieræwiecze nieomal - dxwierzomkoScielnym, na których zdzia³a³em ze spi¿u wszystkie klêski rodzaju cz³eczego od wygnaniaz raju pocz¹wszy, a zakoñczy³em - ku pasji kanonika - ostatni¹ nadziej¹ rodzaju cz³eczego -wedle zamySleñ moich.Pójdx kiedy, popatrz uwa¿nie.DziS ju¿ tylko kowalstwo a p³atner-stwo pozosta³o mi: nie trzeba innej pracy mojej grodowi memu.Osmêtnia³ na chwilê; by targaj¹c brodê, podj¹æ znowu w pomrukach: A po¿ytek jaki?! grodzianom, panom i Bogu bodaj samemu?.Nie obrazi³by siê Pan Bóg i nakoScio³y prêdsze a lichsze.Tylko cz³ek ka¿dy przy nich nazwyczai³by siê coraz mniej wymagaæod siebie, od ludzi - a na ten koniec i od sumienia swego.A ratusze mog³yby wtedy chwaliæi wychwalaæ bez koñca wszelk¹ miernoSæ powszedniego czynienia. £atwo, rych³e, za¿ywniei lubo! - takim siê stawa zawo³anie mieszczan grodu mego w powszechnym z¿ydzeniu dusz.Hardo podrzuci³ g³ow¹ brodat¹.I wskazuj¹c na obu rycerzy w ny¿y okiennej, powiada dalej: Przeciwi siê temu spornie ju¿ tylko to rycerstwo Bo¿e - ramienia, ducha i wiary razem, któ-re jest znowu na wySmiechach u swoich tam kamratów: rycerzy od pysznych p³aszczów i bo-haterskiego rozboju.Gdziekolwiek te wielkie dziS koScio³y budowaæ Poczêto, w onym gro-dzie pojawiali siê pewnie wprzódy tacy dwaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]