[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Białe włosy, szare teraz od wilgoci.Zacząt-ki jasnych kędziorków w zagłębieniu między udami.Nie spuściłem oczu.Samnie wiem, co mnie wtedy opętało.Może to dżungla we mnie weszła.Jagoda po-spiesznie narzuciła ubranie, nawet się nie wycierając.Wbiła nogi w buty, zawią-zała sznurówki szybkimi, lecz pewnymi ruchami.I raptem zerwała się do bie-gu.Prosto na mnie.Nie zdążyłem zrobić absolutnie nic.Rąbnęła mnie pochylonągłową w splot słoneczny, obaliła na ziemię i przygniotła do niej całym ciężarem.Waliła po twarzy na odlew, aż w głowie mi trzaskało! Jej czerwone oczy płonęłyz wściekłości.Byłem naiwny, myśląc, że skryję się w krzakach przed Obserwator-ką tej klasy.A teraz odbierałem zasłużoną karę.Drzemały we mnie resztki przy-zwoitości.Nie podniosłem ręki na Jagodę.Odpychałem ją tylko, chroniłem oczy,zwijałem się, gdy próbowała uderzyć w brzuch.Równie dobrze mogłem zatrzy-mać huragan.Nie spodziewałem się takiej zaciętości w tym drobiazgu sięgającymmi zaledwie do brody.A jednak.Miała strasznie twarde pięści, ciężkie obuwiei doskonale znała wszystkie czułe punkty.Zginąłbym chyba hańbiącą śmiercią,zatłuczony przez dziewczynę, gdyby nie pojawił się Pożeracz Chmur.Odciągnąłtę rozwścieczoną bestię.Kopnęła mnie po raz ostatni, wyrwała ramię z dłoni Po-żeracza Chmur i zniknęła w lesie.Podniosłem się ostrożnie, obmacując obolałe ciało.Co najmniej dwa razy kop-nęła mnie w nerki.Krwawiłem z nosa.Przez parę minut nie byłem pewien, czywszystkie kości mam całe.Pożeracz Chmur oglądał mnie z wyrazem niebotycz-nego zdumienia malującym się na twarzy. Co ona ci zrobiła? Dlaczego? I w ogóle kto to był? Ta wariatka to właśnie córka Słonego.Pożeracz Chmur zdziwił się jeszcze bardziej, o ile to możliwe.Obejrzał sięw stronę, gdzie pobiegła Jagoda.Oczy miał rozbiegane, wzrok niepewny. Ale.Przecież miała być brzydka.?,A nie jest?! Nie!  stwierdził Pożeracz Chmur stanowczo i zupełnie szczerze.Rozgnie-wałem się, tym łatwiej, że wciąż jeszcze bolały mnie cięgi zebrane przed momen-tem. A więc ta krwawooka, wymokła wampirzyca jest według ciebie ładna?!I wtedy, po raz pierwszy od chwili naszego pierwszego spotkania w kamienio-łomach, młody smok spojrzał na mnie z wyższością i autentyczną pogardą. Ona jest ładna.A ty jesteś głupi i tyle.Nie można kłamać w kontakcie mentalnym, o tym już na pewno wspomina-123 łem.On naprawdę tak myślał.Niechcący odsłonił też coś jeszcze, co przechwyci-łem i co bardzo zabolało.Byłem słabszy, powolniejszy, gorzej widziałem, a o wę-chu nie ma co wspominać.W dodatku stchórzyłem, dając pobić się dziewczyniei to mniejszej od siebie.Jakoś przestały się liczyć dla Pożeracza Chmur zdarzeniana Wyspie Szaleńca, gdzie byliśmy równorzędnymi partnerami, uzupełniając sięwzajemnie.Zrzuciłem sandały i zdjąłem tunikę.Wszedłem do chłodnej wody.Powinnaprzynieść ulgę siniakom.Usiadłem tam, gdzie głębiej i zanurzyłem się na chwi-lę z głową, żeby Pożeracz Chmur nie zobaczył, że mam łzy w oczach.Tkwiłemw tej zimnej wodzie tak długo, aż w końcu zacząłem dygotać.Ale i wtedy niewylazłem.Czasem jestem bardziej uparty od osła.Gapiłem się w powierzchnięfalującej wody i obracałem w ręku kamyczki podniesione z dna.Pożeracz Chmurkrążył niespokojnie na brzegu.Próbował mnie przywołać, śląc mi stary sygnałw postaci wizerunku odłamka granitu.Za każdym razem blokowałem go, wy-obrażając sobie wielką, czarną ścianę.Niech stąd wreszcie idzie, dopiero wtedywyjdę z tej lodowni.Nie odszedł.Wprost przeciwnie.Zobaczyłem, jak fale, do-tąd wciąż takie same, załamują się, spotykając inne.Podniosłem głowę.PożeraczChmur szedł, zamoczony już do kolan (!).Stanął nade mną z rozpaczą w oczach,z zębami zaciśniętymi tak, że odznaczały mu się mięśnie na policzkach i wycią-gnął rękę. Chodz już.Proszę cię.Tym razem nie mogłem odmówić.* * *Odtąd właściwie wszystko zaczęło się psuć.Zaraz po moim powrocie Słonyzaczął wypytywać, dlaczego jestem w takim fatalnym humorze, skąd mam siniakana twarzy, a przede wszystkim, czemu jego córka wróciła do domu w środku dniawbrew swym zwyczajom, wściekła jak chyba nigdy dotąd, i z jakiego powoduzrobiła potworną awanturę pod tytułem:  Albo ja, albo ten przybłęda!Było to ogromnie nieprzyjemne.Wykręciłem się jakimiś mętnymi pół-i ćwierć prawdami, pozostawiając Słonego pełnego podejrzeń.Jeśli chciał do-wiedzieć się czegoś więcej, powinien spytać Jagodę.Lecz i ona raczej nie byłaskłonna do zwierzeń.Następnym polanem dołożonym do stosu pogrzebowego przyjazni, było za-chowanie Pożeracza Chmur.Prawie zamieszkał nad zatoką Słonego.Kręcił siękoło Jagody i robił słodkie oczy.Nie mogłem na to patrzeć.Chodził dumnie wy-prostowany, prężył mięśnie i lśnił jak wysmarowany oliwą gladiator.Nieodparcie124 kojarzył się z gołębiem zabiegającym o względy wybranki.Do czarnej zarazy, byłnaprawdę przystojny! Miał proste plecy, silne nogi, mocne ramiona.Gęste włosyi ładne zęby.Opalony na brąz, prezentował się lepiej niż kiedykolwiek przedtem.Widziałem to i kiełkowało we mnie brzydkie uczucie zazdrości.Przecież z nikogoinnego, tylko ze mnie wziął wzorzec.Tymczasem wyglądałem jak jego kiepskakopia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •