[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylna klapa wozu opadła.Zmrużyłam oczy,oślepione światłem pochodni. Wysiadać polecił chrapliwy głos za kręgiem kołyszących się płomieni.Ty pierwsza, dziewczyno, tylko powoli.Okręcona kocami, niezdarnie wygramoliłam się z wozu i stanęłam, mrugającw świetle, na wpół zamarznięta, ze słomą we włosach.Ktoś chwycił mniebrutalnie i poprowadził do ogniska.%7łołnierz w hełmie podał mi bukłak, a janapiłam się chciwie. Spokojnie, tylko spokojnie, kasjelito. Byli bardziej czujni, wypuszczającJoscelina.Szedł dość potulnie, mając na względzie przede wszystkim mojebezpieczeństwo.Był bratem kasjelitą, a ja jego podopieczną; przysiągł mniechronić i to było najważniejsze.Z ulgą wyczytałam to w jego twarzy.Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła ognia, zobaczyłam, że niewielesię pomyliłam.%7łołnierzy było piętnastu, bez herbów, ale uzbrojonych po zęby.Jeden doglądał garnka na ogniu, kilku zajmowało się końmi, a sześciu zdobytymi mieczami otaczało Joscelina.Obozowaliśmy na skalistym,przyprószonym śniegiem dnie doliny.Powiodłam wzrokiem po lesistychzboczach, lecz nie dostrzegłam innych ognisk.Byliśmy tutaj sami. Chodz, kasjelito.Tędy. Z tonu odgadłam, że żołnierz pogania Joscelinaczubkiem miecza, prowadząc go do dowódcy. Ty tam, daj wodę rozkazał dowódca i chwycił rzucony przez kogośbukłak. Masz.Joscelin napił się, ale na jego twarzy widziałam hamowaną furię.Oddałbukłak. Chcę wiedzieć, kim jesteście i dlaczego nas porwaliście.Salwa śmiechu przewaliła się nad obozowiskiem. W imieniu prefekta Bractwa Kasjelitów! zakpił dowódca, a potemuderzył go mocno grzbietem okrytej rękawicą dłoni. W granicach Kamlachusłuchamy tylko rozkazów stali, kasjelito!Głowa Joscelina zakołysała się pod wpływem uderzenia.Oczy mu rozbłysły. Oddaj mi zatem moją i wypróbuj jej siłę!%7łołnierze krzyknęli zachęcająco, ale dowódca z żalem pokręcił głową. Chciałbym, chłopcze, bo jesteś rozezlony i próbowałbyś mnie zabić, cobyłoby ciekawym wyzwaniem.Ale mam rozkaz zachować cię przy życiu.Brodą wskazał na mnie. Dziewczyno, nie chcesz skorzystać z latryny?Niestety, musiałam.Nikomu nie polecam załatwiania się w obecnościuzbrojonych strażników.Joscelina eskortowało aż sześciu, ale on jestmężczyzną, bardziej przyzwyczajonym do takiego towarzystwa.Upokorzona, wróciłam do ogniska, gdzie dostałam miskę gulaszu.Zjadłamw milczeniu; cnota milczenia jest pierwszą, jakiej zalety poznałam.W DworzeNocy milczenie dziecka jest obowiązkiem; w domu Delaunaya nauczono nasmilczeć z innych powodów.Joscelin wziął ze mnie przykład i trzymał język zazębami, dopóki dowódca nie kazał przynieść butelki. Napij się powiedział, wyciągając ją w jego stronę.Błysnęła w świetle ognia.Domyślałam się, co zawiera: narkotyk, którydostaliśmy wcześniej.Joscelin uniósł gwałtownie głowę i wyczułam, jak jegociało tężeje. Nie powiedział cicho i błyskawicznie przyskoczył do dowódcy,wymierzając mu mocny cios w szyję.Mężczyzna zatoczył się do tyłu, walcząc ooddech, a butelka z cichym brzękiem upadła na ziemię.%7łołnierze zareagowali zopóznieniem, otaczając wirującego kasjelitę, który walczył rękami i nogami,zadając szybkie, precyzyjnie wymierzone ciosy.Może by mu się udało, gdyby przeciwników było sześciu albo nawet ośmiu.Wziął ich z zaskoczenia.Ale dowódca odzyskał oddech i z rykiem rzucił się dowalki, odkopując upuszczony miecz spoza zasięgu Joscelina. Pilnować mieczy, idioci! Nie pozwólcie się rozbroić! Zamknęli pierścień,nacierając twardo na kasjelitę, a potem ktoś uderzył go w głowę rękojeściąmiecza.Joscelin osunął się na kolana.Jeden z rannych żołnierzy podszedł i podniósł miecz, żeby go zabić. Stać! Nie zdawałam sobie sprawy, że zerwałam się na nogi, dopóki nieusłyszałam własnego krzyku.Mężczyzna znieruchomiał; wszyscy patrzyli namnie.Przypomniałam sobie wszystko, co się wydarzyło, zanim straciłamprzytomność, i wezwałam resztki sponiewieranej godności. Jeśli ten człowiekzginie, odpowiesz przed Melisandą Szachrizaj wycedziłam zimno. Prędzejczy pózniej, w taki czy inny sposób.Chcesz zaryzykować?%7łołnierz z namysłem spojrzał na dowódcę i gdy ten pokiwał głową, schowałmiecz do pochwy.Dowódca kazał podnieść butelkę. Przytrzymać go rozkazał.Dwaj ludzie wykręcili Joscelinowi ręce, dwajinni przytrzymali za ramiona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]