[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim Annie zdążyła coś powiedzieć, ryknął na cały głos:- Rzeczywiście, to znakomite forum, ale lepszym są “Złe ulice".Mam dla pań propozycję; pani Darling, lady Gwendolyn - lekko się skłonił - ja napiszę artykuł, a panie w następnym miesiącu mi odpowiecie.Ja pomogę czytelnikom! zrozumieć psychikę tej wykształconej, nienormalnie skrytej kobiety, a panie odpowiecie, cytując materiały aprobowane przez rodzinę Christie.Bledsoe spojrzał na uniesione ku sobie twarze i gestem wskazał stolik, na którym ułożono blankiety.- Proszę się zapisywać.Włączcie się do wielkiej debaty nad życiem Agathy Christie.Teraz schodzę na dół i nie opuszczę tego hotelu, dopóki nie przyjmę zgłoszeń od tych, którzy zechcą zaprenumerować mój miesięcznik.Annie, zirytowana do ostatnich granic, zawołała w ślad za nim:- Chwileczkę! Nie zamierzam się na to zgadzać.Nie zro­bisz tego.To przestępstwo.Nie wezmę udziału.Zbyt późno zauważyła, że cały czas przesuwa się do przo­du.Zachwiała się, zaczęła wściekle machać rękami, próbu­jąc odzyskać równowagę, ale i tak spadła.Lecąc w dół, za­uważyła, że lady Gwendolyn spogląda za nią z troską, ale na jej ustach igrał lekki uśmieszek.Potem Annie znalazła się w wodzie i przez chwilę nic nie widziała.- Wszystko popsułam.Annie energicznie przejechała szczotką po włosach, po czym rzuciła ją na stolik.- Nie nazwałabym tego totalną klęską, Annie - próbowa­ła ją uspokoić Henny.Annie parsknęła ze złością.- Lady Gwendolyn najwyraźniej uważa mnie za osobę zupełnie niekompetentną.Pokojowa, wysłana na polecenie lady Gwendolyn, przy­niosła Annie gorącej herbaty i krótki liścik z zaleceniem, żeby młoda organizatorka konferencji odpoczęła, nie nara­żając się na przeziębienie.- Annie, to z troski o ciebie! - zawołała Laurel.- Wiem, że ona chciałaby cię odwiedzić i upewnić się, że wszystko jest w porządku, ale jest bardzo zajęta.Musi coś zrobić, że­by pokrzyżować plany Bledsoe'owi.Zaufanie, jakim Laurel darzyła lady Gwendolyn, i brak jakiejkolwiek wzmianki o wysiłkach Annie w tym samym celu, bardzo ją zabolało.Henny jednak nie była tak skłon­na do ubóstwiania Angielki.- Annie również wiele zrobiła, Laurel.Teraz będziemy mogli odeprzeć jego zarzuty.Po tych słowach Annie poczuła się jeszcze gorzej.Fakt, że paplanina Bledsoe'a została przyjęta na tyle poważnie, iż doczekała się reakcji, jest wodą na jego młyn.Annie przy­łożyła dłoń do czoła.- Och, Henny nie! Nie rozumiesz? Ludzie pomyślą, że rzeczywiście będziemy z nim polemizowali.Będzie im się wydawało, że pytania postawione przez Bledsoe'a są w ja­kiejś mierze zasadne.To tak jak z ohydnymi oskarżeniami Griswolda, które podobno były oparte na powszechnie zna­nych faktach.- Och!Henny przyszła do hotelu prosto ze spotkania rady nad­zorczej szpitala.W zielonym lnianym żakiecie, żółtej bluzce i beżowej spódnicy wyglądała wspaniale.Teraz zaczęła się bawić grubym złotym łańcuszkiem na szyi.- Zawsze jednak - zauważyła roztropnie - lepiej jest odeprzeć niesłuszne zarzuty.W przeciwnym razie część lu­dzi uzna je za prawdę tylko dlatego, że zostały wydrukowa­ne w gazecie.Annie, w świeżym biało-niebieskim sweterku i granato­wej spódnicy w kropki opadła na wiklinowe krzesło i spoj­rzała w stronę Palmetto Court.- Spójrz na niego! Jak się puszy, wstrętna pijawka! Laurel popatrzyła na dziedziniec, ale nie wyglądała na zmartwioną.Pewnie nadal wierzyła, że Angielka poradzi so­bie z tym problemem.Bledsoe nie krył zadowolenia.Na jego rumianej twarzy malowało się podniecenie.Wielkie dłonie przerzucały zgło­szenia; liczył je.Dochodziło południe, kiedy ostatnia osoba podeszła do stolika, wypisała czek i przyjęła pokwitowanie.Krytyk położył przed sobą następną stertę zgłoszeń i zaczął rozmawiać z Natalie Marlow.Młody pisarka uśmiechnęła się.Annie nie lubiła krytykować innych, przyszło jej jednak do głowy, że Natalile Marlow wygląda bardzo nieciekawie.Żółte spodnie powiewały nad chudymi kolanami, a różowa bluzeczka odsłaniała kościste ramiona.Chyba tylko koniki polne dostrzegłyby w niej seksbombę.A jednak Bledsoe robił wszystko, żeby jej się podobać, jakby w jego oczach była pełną ognia blondynką, opiewaną przez autorów krwawych kryminałów.W koszulce polo i świeżo odprasowanych bawełnianych szortach wyglądał niezwykle interesująco.Po­chylił się nieco, zajrzał w oczy Natalie i coś powiedział.Na kwadratowej twarzy pisarki pojawił się radosny wyraz; kil­ka razy kiwnęła głową, odsunęła krzesło i wbiegła do bu­dynku.Bledsoe poprawił się w krześle i znów zaczął liczyć.Annie nie chciała wiedzieć, ile zebrał zamówień.Beau-coup.Ile kartek może być w jednej stercie? Sto? Do diabła, siedząc tutaj i przyglądając się zadowolonemu z siebie dra­niowi, nic nie zmieni.Zresztą, już czas pójść do rejestracji, gdzie miała spotkać się z Maxem i rozpocząć szukanie skar­bu z Agathą Christie.Nagle Henny głośno wciągnęła powie­trze.- O Boże! - krzyknęła.Laurel jęknęła i pokazała ręką na dach.Annie spojrzała w tę stronę i zamarła z przerażenia.Niebieska waza na da­chu kołysała się przez chwilę, która zdawała się trwać wiecznie, aż wreszcie spadła powoli, jak w filmie na zwol­nionych obrotach.Siedzący w dole Bledsoe powoli odsunął krzesło.Jakaś kobieta krzyknęła przeraźliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •