[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A i wewnątrz wyporządzone było galanto.Po drugiej stronie, gdzie był skład rupieci, buzował się tęgi ogień ikucharowała Ewka od młynarza przy pomocy sąsiadek i Jagustynki.Z pierwszej zaś izby wynieśli wszelki sprzęt zbytni do komory, że ostały inoobrazy, a chłopaki ustawiali pod ścianami ławy mocne, a długie stoły.Izbateżbyła wybielona z nowa, wymyta, a komin przysłonięty modrą płachtą, całyzaśpułap i belki, poczerniałe ze starości, Jagusia suto przystroiła wycinankami.Maciej był przywiózł z miasta kolorowych papierów, a ona wystrzygnęła znichkółek strzępiastych, to kwiatuszków, to cudaków różnych, jako: kiedy psygoniąowce, a pasterz z kijem za nimi leci, abo zaś i procesję całą, z księdzem, zchorągwiami, z obrazami i inne różności, że spamiętać trudno, a takwszystkoutrafione i foremne kieby żywe, aż się ludzie wczoraj na rozplecinachdziwowali.Umiała ona i nie takie, a wszystko, co ino zamyśliła abo na co spojrzała.żenie było w Lipcach chałupy bez tych jej strzyżek.Ogarnęła się nieco w komorze i wyszła nalepiać resztę wzdłuż ścian, podobrazami, bo już gdzie indziej miejsca nie było.- Jaguś! A dałabyś spokój tym cudakom, druhen ino patrzeć.ludzie sięwnetschodzić poczną, muzyka już po wsi chodzi.a ona się zabawia.- Zdążę jeszcze, zdążę.- odpowiadała krótko i dała wnet spokójnalepianiom -brakło jej cierpliwości.Wysypała podłogę kolkami jedlinowymi , to stołypokryła cienkim płótnem , to porządkowała w komorze albo się przemawiałazbraćmi , lub wychodziła przed dom i patrzyła długo w świat.A ż adnejradości wsobie nie czuła , żadnej.%7łeby jej wszystko nie przypominało , że to weseledzisiaj , nie baczyłaby o tym.Boryna wczoraj na rozpleciny , dał jej osiemsznurków korali , wszystkie jakie mu zostały po nieboszczkach.Nie stała o nie, nie stała dzisiaj o nic.Leciałaby tylko gdzieś przed się, choćby w całyświat.ale gdzie? Abo to wiedziała! Mierziło się jej wszystko, do głowywciążwracało powiedzenie matczyne o Antku.- Jakże, on by wygadywał, on?.Niemogła wierzyć, nie chciała.bo aż się jej na płacz zbierało!.A może?.Wczoraj, kiedy prała w stawie, przeszedł i ani się nie spojrzał! A jak szliranodo spowiedzi z Boryną, spotkali go przed kościołem.z miejsca zawrócił jakprzed złym psem.A może?.Niech szczeka, kiej taki, niech szczeka!.Zaczęła się buntować przeciw niemu, ale z nagła wspomnienia tegowieczora, kiedywracali z obierania kapusty od Boryny, buchnęły jej do mózgu i zatopiły jącałąw ogniu, i obwinęły jej duszę z taką mocą, a tak wyraziście w niej odżyły, żerady sobie dać nie mogła.aż ni stąd ni zowąd ozwała się do matki:- Wiecie, a to po ślubie włosów mi nie obcinajcie!- Hale, co mądrego umyśliła? Słyszano to, żeby dziewce włosów nie uciętopoślubie!- A po dworach i miastach nie obcinają!- Pewnie, juści, bo im tak trzeba do rozpusty, żeby ludzi mogły ocyganiać izaco inszego się wydawać.Ale, będzie tu nowe porządki zakładała! Dworskiepanniceniechta z siebie cudaki robią i pośmiewisko, niechta z kudłami jak %7łydowicejakie chodzą - wolno im, kiej głupie, a tyś gospodarska córka z dziadapradziada, nie żadne miejskie pomietło, toś robić, winna jak pan Bógprzykazał ,jak zawżdy w naszym gospodarskim stanie się robiło.Znam ja te miejskiewymysły, znam.jeszcze nikomu one na zdrowie nie wyszły! Poszła wsłużbę domiasta Pakulanka i co?.Mówił wójt, jaki papier przyszedł do kancelarii , żedzieciaka udusiła i w kryminale siedzi.albo i ten Wojtek, Borynówkrewniak posiostrze, dorobił się w mieście sielnie, że teraz po wsiach po proszonyrnchlebie chodzi.a przódzi na Wólce gospodarstwo miał, konie miał i chlebapogrdykę.zachciało mu się bułek, a ma kij i torbę na starość.Ale Jagna mądrych przykładów nie słuchała, a o obcięciu i gadać sobie niedała.Namawiała ją Ewka, a ta znająca była, niejedną wieś znała i rok w rok doCzęstochowy z kompaniami chodziła, przekładała i Jagustynka , ale jak toona,zawżdy z przekpinami i naśmieszliwie, bo w końcu rzekła:- Ostaw warkocz, ostaw, zda się Borynie, okręci se nim rękę, ostrzejprzytrzymai mocniej cię kijem zleje.sama go obetniesz potem.Znałam taką niejedną.- nie mówiła więcej, bo Witek ją wołał, gdyż od wypędzenia Antkówprzeniesła siędo Boryny, bo Józia poradzić sobie nie mogła z gospodarstwem.PomagaławarzyćEwce, a co trochę zaglądała do dom, stary dzisiaj do niczego głowy nie miał,Józia już od rana przystrajała się u kowalów, a Kuba leżał wciąż chory.- Chodzcie prędzej, bo Kuba was pilno potrzebuje- przynaglał chłopak.- Gorzej mu to? - A juści, tak stęka i jęczy, aże na drodze słychać!- Idę w te pędy.Moiściewy, obaczę ino, co się z nim dzieje, i zaraz wrócę.- Jaguś, i tobie trza się spieszyć, druhen ino patrzyć- naganiała matka.Ale Jaguś nie pośpieszała, chodziła jak senna, przysiadała po ławkach, towetsię zrywała i zaczynała sprzątać, ale robota leciała jej z rąk, a ona staładugo, bezmyślnie zapatrzona w okno.Kolebała się w niej dusza jak woda iraz wraz biła, jakby o kamień jaki, o przypomnienia.A w domu gwar się czynił coraz większy, bo wciąż wpadały kumy różne, tokrewniaczki, to gospodynie, i dawnym obyczajem znosiły kury, to bochenbiałegochleba, placek, soli, mąki, słoniny albo i srebrnego rubla w papierku -wszystkoto w podzięce za prosiny weselne, żeby gospodyni zbytnio się nieszkodowała.Przepijały ze starą po kieliszeczku słodkiej, pogwarzyły, nadziwowały irozbiegały się spiesznie.A Dominikowa tęgo się zwijała - pilnowała warzy, uprzątała, raiła i nawszystkooko miała i sposób, a często naganiała chłopaków, bo się ociągali, a coktórenino mógł, to się z chałupy wyrywał na wieś, do wójta, bo już tam bylimuzykancii zbierali się drużbowie.Na sumę mało kto poszedł, gniewał się o to dobrodziej, że la weselazapominają osłużbie Bożej - co było i prawdą, ale naród to sobie rozumiał, że i weselatakienie co niedziela się odprawiają.A zaraz po obiedzie jęli się zjeżdżać ze wsi pobliskich, kto był zaproszon.Słońce się już przetoczyło z południa i prószyło bladym, jesiennymświatłem, żeziemia błyszczała jakby oroszona, okna buchały płomieniami, staw liśnił się imigotał, przydrożne rowy pobłyskiwały wodą jakby szybami - wszystekświat byłprzesycony światłem dogasającej jesienu i ciepłem ostatnim.Ogłuchła, niema cisza obtulała rozzłoconą ziemię.Dzień się dopalał jaskrawo i z wolna przygasał.Ale w Lipcach huczało jakby na jarmarku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •