[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cichym na razie jeszcze głosem, chociaż już z przydźwiękiem wściekłego warkotu, omawialiśmy wady garderoby.— Wór mi na tyłku zwisa! — syczał mój syn.— Metr kartofli można w tym nosić!— Odwal się od tego stoiska! — zalecałam, zgrzytając zębami.— Od ośmiuset w górę, ja tu banków nie ograbiam! Tam patrz!— Tam gówno wisi!Zmierzył tych spodni ze dwadzieścia par, każdej coś brakowało, kiedy w ostatnich, leżących idealnie, okazało się, że patki są za wąskie do modnego paska, dostałam szału nieopanowanego, wyraźnie czując, że za chwilę popełnię dzieciobójstwo.Pokłóciliśmy się dziko, oświadczyłam, że nie to nie, może chodzić w ogóle bez portek, ja mu za te pieniądze arcydzieła nie urodzę.Dziecko z zaciśniętymi zębami szkalowało ustrój kapitalistyczny ogólnie i królestwo duńskie w szczególności.Z krwawą mgłą przed oczami odwróciłam się, żeby wyjść i nagle coś we mnie zmiękło.Mój Ty Boże, biedne dziecko, całe życie ma kłopoty z garderobą, przyjechał do Skandynawii, gdzie całe społeczeństwo podobno wysokie, i wielkie nadzieje w nim wybuchły.Już myślał, że się wreszcie ubierze jak człowiek, a tu chała drętwa, takie potworne rozczarowanie go spotyka! Jak ja mam go z tym zostawić, to mój rodzony syn w końcu, kompleksy się w nim zalęgną…Opanowałam chęć zabicia go natychmiast, odwróciłam się z powrotem i spojrzałam na ekspedienta prawdopodobnie strasznym wzrokiem.Z naszej kłótni nie rozumiał ani słowa, ale widział, co się dzieje, gardła sobie poprzegryzamy lada chwila i będzie musiał sprzątać trupy.Przerażony śmiertelnie, wyjąkał nieśmiało, że on jeszcze poleci szukać w magazynie, niech ja tu chwilę poczekam, może coś znajdzie.Zgodziłam się.Leciał chyba biegiem, bo wrócił po paru minutach, a spod wielkiej kupy nowych spodni prawie nie było go widać.Zionące jeszcze ogniem z pyska dziecko zmierzyło i nastąpił cud, spodnie były idealne!Wyszliśmy z Magasin du Nord w najdoskonalszej zgodzie, zaopatrzeni w portki, koszule, sweterki, skórzaną kurtkę i ręcznik kąpielowy, wszystko w beżowych kolorach, bezbłędnie dopasowane do siebie.Dziecko rozkwitło, a ja ze zdumieniem stwierdziłam, że jednak jakieś macierzyńskie uczucia posiadam, zamiast go zwyczajnie zabić na miejscu, dokonałam zakupów.Drugi raz pokłóciliśmy się śmiertelnie o K¸benhavn by night.Dziecko chciaůo iúă w miasto z kumplem, a kumpel teý byů niezůy.Równieý kończyů Rejtana, jedynak, w willi rozhisteryzowana mamusia i kochajŕca babcia, tatuú w Danii na zawsze, rodzina bogata, miůy chůopiec w swoim pokoju na piętrze ryczał ku dołowi wściekłym głosem:— Babka!!! Herbaty!!!I babcia nadbiegała świńskim truchtem z herbatką w dłoni.Braków finansowych nie znał w ogóle, a uczył się tylko dlatego, że stanowiło to warunek wyjazdu do ojca.Przyjechał, spędzał u tatusia wakacje i z moim synem od razu się spiknęli.Nie miałam nic przeciwko temu, żeby cudownie uzdrowione dziecko zażyło rozrywki wieczornej, nocne życie Kopenhagi znałam i obaw nie żywiłam żadnych.Przeznaczyłam na te cele całe pięćdziesiąt koron i o to wybuchła awantura, bo dziecko spodziewało się pięciuset.Kumpel bogaty, on znów tu będzie robił za ubogiego krewnego, co można zwojować za pięćdziesiąt koron, żarty głupie! Skąpiradło jestem podłe, a nie matka…!— Tu nie Paryż — rzekłam sucho.— Tyle mam i tyle możesz dostać.— To wcale nie idę!!!— Nie chodź.Przymusu nie ma.Złamał się, wziął pięćdziesiąt koron, poszli obaj.Wrócił dobrze po północy z uszami po sobie i resztą pieniędzy w kieszeni.— Nocne życie… — mruknął pod nosem.— No to ci przecież mówiłam! A tak między nami, ile dostał od tatusia twój najdroższy przyjaciel?— Trzydzieści — wyznało dziecko po chwili wahania i obydwoje zaczęliśmy się śmiać.Zaraz potem Amager pokazał, co potrafi.Nawaliłam okropnie i zrobiłam własnemu synowi krzywdę, której mi pewnie do końca życia nie zapomni.Zabrałam go na wyścigi, wetknęłam do ręki duński program, dałam jedną koronę i niecierpliwie wyjaśniłam, że może grać vifajfa.Pokazałam, jak się wypełnia kupon i zlekceważyłam kompletnie kwestię koni rezerwowych, które należało wpisać w odpowiednią rubrykę.Nie potraktowałam sprawy poważnie i jakieś bóstwo wyścigowe zemściło się natychmiast.Jerzy usiadł nad tekstem i poczytał sobie.Nie wiem, jakim językiem operował, w zasadzie znał niemiecki, —możliwe, że i odrobina angielskiego po nim się pętała, w każdym razie vifajfa wypełniał, wybierając po jednym koniu, i tylko w jednej gonitwie miał wątpliwości.Dwa konie mu wychodziły, dziewiątka albo trójka, wahał się, którego wybrać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •