[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Odebrali mu torbę i niedzwiedzia rozważał sierżant, porzuciwszy tematkumoterstwa. Coś mi się widzi, że ten niewypał z łodzią niezle im zamieszał.To byłdobry pomysł, teraz muszą wykombinować jaką nową sztukę i może połapiemy się,o co im chodzi, bo tak naprawdę, to powiem pani, że ja w ten cały przemyt nie wierzę.Tu jakiś inny szwindel biega.Zainteresował mnie ten pogląd ogromnie.Odezwało mi się drugie dno, przeczuwaneprawie od początku, z tym że przestałam być pewna, czego dotyczy, Gawła czy Bodzia. Ja o szóstej kończę powiedział sierżant. Jeszcze mi trochę czasu będziepotrzebne, bo spróbuję sam do czegoś dojść.Mam na myśli tę całą daktyloskopię,o siódmej, powiedzmy.Może mi się uda, a pani do tej chwili zaczeka.Wyraziłam na to zgodę z wielkim zapałem i jeszcze większą nadzieją, po czymustaliłam spotkanie z Jackiem.Byłam zdania, że powinni się zetknąć bezpośrednio,chociaż za skarby świata nie umiałabym powiedzieć, co z tego spotkania ma wyniknąć,miałam tylko mgliste wrażenie, że za rolę pośrednika Oskara nie dostanę.70Ledwo sierżant wysiadł, ujrzałam Zygmusia, który demonstracyjnie spacerowałmi przed maską.Coś, co poczułam w sobie, to był bez wątpienia szlag.Musiałamnatychmiast znalezć Jacka, nie wiedziałam, co się dzieje z Bodziem, jeszcze mi tylkoZygmusia brakowało!Zygmuś wsiadł.Zalęgła się we mnie nieprzeparta potrzeba wykonania jakiejśporządnej katastrofy, ale zdołałam ją przytłumić, chyba cudem.Zygmuś porzuciłtematy uboczne i zajął się sobą. Mimo tego nawału-nawału zajęć, znalazłaś chyba czas na czytanie? Wyrobiłaśsobie zdanie-zdanie? Masz jakieś pomysły? To należy zacząć już-już!Przez chwilę nie miałam bladego pojęcia, o co mu chodzi.Przypomniałam sobiez rozpaczliwym wysiłkiem. Tak powiedziałam. Nie.Sam widzisz, że tu nie ma warunków, przynajmniejw tej chwili.Wszyscy mają do mnie interesy, chyba rozumiesz, że mnie to rozprasza.Urwałam nagle, bo przyszło mi do głowy, że jeśli nie podejmę jakiejś decyzji tutaj,będę musiała wiezć cały ten Zygmusiowy chłam do Warszawy, a potem umawiać sięz nim, żeby sobie zabrał z powrotem do Bydgoszczy, bo na całe szczęście mieszkałw Bydgoszczy.Myśl o telefonach, po dwadzieścia dziennie, od świtu do nocy, przeraziłamnie ostatecznie.Dość gwałtownie skorygowałam wypowiedz. Ledwo mi się udało przeczytać początek.Od razu ci powiem, że będą kłopoty,wszyscy się boją tekstów wysokiego lotu.Nie ma sensu nic z tym robić, dopóki się nieznajdzie odważny wydawca albo producent.Zorientuję się i dam ci znać.Zygmuś najpierw zażądał, żebym najbliższą noc poświęciła lekturze, a potemzaniepokoił się o swoje płody ducha.W tym całym zamieszaniu, które tu stwarzam,mogłabym na przykład zgubić jedną kartkę.Zganiłam go za brak kopii, przewałkowaćtekst na ksero żadna sztuka.Zygmuś okazał skruchę, rzeczywiście, zaniedbał sam siebie,i w tym momencie strzelił we mnie pomysł.Zawróciłam ku domowi. Zrobisz to natychmiast rozkazałam surowo. Tekst w jednym egzemplarzu tonie są śmichy-chichy!Zmarnowałam całe dziesięć minut, ale ulga, jaką sprawiło mi pozbycie sięZygmusiowej makulatury, warta była dziesięciu godzin.Makulatury tak, Zygmusianie.Chciałabym widzieć fachowca, który prowadzi dochodzenie z uczepioną dowszystkiego pijawką.Samochód Jacka stał na parkingu przed Pelikanem. Zaczekaj tutaj, nie będę zamykać poleciłam Zygmusiowi, przerywając jegogadanie, pełna obaw, że zacznie mi włączać i wyłączać wszystko, co mu pod rękęwpadnie, ale nie widziałam innego wyjścia.Jacka znalazłam w recepcji, wyszedł za mną. Zwietna dziewczyna oznajmił bez żadnego wewnętrznego oporu. Musimy71pogadać, wybierałem się właśnie do pani. Pozbędę się Zygmusia, nawet gdybym go miała udusić zapowiedziałamstanowczo. O siódmej jesteś umówiony z sierżantem.Masz tu klucz od mojegopokoju.W tym momencie nastąpił prawie cud, za pensjonatem ukazał się Bodzio.Maszerowałku morzu zdecydowanym krokiem.Dokonałam oceny sytuacji i błyskawicznie wydałamwyrok, Jacek tej całej sarabandzie nie zawinił w najmniejszym stopniu, Bodzio owszem,żaden z nich nie zasługiwał na Zygmusia, ale jeśli już, to raczej Bodzio.Zygmuś zresztązauważył go również. A otóż-otóż, pan Jacek! zawołał radośnie, wysiadając. Pozwolisz, żeskorzystam, okazja-okazja!Pozwoliłam ochoczo, Zygmuś popędził za Bodziem, Jacek zachował zimną krew, nawłasne imię nawet nie drgnął. Jazda! zarządziłam gorączkowo i wsiadłam do samochodu, omal nie wyrywającsobie drzwiczek.Obrzuciłam wnętrze bacznym spojrzeniem, Zygmuś, chwalić Boga, nie zrobiłnic, poza tym, że włączył mi ogrzewanie i zaciągnął ręczny hamulec.Zniweczyłamjedno i drugie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]