[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż… Czekaj! Byłam wtedy tak wzruszona i tak przejęta tym prezentem, że doskonale pamiętam całą scenę.Ciocia i wujek przyjechali w przeddzień ślubu, powiedzieli, że nie będą się pchali z tobołami do kościoła… Byli moi rodzice i mój mąż, to znaczy wtedy to był jeszcze narzeczony…Pawełek wydawał z siebie na zmianę groźne prychanie i wściekłe syki.Janeczka pogroziła mu pięścią.Pani Amelia z ożywieniem wspominała dalej.— Ktoś coś powiedział o robieniu doskonałych interesów.Wujek powiedział, że trzeba raz, a dobrze.Takich właśnie słów użył.A…! I że ktoś tam, być może, zrobił jeszcze lepszy interes, ale on mu nie żałuje, bo dostał doskonałe pieniądze.Tak, teraz mi się przypomina! I chyba padło nazwisko, jakieś takie obce… Majer…? Bayer…? Nie, to aspiryna…— Może Spayer… ? — podsunęła Janeczka bez tchu.— Spayer! Tak, właśnie! Nie mam pojęcia kto to był, ale może właśnie z tym kimś wujek robił interesy…? Ale mnie się to przypomina bardzo niejasno i wcale nie wiem, czy jedno z drugim ma coś wspólnego…— Pani jest dla nas po prostu bezcenna — oznajmiła Janeczka uroczyście.— Wyrzucenie kart ze Szwecji ma pani już z głowy.Teraz my jesteśmy pani mnóstwo winni.Gdyby pani było coś potrzebne, zrobimy to natychmiast!— Mów, co ona mówiła, bo mnie do reszty zdenerwujesz! — zawarczał rozwścieczony Pawełek, kiedy jego siostra odłożyła wreszcie słuchawkę.— Ja ci mówiłem!Janeczka była wniebowzięta.— Cicho bądź! Nie chciałam jej przerywać, bo ona sobie przypominała.Słuchaj, jesteśmy genialni! Zgadliśmy wszystko!— No…?!— Ten jej wuj sprzedał znaczki panu Spayerowi! Sekundy było potrzeba Pawełkowi dla powiązania ze sobą wszystkich elementów.— Niech ja kichnę i pęknę sto dwadzieścia razy! Spayer! Ta nieboszczka z tamtego mieszkania nazywa się Spayerowa! Ty, to te znaczki tam faktycznie są!— Wcale nie wiem.Czekaj, bo to nie koniec.Ten numer z kartki, ten z szuflady.W życiu nie zgadniesz!— No…?— Bonifacego sto trzydzieści!— Żartujesz…?!— No więc właśnie.Jakiś Barański tam mieszka.Po coś to sobie zapisywali, nie? Albo te znaczki tam są, albo sprzedali je Barańskiemu z Bonifacego…Pawełek poczuł się wstrząśnięty.Poszukiwanie znaczków rozpoczęli wprawdzie logicznie, od znaczków i osób z nimi związanych, ale w żadnym razie nie spodziewał się tak wspaniałych rezultatów.Wszystko kojarzyło się ze sobą, znajdowali się na progu potężnych odkryć!— Trzeba to jakoś porządnie poukładać — powiedziała Janeczka, ochłonąwszy nieco po wrażeniach.— Musimy zapisać, bo nam się pomyli.Jeszcze bym chciała, żeby dziadek powiedział, jak się nazywał ten pan, który napisał list o kolekcji pana Franciszka i nie podał adresu.Ten, któremu to ukradł jakiś siostrzeniec, czy coś w tym rodzaju.— Dziadek pamięta, albo ma zapisane — orzekł z przekonaniem Pawełek.— Zaraz dzisiaj to z nim załatwimy… Zjedzmy ten obiad, bo przyleci Stefek i ja skonam z głodu!Stefka pchały wielkie uczucia, nie zdołał zatem pohamować niecierpliwości i zadzwonił do furtki akurat, kiedy podnosili się od stołu.Przyjęty został w pokoju Pawełka, gdzie mógł dokonywać zniszczeń, nie przynosząc zbytniej szkody.Swojego pokoju Janeczka wolała nie narażać.— No więc tego — rzekł, odchrząknąwszy kilka razy.— O tym Czesiu coś wiem.Rodzeństwo patrzyło na niego w pełnym napięcia oczekiwaniu.W duszy Stefka wybuchło niespotykane raczej w przyrodzie skrzyżowanie gejzeru z wulkanem.Błogość, niepewność, triumfalna satysfakcja, ogłuszające szczęście i zakłopotanie wymieszały się razem, jakby z bulgotem.Trochę źle słyszał własny głos, a przy tym straszliwie brakowało mu zajęcia dla rąk.Uczynił zamaszysty gest i trafił dłonią na półkę, zawieszoną na ścianie, nad jego głową.Z półki ześlizgnęło się coś, co uchwycił niczym deskę ratunku.— Poszedłem tam do niego, bo myślałem, że może wam zależy — oznajmił niedbale.— Akurat wychodził.Pawełek zapewne odebrałby stare, ale doskonale zaostrzone nożyce do cięcia stali, gdyby nie to, że informacja zelektryzowała go z miejsca.— No właśnie! — wykrzyknął żywo.— I co?— Gdzie wychodził? — spytała rzeczowo Janeczka.— To znaczy, dokąd chciał iść?— Na Saską Kępę.Janeczka i Pawełek nie wydali już żadnego wyraźnego okrzyku, popatrzyli tylko na siebie roziskrzonym wzrokiem i równocześnie głęboko odetchnęli.Intrygująca nieobecność Czesia zaczynała się wyjaśniać.— Wyrwało mu się — ciągnął Stefek, bezskutecznie próbując ukryć pęczniejącą w nim dumę.— Chciał zełgać, że na miasto, ale wydoiłem z niego, że to idzie o Saską Kępę.W końcu nie poszedł.— Bo co? — zainteresował się zachłannie Pawełek.Stefek nożycami do cięcia stali usiłował sobie obcinać paznokcie.— A, tak mu jakoś źle wyszło.Możliwe, że przeze mnie…— Mów dokładnie! — zażądała energicznie Janeczka.— Ze szczegółami!Stefek nie był w stanie spojrzeć na nią wprost, patrzenie w oblicze bóstwa wydawało mu się niedopuszczalnym zuchwalstwem, ale patrząc obok, widział ją doskonale.Nagle uświadomił sobie rodzaj swoich symulacji w mieszkaniu Czesia i wyraźnie poczuł, że szczegóły nie przejdą mu przez gardło.— No, najpierw zginęły mu klucze — rzekł lekceważąco i zrezygnowawszy z paznokci, ciachnął coś, co zwisało z półeczki.— Bez kluczy nie mógł wyjść…— Gdzie schowałeś? — przerwał Pawełek z szalonym zaciekawieniem.— Najpierw do buta.A potem, jak już przeszukał wszystko i doszedł do butów, przerzuciłem do takiej kupy, którą przeszukał już przedtem.— Bardzo dobry pomysł — pochwaliła Janeczka, co sprawiło, że Stefkowi nożyce przestały wystarczać.Zerwał się z krzesła, z rozmachem runął w poprzek na tapczan Pawełka i walnął głową w ścianę, aż zadudniło.Z półki nad nim rąbnęła w tapczan nieco przerdzewiała podkowa.— No więc dalej szukał i o mało od tego nie zwariował — kontynuował, sięgając po podkowę i bohatersko powstrzymując chęć pomacania głowy.— A co? Przydało wam się to na co?— A jak? — potwierdził Pawełek z zapałem.— Pierwszorzędnie!Janeczka ochłodziła nieco atmosferę.— Jeszcze nie wiemy, ale możliwe, że tak.Więc jednak! — zwróciła się do Pawełka.— Słuchaj, mnie się wydaje… Czy ten Okularnik przypadkiem nie czekał na niego…?— A wiesz, że to możliwe! Czekał jak dziki i nie doczekał się!— To by znaczyło, że coś im źle wyszło…— Im więcej im źle wyjdzie, tym lepiej dla nas! No! Gadaj dalej! Co jeszcze było?Stefek usiłował przeciąć nożycami podkowę.— Jak znalazł w końcu te klucze, zacząłem udawać, że jestem strasznie chory…Pawełek dostrzegł nagle, co jego kumpel robi i odebrał mu podkowę.Janeczka pomyślała, że raczej odebrałaby nożyce, ale nie wtrąciła się ani słowem.— Jak chory?— Jakoś tam — skwitował Stefek niedbale.— Atak miałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]