[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karo miała na pysku kaganiec, wielkiej krzywdy zatem Czesiowi zrobić nie mogła.Jakieś możliwości jednakże jeszcze jej zostały.Walnięty żelaznym supłem najpierw w kark, a potem w rzepkę kolanową, Czesio wrzasnął straszliwie.Człowiek w drzwiach wrzasnął również, wypadł z domu, za nim wypadły dwie inne osoby.Nad przewróconym Czesiem pastwiła się szalejąca, rozwścieczona suka, Karolina dopadła jej z krzykiem i szlochem, trzej ludzie z willi również usiłowali dosięgnąć dzikiego zwierzęcia.Skądś pojawił się jeszcze jeden pies i wziął udział w awanturze.Za narożnikiem domu poderwały się dwie sylwetki.— Teraz! — rozkazała bez namysłu Janeczka.— Szarpnij! Nie usłyszą!— Rany boskie, co się tam dzieje?! — wydyszał Rafał, pędząc do napoczętego okna.— Chaber skoczył…!— Nie szkodzi… Prędzej!Rafał nie bawił się już w konspirację.Podłożył kawałek żelaza, szarpnął, zabezpieczenie puściło ze szczękiem.Podsadził Janeczkę, w mgnieniu oka znalazła się w środku.— Pawełek! — zawołała przeraźliwym szeptem.— Gdzie jesteś!Pawełek w sąsiednim pokoju usłyszał ją pomimo ogłuszającego hałasu na zewnątrz.Nogi miał już wolne, z rękami kłopot, bo za dużo tam było węzłów.— Tutaj! — odwrzasnął zduszonym głosem.— Pomóż mi!W ciemnościach, kierując się głosem, Janeczka znalazła drzwi.Pchnęła je, ujrzała spętanego połowicznie brata ze scyzorykiem w dłoni.Na pytania nie było czasu, widziała, co ma zrobić.Trzema ruchami dokończyła dzieła, razem skoczyli do otwartego okna…Piekło przy furtce jeszcze trwało, bardziej skomplikowane przez włączenie się Chabra.Gdyby Karo była psem, niewykluczone, że zachowałby rezerwę, Karo jednakże była suką.Odwieczny instynkt nie pozwalał widzieć w niej przeciwnika.W dodatku atakowała Czesia, który po ostatnich wydarzeniach znalazł się na stanowisku wroga numer jeden.Mimo cech nie tyle może nadludzkich, ile nadpsich, nie zdołał pozostać obojętny wobec tego wybuchłego znienacka suko — ludzkiego konfliktu.Atakowany żelaznym kagańcem Czesio wrzeszczał.Miotający się wokół niego trzej ludzie wrzeszczeli.Pchająca się w środek kłębowiska Karolina wrzeszczała i płakała.Karo warczała dziko, wściekle i przeraźliwie.Chaber miał w gardle głuchy gulgot, ale poza tym zachował się najciszej ze wszystkich.Łapanie gołymi rękami wielkiego, obcego, rozwścieczonego psa dla nikogo nie bywa przyjemną rozrywką, szczególnie jeśli pies się znienacka rozdwaja.Pan Fajksat odskakiwał na bezpieczną odległość, Okularnik latał dookoła, poszukując jakiegoś drąga.Barański zamachnął się nogą do potężnego kopnięcia.Kopnięcie nie doszło do skutku, na jego kostce zacisnęły się nagle ostre, białe zęby.Zastopowany nagle rozmach nie pozwolił mu utrzymać równowagi, runął obok Czesia, z czego natychmiast skorzystała Karo.Chaber puścił kostkę, ale za to suka rzetelnie rąbnęła dostarczonego jej nowego wroga kagańcem w ucho.Karolina uchwyciła wreszcie wijącą się i plączącą wszędzie smycz.Obok niej zmaterializował się Stefek.— Nawiewamy! — krzyknął gorączkowym szeptem.— Zabierz ją! Prędzej!Chwile, które przeżył, były straszliwe.Atak Karo na Czesia wywołał w nim w pierwszej chwili wybuch upojenia wręcz kosmicznego, w następnej uświadomił sobie, co będzie i przeraził się śmiertelnie.Ściśle biorąc, nie miał pojęcia, co będzie i to wydawało się jeszcze gorsze.Rozszarpanie Czesia na drobne kawałki było może lekką przesadą, wybiegający ludzie mogli zrobić coś złego psu, wszyscy razem mogli zrobić coś złego Karolinie… W dodatku zdawał sobie sprawę, że sam nie może się tam pokazać, Czesio nie ma prawa zobaczyć go i powiązać z wydarzeniem! Powinien pędzić na pomoc Karolinie, jak ma to zrobić…?! Zostawić twarz po drugiej stronie ulicy…?!!!Zmobilizował go widok Chabra, którego rozpoznał pomimo paniki.Jeśli pojawił się tam Chaber, Janeczka musiała być w pobliżu.Na samą myśl o Janeczce pienia anielskie zagrzmiały mu w uszach i zagłuszyły wszystko.Za narożnikiem budynku tkwiły trzy cienie.— Zmywamy się! — żądał zdenerwowany Rafał.— Zabierzcie Chabra…!— Niech ja się skicham… — szeptał zaskoczony, lekko oszołomiony i zachwycony Pawełek.— Ale polka… Co to za pies?!Janeczka odzyskała zimną krew natychmiast po uratowaniu brata.— Coś mi się zdaje, że to są te dwie, Karo i Karolina — rzekła, wpatrując się uważnie w kłębowisko przy furtce.— O, widzę Stefka! Trzeba ich stamtąd zabrać.Gwizdnij!Barański na ziemi, osłaniając głowę rękami, gromkim rykiem domagał się wody.Przynieść wody, oblać te wściekłe psy wodą! Czesio wzywał ratunku.Karolina, łkając histerycznie, zawiadamiała okoliczną przestrzeń, że Karania jest szczepiona.Pawełek złapał oddech i gwizdnął przeraźliwie.Stefkowi udało się wreszcie pociągnąć ku sobie rękę Karoliny razem z kurczowo ściskaną smyczą.Na końcu smyczy awanturowała się Karo.Chaber zareagował na gwizdnięcie, porzucił rozrywkę, śmignął w stronę narożnika budynku.Pan Fajksat wpadł do wnętrza po wodę, za nim popędził Okularnik.Z okolicznych domów zaczęli wychylać się ludzie.Dwóch powalonych wrogów najwidoczniej zaspokoiło potrzeby rozszalałej psicy, bo, odciągnięta o kilka metrów, nagle się uspokoiła.Ułożyła gładko sierść na grzbiecie, pomachała ogonem i zaprezentowała wyraźne, radosne zadowolenie.Karolina jeszcze płakała ze zdenerwowania, pozwalając się wlec w kierunku skrzyżowania.Szczęśliwym trafem Karolina, Karo i Stefek wydostali się od razu na zewnętrzną stronę ogrodzenia.Gdyby pozostali wewnątrz, mogłyby się pojawić kłopoty.Sytuacja ułożyła się doskonale.Janeczka, Pawełek, Rafał i Chaber przebyli powrotną drogę w tempie godnym podziwu i wszyscy spotkali się przy samochodzie.— Co to było, to wszystko, w ogóle? — spytał Rafał surowo.— Spokój, Karo! — powiedziała Karolina znękanym głosem, ujmując krócej smycz.— To jest Karolina — dokonał prezentacji Stefek.— Ta, co to wam mówiłem.O co chodzi, miałem przecież pilnować Czesia, nie? Mówiłem, że ta Karo to jest zły pies! Znaczy, zła suka!Pawełek najpierw obejrzał złą sukę, która, o dziwo, zachowywała całkowity spokój, z zainteresowaniem obwąchując Chabra.Potem popatrzył na jej panią i słowa zamarły mu na ustach.Czarne, lśniące jeszcze resztkami łez oczy Karoliny spojrzały mu prosto w serce.Odchrząknął, poczuł się jakoś dziwnie zakłopotany i zapomniał, co chciał, powiedzieć.Janeczka oderwała się od sprawdzania, czy psy nie doznały żadnych obrażeń.— Więc to był zwyczajny ślepy fart — zaopiniowała z westchnieniem ulgi.— Znaleźliście się tutaj jak na zamówienie.Chaber mówił, że jest niebezpiecznie i właśnie próbowałam wejść… Co tam było? — zwróciła się do brata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]