[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widok nie był wyraźny i gdyby Malwina wymknęła się tak, jak zakradła, po czym wyszła z wnętrza domu, obecności w ogrodzie bez trudu zdołałaby się wyprzeć.Skutki strzału jednakże otumaniły ją doszczętnie i nadal trwała w bezruchu, niezdolna do niczego.Powolutku ogarniała ją jakaś okropna słabość, dzięki czemu pistolet wysunął się jej z ręki i brzęknął głucho na tarasowych płytkach.Nie mogła go podnieść, nie mogła się w ogóle schylić, ponieważ zdecydowanie za ciasna suknia trzymała ją niczym w kleszczach.Karol miał doskonały słuch, wybiegł właśnie z powrotem na taras, usłyszał brzęk, obejrzał się, ujrzał znieruchomiałą w jaśminie postać żony.Z wysiłkiem opanował wybuch wściekłości, ruszył ku niej.Obejrzeli się za nim wszyscy goście, już zgromadzeni w wejściu do salonu, żywo komentujący niemiły wypadek i usiłujący składać panu domu wyrazy współczucia w rozmaitych językach.Światło z wnętrza budynku pozwalało coś nieco widzieć, Karol schylił się i podniósł potężną machinę o morderczym obliczu.Obejrzał ją.- Czyśśśś już do reszty zwariowała? - zwrócił się do Malwiny straszliwym, syczącym szeptem - Co to ma znaczyć?Ze strachu Malwina doznała przypływu inwencj- Ja.ja chciałam.wystrzelić.taki fajerwerk, żeby upiększyć.twoje przyjęcie.Niespodziankę.- A, niespodziankę.Istotnie, niespodzianka ci się, udała.Z tego chciałaś wystrzelić? To ma być rakietnica?Potrząsnął bronią.Malwina postanowiła trzymać się fajerwerku do upadłego.Oczy już miała pełne łez ale co ją to obchodziło, niechby płynęły strumieniami, kosmetyków używała doskonałych.- A nie.? Myślałam, że tak.Kazałam nabić takim pięknym.- Skąd to masz?- Z.z.z bazaru.- Boże, miej litość nade mną.Zabrakło mu słów.Wybryk żony był tak przeraźliwy, że aż śmieszny.Zanim się zdążył opamiętać, powiedział o nim gościom.Pierwszy zachichotał Amerykanin.Po nim prychnęła Jola, potem już grzmot ogólnej wesołości rozległ się nad ogrodem.Wbrew wszelkim spodziewaniom incydent rozpromienił atmosferę, dalszy ciąg brydża nabrał wręcz frywolnego nastroju.Najwyraźniej w świecie wszyscy groźni konkurenci Karoa poczuli się nie tylko doskonale nakarmieni, ale też równie doskonale rozbawieni, Amerykanin wyraził zgodę na propozycje kontraktowe bez żadnych zastrzeżeń, zapomniawszy o swoim warunku, Szwed odczepił się od podrywania Joli, Karol pomyślał, że sam, choćby stanął na głowie, nie osiągnąłby takich rezultatów.Justynka z Konradem przeczekali w dzikim winie całą awanturę.Obydwoje dostrzegli przedmiot podniesiony przez Karola spod stóp Malwiny i obydwoje przerazili się śmiertelnie, przy czym Konrad poczuł się doszczętnie skołowany.Wszystko, co do tej pory słyszał, czego się kolejno dowiadywał i co zrozumiał, najpierw nasunęło mu myśl, że pani Wolska szuka dróg pozbycia się męża, potem zmienił zdanie, bo to raczej Wolski powinien mieć chęć pozbyć się żony, żona zaś czyniła te różne sztuki, żeby się zabezpieczyć, teraz znów mu się odwróciło do góry nogami.Kto tu kogo.?Justynka miała podejrzenia trafne, chociaż myliły ją trochę upór ciotki w kwestii trzymania się męża i jej próby tłumienia własnego charakteru.Nieudolne, ale jednak podejmowane.Ponadto pomysł, że w tak przedziwny sposób Malwina próbuje usunąć męża ze swojego życiorysu, wydawał się zbyt kretyński, żeby weń można było uwierzyć.- Co to było, to, co ciotka miała? - wyszeptała Justynka.- Wyglądało jak pistolet.- Zgadza się - odszepnął Konrad.- Pistolet na wodę, ale nie zabawka.Robią takie rzeczy do celów filmowych i tak dalej.Wali z cholerną siłą.- I skąd się to bierze?- Różnie.Twoja ciotka chyba na bazarze znalazła.- I myślała, że to rakietnica?- Bóg raczy wiedzieć, co myślała, ale że ją wykantowali, to pewne.Nie zamierzała przecież tłuc lampy.- Tylko co? Puścić rakietę? Prosto w ścianę domu? I sfajczyć całą chałupę?- Widzisz jakieś sensowne wytłumaczenie?- Żadnego - stwierdziła szeptem Justynka po krótkiej chwili namysłu.- I w ogóle nie wiem, co teraz zrobić.Tym bardziej chyba nie powinno się jej samej zostawiać.Trudno, wejdę tędy.- Utrzyma cię? - zaniepokoił się Konrad, spoglądając w górę i próbując potrząsnąć obrośniętą kratą.- Nie ma obawy, milion razy wchodziłam.A to wino, zobacz jakie.Żeby człowiek chciał zlecieć, to nie da rady.Zaraz, a ty którędy wszedłeś? Furtkę, zdaje się, zatrzasnęłam?- Po murku przy bramie.Drobiazg.I tak samo wyjdę, tam jest ciemno, drzewo latarnię zasłania.- To nie tak - zarządziła Justynka po kolejnym namyśle.- Helenka cię zobaczy, a nawet i ciotka.Idź z tamtej strony i przeleź na parking.Przy naszym słupku ci się uda.- Nawet i bez słupka.Dobra, zostawiam cię niechętnie.Spotkajmy się jutro, bo mam wrażenie, że trzeba się poważnie zastanowić.Czekaj, nie wiem kiedy.Wieczorem.Po ósmej.Tu podjadę.Justynka kiwnęła mu głową i ruszyła w górę po kracie.Bez trudu dotarła do uchylonego okna gościnnego pokoju i zniknęła w środku.Konrad kiwnął głową sam do siebie i znikł w stronie parkingu.Helenka w kuchni cierpiała katusze, nie mając żadnych szans dowiedzieć się, co właściwie nastąpiło po drugiej stronie domu.Podglądając ostrożnie, stwierdziła, że wszyscy są żywi i w szampańskim humorze wrócili do tego brydża, z którego nie wynosiła żadnych korzyści osobistych, bo uwagi czynili w obcych językach.Dom się nie walil, sufit nie pękał.Malwina zamknęła się w sypialni i okropny wybuch wciąż nie był wyjaśniony.Wyzbywszy się odrętwienia, Helenka przekradła się pod oknem gabinetu Karola i zajrzała na taras.Panowały tam ciemności, rozświetlone tylko blaskiem z salonu, pod nogami zazgrzytało jej szkło, obejrzała ścianę i odgadła.Wielka, kulista lampa z potężną żarową w środku nie istniała.Bardzo rozsądnie Helenka pomyślała, że widocznie żarówka przegrzała klosz, pękło wszystko, zjawisko, jako takie, było jej znane, posprząta tu jutro, kiedy będzie jasno, a nie teraz, kiedy po kątach nic nie widać, po czym, uspokojona, wróciła do kuchni.Justynka w swoim pokoju przeczekiwała cierpliwie rozrywki na dole, co jakiś czas podsłuchując ze schodów, w jakiej fazie jest brydż, co przychodziło jej z łatwością, bo grać potrafiła i język angielski znała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]