[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawahałam się, czy niewyjawić swoich podejrzeń, że wcale nie sam tych usprawnień dokonywał i przedmio-ty przerabiał, tylko miał kogoś, jakąś tajemniczą postać, odwalającą za niego robotę.Przywłaszczał sobie osiągnięcia postaci.Możliwe, że, zirytowana zabójstwem i zła na Dominika jak diabli, zdradziłabym swójpogląd, bez wątpienia dla niego obelżywy, gdyby nie to, że zapikała komórka majorai przesłuchanie skończyło się jak nożem uciął.Dowiedziałam się jeszcze tylko, że niewolno mi opuszczać miasta i zmieniać adresu bez zgody władz, po czym obaj przedsta-wiciele tychże władz zniknęli, jakby ich wcale nie było.Przez długą chwilę w moim domu panowało milczenie. Ciekawa rzecz, swoją drogą powiedziała w zadumie ciotka Iza, patrząc nadrzwi dlaczego jej nie zabrali do więzienia.? Do aresztu poprawił wuj Ignacy. Jakaś solidarność rodzinna obowiązuje zauważyła potępiająco babcia gdzieśw przestrzeń. Nie przywykłam. zaczęła ciotka Olga z krwawym rumieńcem na obliczu.78 Bo u nas areszty i więzienia są przepełnione wyjaśniłam równocześnie. Niezamyka się podejrzanych nawet, jeśli zachodzi możliwość matactwa.A ja nie jestem do-stojnikiem w żadnej dziedzinie, więc nie mam co matać. Ale Izuniu powiedział zmartwiony wuj Filip może ona go jednak nie zabi-ła.?Wzrok ciotki Izy zaiskrzył się jakoś dziwnie i spojrzała na swego męża wzrokiemprawie morderczym, czego w owym momencie nijak nie mogłam zrozumieć.* * *Bieżan i Zabój w drodze na Cmentarz Powązkowski zamienili ze sobą zaledwie dwazdania. Cholerny świat powiedział Bieżan. Jeśli dopiero co, to one obie mają alibi stwierdził sierżant Zabój z wyraznymniezadowoleniem.Na tym się ich konwersacja skończyła.Przy czwartej bramie czekał funkcjonariusz, który doprowadził ich do właściwegogrobu.Tamże natknęli się na Roberta Górskiego. Przez czysty przypadek usłyszałem komunikat rzekł Robert. W radiowozie.Ten cały Darko podobno wraca z Mławy i myślałem go złapać po drodze, ale tknęłomnie gadanie o wdowie.Więc na wszelki wypadek.Dotarli na miejsce i Bieżan spojrzał.Widok nie był wcale wstrętny, tyle że dość ponury.Pomiędzy dwoma grobami leżaładuża ilość czarnej odzieży, wypełniona jednostką ludzką, co można było rozpoznać potym, że z jednego końca wystawały nogi w czarnych lakierkach.Damskie.Ludzka rzecz,rozpaczająca wdowa legła na grobie nieboszczyka męża i z tej rozpaczy zasłabła.Albomoże zasnęła.Tak zresztą w pierwszej chwili pomyślała jedna z cmentarnych ogrod-niczek, robiąca porządki tuż obok, dostrzegła najpierw szmaty, a potem pod szmata-mi odgadła ludzką istotę i rozzłościła się, że jakaś baba przesadza z uczuciami akurat najej terenie.W mniemaniu, iż zasnęła, spróbowała ją obudzić, najpierw krzykiem, a po-tem potrząsaniem.Z potrząsania wyłoniła się straszna prawda, ponadto dała się do-strzec krew na tyle głowy i ogrodniczka natychmiast rozsądnie zawiadomiła odpowied-nie czynniki.Odpowiednie czynniki puściły informację dalej, no i po drodze usłyszał ją Robert.Przyjechał już po lekarzu, mógł zatem obejrzeć czarną postać i bez najmniejszegotrudu rozpoznał Michalinę Kołek.Fakt, iż rąbnięto ją w tył głowy twardym i ciężkimprzedmiotem, nie ulegał najmniejszej wątpliwości.Ze skutkiem natychmiastowym.Grób obok był grobem rodziny niejakich Dominików.Po raz pierwszy wykorzysta-ny został w roku pańskim 1927.79 No, to już mamy tę listę gości rzekł Bieżan dość ponuro. Trzeba ją było przycisnąć od razu zdenerwował się Górski. Co my teraz zro-bimy? Co my zrobimy, to mniejsza, ale pytanie, kto ją trzasnął.%7ładna z tych Brant, topewne.Górski, dla upewnienia się, od razu zaczął liczyć. W naszych oczach odjechała taksówką, ona na cmentarz, wy na tę Krótką.Rozumiem, że obie Izy Brant już tam były, więc niemożliwe, żeby któraś zdążyła.Pozawszystkim, już się robi ciemno, istny cud, że ta posługaczka znalazła ją jeszcze dzisiaj,a nie jutro rano.Może ona coś widziała? Kto? Posługaczka.Bieżan przez cały czas myślał i wnioski wylęgły mu się same.Dominika Iza Brant za-bić mogła, owszem, ale Michaliny Kołek w żaden sposób.Można byłoby przyjąć przy-padkowego złoczyńcę, który pętał się po cmentarzu, ale przypadkowi złoczyńcy napa-dają zazwyczaj w celach rabunkowych, Michalinie Kołek zaś nikt niczego nie zrabował,nawet torebki nie wyrwał, torebka leżała pod nią.Zatem motyw napaści był inny i otopojawia się pytanie: komu ta baba powiedziała, że jedzie na cmentarz o tak póznej po-rze? Mamy ją pod ręką, przesłuchamy od razu odpowiedział na ostatnie pytanieRoberta. Co tam w ogóle robiła? Ci ludzie, sprzątaczki i ogrodnicy, na ogół pracująrano, a nie wieczorem. Tu przesłuchamy czy w komendzie? Tu.Może będzie musiała coś nam palcem pokazać.Sprzątaczka cmentarna okazała się kobietą normalną, w średnim wieku, nie lękliwą,nie przesadnie pyskatą i całkiem rozumną.%7ładnych wstydliwych tajemnic najwidocz-niej nie miała, bo odpowiadała na wszelkie pytania bez oporu i dokładnie.Owszem, z reguły zaczynała swoją pracę możliwie wcześnie, krótko po wschodziesłońca, ale bywało, że przeciągała ją do wieczora, jeśli, na przykład, przeszkadzały po-grzeby.Tym razem w ciągu dnia zrobiła sobie przerwę, bo miał być u niej w domu hy-draulik.Z syfonu pod zlewem jej ciekło.Hydraulik był, zrobił co trzeba, ona zaś wróciłana cmentarz ze względu na kwiaty.Sprawdziła, czy po wczorajszym sadzeniu już odży-wają, dosadziła jeszcze trochę, uprzątnęła dookoła i, najzwyczajniej w świecie, przeszłamiędzy grobami, bo tak jej było bliżej.No i natknęła się na tę facetkę w żałobnych sza-tach.Nie mogła jej tak przecież zostawić!Bieżan spytał o ludzi.Wszystkich, których widziała i słyszała. Pod wieczór to już tu mało kto chodzi.Są takie ludzie, co na swoich grobach dozamknięcia siedzą, ale mało.No, w lecie więcej.Wcześniej trochę, to różni chodzili.80 Nie, raczej pózniej.Po siódmej. Ja tam na zegar nie patrzyłam, ale całkiem najpózniej to jeden przeszedł, mężczy-zna, jak raz róże pryskałam, od mszyc, a on tak leciał jak do pożaru.Dlatego spojrza-łam. Wchodził czy wychodził? Wychodził, do bramy leciał.Na innych to nawet nie patrzyłam, bo takiego.Jakby tu.Zakłopotała się, ale Bieżan patrzył pytająco z wielkim naciskiem, więc spróbowałasprecyzować myśl. No, ja nie umiem powiedzieć, ale takich, co kradną, kwiaty czy lampki, czy coś, tosię tam jakoś rozpoznaje.Nie wiem jak, ale jednak.Akurat żadnego nie było.Tylko tenjeden, co leciał, mało kto na cmentarzu tak się śpieszy, a jeszcze, dziwna rzecz, kwiatymiał.Bieżana informacja nieco zaskoczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]