[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmobilizowałam się i opisałam jej kolejne przeżycia Bartka.O próbie kradzieży sa-mochodu Martusia wiedziała, więc dość łatwo pojęła całą resztę opowieści.Słuchaław milczeniu, kiwając potakująco głową.Zbliżyłam się do końca, starannie ominąwszy kwestię dzieci. I on teraz boi się przyznać ci się do tego zlecenia, żebyś sobie nie pomyślała, że cięlekceważy i cokolwiek innego uważa za ważniejsze. Naprawdę ma mnie za taką idiotkę?  przerwała mi z niedowierzaniem. No, między nami mówiąc, postarałaś się niezle. No wiesz.!.ale nie, za idiotkę nie.Tylko możesz być nieco drażliwa.I on cię utenteguje. Co on mnie.?!!! Oj, nie bądz taka drobiazgowa! Ogólnie, no, urazi, rozdrażni, zrazi do siebie, po-traktuje drugorzędnie, to znaczy on cię nie potraktuje, tylko ty możesz tak to odczuć,wziąć go za nieodpowiedzialnego kretyna. A, rozumiem! To to wszystko razem nazywa się utentegować? A dlaczego nie? Przynajmniej w skrócie, mniej gadania. To znaczy on się boi, że ja pomyślę, że on mnie utenteguje? Coś w tym rodzaju. I nie boi się, że ja go utenteguję? O to powinnaś się bać ty.Ale nie musisz.Ja akurat wiem na pewno, że mu na to-bie zależy niebotycznie. Skąd to wiesz? Powiedział ci? Powiedział, ale nie musiał.Sama widzę.I teraz się gryzie, że pomyślisz, że mu bra-kuje entuzjazmu do scenografii dla ciebie.177  A może byście tak obydwoje przestali myśleć, co ja myślę? Może ja bym mogłamyśleć sama? A może ja nawet potrafię powiedzieć, co myślę? Potrafisz, owszem, dlaczego nie?  rzekłam niemiłosiernie. Najlepiej ci to wy-chodzi, kiedy głupio myślisz. Joanna, zabiję cię! Zabiję was oboje! Nie, nie teraz, pózniej, po serialu. Po serialu, bardzo dobrze.Więc on teraz będzie zajęty dwadzieścia pięć godzinna dobę, z własnej winy, i sam nie wie, jak ci to powiedzieć, ponieważ bardzo dobrzezgaduje.on nie głupi, naprawdę bardzo dobrze.że ci powie w idiotyczny sposób, jakbywa zawsze, kiedy komuś na czymś cholernie zależy.A on ma w sobie teraz wszystkorazem: poczucie winy, że się wrąbał, uczucia do ciebie, którym to wrąbanie przeczy, nie-pewność w kwestii twoich uczuć, którym się naraził, robotę dla ciebie, której sam na-stawiał przeszkód i coś tam jeszcze, nie chce mi się wszystkiego wymieniać.I jak ci sięzdaje, czy istnieje na świecie normalny mężczyzna, który by potrafił wyjaśnić kobiecietakie subtelności?! Nie  odparła Martusia bez namysłu. Stanowczo nie! Gdyby potrafił, musiał-by być nienormalny.Tu masz rację.Pozastanawiała się jeszcze trochę, otworzyła drugą puszkę piwa nie wiadomo po co,bo każda z nas miała jeszcze po pół szklanki z pierwszej, spróbowała to piwo gdzieśwlać, ale zrezygnowała, stwierdziwszy brak miejsca, wreszcie potrząsnęła głową jak koń,który spędza z siebie muchy. Jemu naprawdę do tego stopnia na mnie zależy.?Czułam się na siłach odpowiedzieć twierdząco. I on się nie czepia mojego hazardu.?Z energią zaświadczyłam, że się nie czepia.A jeśli nawet, to bez przesady. I ten cały dziwny konflikt między nami to z tego.utentegowania.? Otóż to!  powiedziałam z triumfem.No i teraz wreszcie mogłyśmy zabrać się do pracy.* * *Po, mniej więcej, dwóch tygodniach Bartek wyrobił się na tyle, że udało mu się zy-skać kawałek wolnego wieczoru.Miał przybyć do mnie razem z Martusią.Akurat tego dnia miałam od rana kilka interesujących wizyt i telefonów.Zdołałamz nich wywnioskować, że nasze przewidywania były słuszne, podejrzany o zabójstwoi podpalenie Paścik okazał się całkowicie niewinny, Grocholski czysty jak łza, kontaktyz prokuraturą utrzymuje najzupełniej legalnie, Lipczak-Trupski padł ofiarą własnej nie-ostrożności, w archiwach telewizji nie znaleziono żadnych interesujących materiałów,a zmiana na stanowisku jednego z bossów spowodowana została wyłącznie złym sta-nem zdrowia poprzedniego dostojnika.Tajemniczy Płucek owszem, istniał, ale właśniedefinitywnie przeszedł na emeryturę, a komu doradzał przedtem, dokładnie nie wiado-mo, bo miał strasznie dużo znajomych.178 Telewizja, jako taka, pozostała nietknięta, z ordynarnymi rozgrywkami wewnętrzny-mi jakichś tam mafii nie miała nic wspólnego i jedynym indywiduum, które z niej dy-plomatycznie wyleciało, był Wredny Zbinio.Ponadto, gdybym jeszcze kiedykolwiek spotkała rzekomego majora Błońskiego, sta-nowczo nie powinnam z nim rozmawiać, a jeśli już, to tak, żeby nikt tego nie widziałi nie słyszał.Prawdę mówiąc, ta ostatnia informacja wydała mi się najbardziej ekscytująca.Stwarzała jakby cień nadziei.W godzinę po umówionej porze pojawił się Bartek.Sam. Marta jest?  spytał niespokojnie. Długo czeka?Pocieszyłam go od razu, że wcale nie czeka, bo jeszcze jej nie ma.Jakoś równocześnieodetchnął z ulgą i zdenerwował się.Bardzo sprzeczne doznania.Na stole stały słone paluszki z barku na Kruczej, niesłychanie trudne do zdoby-cia.Przywiózł je Witek, któremu udało się dopaść ekskluzywnego produktu, po czymjuż został u mnie z najzwyczajniejszej w świecie ciekawości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •