[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.! No to sama zobacz, jakie to szczęście, że cię do siebie ostatecznie zraził. No wiesz.! Większe szczęścia widywałam.Ale zraził, fakt, mam go dosyć.Ja niemogę takich rzeczy przeżywać co drugi dzień, przedwczoraj też mi numer wywinął,mam przyjechać do niego w środku nocy, bo beze mnie się dusi, oddychać nie może,pojechałam, jak głupia, do tej jego garsoniery, pijany był kompletnie i płakał.Konieczniemusiał płakać w moich objęciach, inaczej mu się zle płakało.W łóżku też płakał.!66Milczałam tak potępiająco, jak tylko mogłam.Miałam nadzieję, że sama atmosferawywrze na nią swój wpływ.Nie mogłam sobie wyobrazić nic gorszego niż jej małżeń-stwo z Dominikiem, a gdyby on się postarał, byłoby to, niestety, możliwe.Nadzieja le-żała w żonie, która wcale nie rwała się do rozwodu, separacja zadowalała ją w pełni.Cota Marta w nim zobaczyła.? No trudno, diabli wiedzą, każda miłość ma własne poplą-tane ścieżki.Atmosfera odwaliła robotę.W dziko nieszczęśliwej Martusi zaczął działać umysł. Wolę trupa oznajmiła po tej drugiej małpce. Nawet takiego trudnego.Doznałam lekkiej ulgi, chociaż wiedziałam doskonale, że to wcale jeszcze nie ko-niec.Jeśli jutro Dominik przeistoczy się znienacka w ogniście kochającego amanta, onasię złamie.Po czym znów przeżyje klęskę, znów go znienawidzi, znów się złamie i takw kółko.Dostanie nerwicy.Pomijając wszelkie ludzkie uczucia, nie mogłam jej na topozwolić ze względu na scenariusz, przez jakiś czas przynajmniej musiała być człowie-kiem pracy, a nie miłośnicą zdeptaną.Chwalić Boga, na zdeptaną miłośnicę nadawała się jak puma do robótki na drutach. A w ogóle to on się dowiedział od kogoś, że byłam w tym Forum przypo-mniała sobie nagle. Jakiś kretyn mnie rozpoznał pomimo peruki.Nie, nie ma wyj-ścia, rzucam go.On już mnie rzucił.Jeśli będę usiłowała do niego zadzwonić, oderżnijmi rękę, bardzo cię proszę. Taka pracowita to ja już nie jestem.Piłę mam tępą.Nie będę z tą piłą latać za tobąpo mieście.Nagle oczyma duszy ujrzałam ten obraz, doskonale filmowy.Zledzę ją, jeżdżę zanią, piła mi leży na siedzeniu obok, ona się zatrzymuje, wyskakuje z samochodu, ja też,chwytam narzędzie, lecę ku niej, piła morderczo błyska w słońcu.Nie wytrzymałam, opisałam wizję.Już po pierwszych dwóch słowach Martusiauchwyciła sens, jak zwykle zobaczyła to samo, scena ułożyła nam się doskonale, oko-liczności towarzyszące zalęgły się jak karaluchy, pluskwy, króliki, szczury, czy co tam sięszybko mnoży.Dominik zszarzał, przyklapł, stracił znaczenie. Co za szkoda, że nam się to niczego nie nada! westchnęłam z żalem. A czy ja wiem? zaprzeczyła żywo Martusia. Lata u nas przecież Bartosz za Beatą, dlaczego nie z piłą.? W innym sensie lata, do kitu.To już prędzej Ela za Agatą.Taksówkę wezwałam o wpół do drugiej, ściśle biorąc dwie, bo ktoś musiał odprowa-dzić jej samochód.Oglądanie pożaru ustaliłyśmy na dwunastą.Scenariusz posunął misię odrobinę do przodu. Ale wszystko jedno, licz się z tym, że ja będę jakiś czas nieszczęśliwa oznajmi-ła Martusia, wychodząc. Zajmę się pracą i do kasyna pójdę przynajmniej bez obawi wyrzutów sumienia.Tyle mojego! Ale nieszczęśliwa będę.Pozwoliłam jej być nieszczęśliwa, byle bez wielkiej przesady.67* * *Pożar wyszedł imponująco.Robocze taśmy Kajtka i Pawełka należało oglądać na dwóch ekranach równocześnie,bo uzupełniały się wzajemnie.Pawełek nadążył za strażą pożarną i znalazł się na miej-scu równocześnie z nimi.Strażacy, w pełni świadomi, że występują przed kamerą, akcjęrozwinęli godną podziwu.Możliwe, że taką samą rozwijaliby i bez kamery, tu jednakżewypadła im działalność iście pokazowa.Tylko klaskać.Pawełkowi też należały się wiel-kie brawa, wyłapywał wszystko bez dłużyzn, sfilmował nawet ostateczne wylatywaniesejfu, który utkwił chwiejnie w wyprztęczonej ścianie i pierwszy strumień cieczy, moż-liwe, że wody, pozbawił go resztek równowagi.Gruchnął zdrowo, a mimo to rzeczywi-ście pozostał zamknięty. I ty nie dzwoń do mnie na taki temat, jak ja jestem między ludzmi poprosi-ła Martusia w trakcie przygotowań do przeglądu. Ten facet całkiem przestał mniepodrywać, chociaż zaczął już w Krakowie, a cała reszta, trzy sztuki, o mało nie ucie-kła z przedziału.Przy drzwiach usiedli, sobie wzajemnie na głowie i tak widać było, żestrasznie myślą, obezwładnić mnie i związać od razu czy nie? Jeden już zaczynał zdej-mować krawat.Musiałam im wyjaśnić, o co chodzi. I co? I tu miałaś rację, zaciekawiło ich nadzwyczajnie, będą oglądać. Bardzo dobrze, tylko najpierw musimy to napisać.Patrz porządnie, co nam sięz tego przyda.Zakładamy, że on te kasety miał w sejfie. Czekaj, a może nie? Może właśnie nie w sejfie, pokazujemy wcześniej, jak je chowaw piwnicy.wszystko jedno, w garażu, w kuchni, w zamrażalniku.Bo ja się już przy-zwyczaiłam do myśli, że ma je u siebie, a nie w telewizji. I bardzo słusznie.Inaczej pożar byłby nam potrzebny jak dziura w moście.O, pro-szę! Sama popatrz, jakie to widowiskowe.I już mamy za darmo, tylko montaż.Pożar na dwóch ekranach szalał wspaniale, aczkolwiek prawie wyłącznie na piętrzei w ogóle dość krótko, bo zbyt szybko został opanowany.Płonące szczątki czegoś wo-kół jednakże też wyglądały efektownie i niezle się nam nadawały.Puściliśmy taśmy jesz-cze raz, żeby obejrzeć towarzyszące katastrofie społeczeństwo, które dostarczało roz-rywek dodatkowych, babie, wypychającej pościel oknem, rozpruła się poduszka i pie-rze rozleciało się na wszystkie strony, ktoś w budynku obok szlauchem do podlewaniatrawnika obsikiwał sobie cały dom, jakaś facetka sprała dziecko, czyjś samochód pró-bował oddalić się z miejsca zdarzenia, rzecz jasna nie sam, tylko z kierowcą w środku,kierowca wygrażał pięściami, bo zemocjonowana młodzież leżała mu na masce, jakiśjeden przyłożył drugiemu, który próbował zbierać porozrzucane szczątki.Na ugrzęz-niętym w drzwiach pianinie siedział kot i z kamiennym spokojem oglądał widowisko.Czysty ubaw!68W którymś momencie kompletnie rozhisteryzowana żona porzuciła klatkę dla kotai padła na kolana przy ostygłym już i nieco pogiętym sejfie.Może nawet nie był pogię-ty, tylko porysowany i obtłuczony, a leżał na boku.Ręce jej się wyraznie trzęsły, zbliże-nie było już dziełem Kajtka, próbowała kręcić tarczą cyfrową, bez rezultatu.W tym momencie zobaczyłam na ekranie faceta, który stał tuż obok i przyglądał sięjej w napięciu.Coś w nim było takiego, że napięcie wyszło.Patrzył tak, jakby wstrzymy-wał oddech, kiedy okazało się, że, nieszczęsna, otworzyć tego pudła nie zdołała i rozsz-lochała się ostatecznie, wyraznie wypuścił z siebie powietrze, cofnął się o krok i odwró-cił.Dzięki temu rozpoznałam go od razu.To był ten sam, który wsiadł do samocho-du przede mną i odjechał, przedtem zaprezentowawszy mi swój profil.I ten sam, którywnosił paki do domu, tego zaczynałam być już pewna.Zaciekawił mnie.Bez żadnychprzeczuć i jasnowidzeń, w ogóle bez żadnego racjonalnego powodu zażądałam nagleposzukania go na wszystkich kawałkach taśm z obu kamer, i Pawełka, i Kajtka. Bo co? zainteresowała się Martusia. Znasz go? Przyda się do czegoś? Nie wiem odparłam uczciwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]