[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy jaśnie pani raczy ją zwol­nić?Jaśnie pani dla wielkich i długotrwałych miłości miała pełne zrozumienie.Inną pokojówkę mogła zna­leźć bez wielkiego trudu.Zwolniła Mariettę, obdarza­jąc ją nawet doskonałym świadectwem i dodatkową sumą dwudziestu funtów, jako posagiem.W ten sposób Wielki Diament opuścił Anglię w charakterze potężnej kokardy na kapeluszu mło­dej damy.Arabella nie miała o tym najmniejszego pojęcia.Pani Davis z diamentem nie kojarzyła, zabezpieczy­wszy klejnot w kłębku bez moli, przestała się nim zajmować, George młodszy przebijał wszystko.Mo­żna powiedzieć, że wręcz trzęsła się do upragnione­go ślubu i tylko to jedno tkwiło w jej głowie.Z robót­kami ręcznymi dała sobie spokój definitywnie, weł­nę, włóczkę i jedwabie upchnęła w szafie, zawarła związek małżeński i bez reszty poświęciła się przeży­waniu swojego szczęścia.W dziesięć miesięcy póź­niej obdarzyła męża potomkiem płci męskiej, po czym reszta świata przestała ją obchodzić.Dopiero na starość, zbliżając się do siedemdzie­siątki, pomyślała o zapomnianym i kompromitują­cym dowodzie rzeczowym.Zakłopotała się.Nie ży­czyła sobie, żeby po jej śmierci Wielki Diament ujrzał światło dzienne, dobrą opinię musiała zacho­wać ze względu na syna, a tu stary skandal odżyłby na nowo.Nie wiedząc jeszcze, co zrobi, odnalazła w sza­fie koszyk do robótek i sprawdziła kłębki.W szafiro­wym dodziubała się twardego wnętrza, przewinęła wełnę i znalazła duży kawał węgla.Wielki Diament zginął.W pierwszej chwili Arabella doznała ulgi, w na­stępnej pojęła, że musiał go ktoś ukraść, i zaniepo­koiła się możliwością ujawnienia afery.W jeszcze następnej uświadomiła sobie upływ czasu i znów spłynęło na nią ukojenie.Jeżeli przez blisko trzy­dzieści lat nikt z tym diamentem nie wyskoczył, to i dalej zapewne pozostanie on w ukryciu, nie mó­wiąc już o tym, że żaden złodziej dobrowolnie nie przyzna się do kradzieży, żaden nie będzie rozgła­szał, że posiada klejnot nielegalnie, informując w do­datku, komu go rąbnął.We własnym interesie za­chowa tajemnicę, a zatem, chwalić Boga, ona jest bezpieczna i właściwie pojawiło się rozwiązanie naj­lepsze ze wszystkich.Może tym sobie więcej nie zawracać głowy.Węgiel z kłębka wrzuciała do kominka i całą spra­wę wykreśliła ze swego życiorysu.***Konieczność przecięcia kamienia i uczynienia z niego dwóch mniejszych, ale za to nieskazitelnie doskonałych, Marietta rozumiała już od pierwszej chwili.Zamierzała to zrobić.Postanowiła to zrobić jak najszybciej.Im dłużej jednak patrzyła na diament, im dłużej mu się przyglądała i obracała w palcach, tym trud­niej przychodziło jej wytrwać w postanowieniu.Był niezwykły.Nie miała siły rozstać się z tą niezwyk­łością i wciąż odkładała to na później.Później, tro­chę później, jak już się nim nacieszy, jak się napat­rzy, jak minie jej to pierwsze upojenie, jak już wszy­scy zapomną o diamentowej aferze sprzed roku.Zarazem żywiła przyjemną pewność, że dzięki wartości klejnotu, zgoła bezcennego, nareszcie bę­dzie mogła urządzić sobie życie.Miała olbrzymi po­sag.Co prawda ujawniać go nie należało, wręcz przeciwnie, musiał na razie pozostać tajemnicą, ale jednak go miała i we właściwej chwili.Postanowiła wyjść za mąż.Obmyśliła tę kwestię starannie i zaplanowany mariaż nosił cechy rozsąd­ku.Nie zdecydowała się na żadnego hrabiego, mar­kiza lub też innego arystokratę, jeszcze nie miała szans na wejście do najlepszego towarzystwa, coś musiało przegradzać baronową od pokojówki, wyb­rała sobie zatem jubilera.Ze względu na diament miało to swój sens.W pieniądze zaopatrzona była nieźle.Z Anglii wywiozła pięćdziesiąt funtów, z wcześniejszej dzia­łalności paryskiej pozostało jej prawie trzy tysiące franków, mogła za to żyć dostatnio nawet przez cały rok.Dwie suknie Arabelli, które dostała w ciągu minionych trzech lat, załatwiły sprawę strojów, były to suknie balowe, Arabella nie chciała ich już nosić, a Marietta umiała dokonać maleńkiej przeróbki i uczynić z nich ostatni krzyk mody.Mogła pokazać się wszędzie.Nie miała żadnych obowiązków, dysponowała czasem, ruszyła zatem w kurs.Systematycznie i bez pośpiechu obeszła wszystkich paryskich jubilerów, nie przebierając, penetrując kolejno wszystkie pary­skie dzielnice i wszystkie ulice, poszukując trzech niezbędnych elementów.Odpowiedni dla niej jubi­ler musiał być wiekowy, nieżonaty i pozbawiony na­turalnych spadkobierców.Dobrze wiedziała, czego chce.Kwestię jego etyki pozostawiła na uboczu w słusznym zapewne mniemaniu, że tę sprawę załat­wi sam diament.Jedynym osobnikiem, odpowiadającym założo­nym kryteriom, okazał się bezdzietny stary Żyd, któ­ry w dodatku był paserem i lichwiarzem.Sumienie by mu z pewnością nie bruździło, ale na myśl o po­ślubieniu go Marietta aż się otrząsnęła.Tego rodzaju mariaż cofnąłby ją w hierarchii społecznej chyba nie­odwracalnie, a kto wie czy cały majątek nie zostałby po jego śmierci zakwestionowany.Z racji paserstwa policja miała go na oku, nie, takie małżeństwo nie wchodziło w rachubę.Wszyscy inni zaś mieli żony i dzieci.Marietta zaczęła się denerwować.Posiadanie og­romnego majątku, którego nie mogła ani ujawnić, ani użytkować, irytowało ją coraz bardziej.Obsesyj­nie bała się chwili, kiedy wyda wszystkie pieniądze i będzie zmuszona sprzedać diament w pośpiechu, tracąc na tym potwornie.Takie rzeczy należy załat­wiać spokojnie, czekając cierpliwie i wykorzystując okazję.Okazja nie chciała się przytrafić, a oszczęd­ności topniały.W trakcie rozważania jakichś nowych możliwości i godzenia się z myślą o przecięciu diamentu, nie w Paryżu, a na przykład w Amsterdamie, względnie zainteresowaniu nim jakiejś modnej kurtyzany, nat­knęła się przypadkiem na wicehrabiego de Noirmont, który był przyczyną jej pierwszego przyjazdu do stolicy i o którym prawie zapomniała.Było to zrządzenie losu.Wicehrabia poznał ją z trudem.Po pięciu latach obracania się w wysokich sferach Marietta wyglądała znacznie lepiej niż we wczesnej młodości, robiła nie­mal wrażenie damy i znajomość z nią w najmniej­szym stopniu nie była kompromitująca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •