[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wydaje się najbardziej prawdopodobna.Kiwnęłam głową i obejrzałam się za piwem.Jakoś wzmagało bystrość myślenia.- Zaraz pójdę do lodówki po tę resztę - obie­całam.- Służba już chyba śpi.Tutaj działy się dziw­ne rzeczy, ze śledztwa pana Thompsona mnie wy­chodzi morderstwo.- Mnie też.- Dziwię się, że jemu nie wyszło.- Nie wiedział o diamencie.Zabrakło mu motywu.Spojrzałam na nią, zaskoczona, i trochę piwa wychlapnęłam na stół.- A wiesz, że masz rację.A ja się zastanawiałam, jak mógł tak to puścić! Oczywiście, że przez to, powodów nie widział, nikt potem nie uciekł, nikt nie szastał pieniędzmi, rabunek odpadał, a opium nawet było w modzie.Wątpliwości miał, wyjaśnił je sobie i dał spokój.No dobrze, można go zrozumieć.Zakładamy dalej, że dziewczyna wyjechała z diamentem, bo jakoś w tej Francji musiał się znaleźć, a sam na piechotę nie poszedł.Oczywiście możemy się mylić od góry do dołu, wcale go tam nie było, prababcia Karolina w życiu go nie widziała, posiadała tylko wiedzę o nim.Jednakże pani Davis zeszła ze świata śmiercią gwałtowną i o czymś to świadczy.- Czekaj, jedno mnie zastanawia - przerwała mi znów Krystyna.- Dlaczego Arabella nie naro­biła krzyku? Nie odkryła kradzieży czy co?- E tam.Mogła odkrywać, ile chcąc.Przypomnij sobie, co pisała prasa, skandal okropny, może i nie przejmowała się zbytnio, ale musiałaby zgłupieć do­szczętnie, żeby kręcić powróz na własną szyję.Przy­znać, że doprowadziła do samobójstwa męża, ukry­wając kamień obrazy? Ten drugi George.Może by nie chciał za żonę potwora moralnego.? A.! Uro­dziła dziecko, tu już musiała się liczyć z opinią.- A żyć miała z czego.Możliwe, że dobrze zgad­łaś, wal dalej, bo chyba do czegoś zmierzasz?- Chodzi po mnie mętna myśl - wyznałam.- Czekaj, przyniosę to piwo, skoro już zaczęłyśmy od takiego napędu.Zastanowiłam się po drodze i zdołałam sprecyzo­wać ową mętną myśl.- Otóż ta cała Marietta nie mogła zniknąć jak sen jaki złoty - oznajmiłam, stawiając na stole zimne puszki.- Nie przepadła razem z diamentem, bo prababcia Karolina nie wiedziałaby o niczym, jakoś musiała się zazębić z naszą rodziną.Nie do wiochy należy jechać, tylko do naszej biblioteki, zwracam ci uwagę, że znów zaniedbanej.Przerwałyśmy w po­łowie.- W jednej czwartej.- Krakowskim targiem, w jednej trzeciej.Trzeba to wreszcie odwalić i może coś znajdziemy.Krystyna w czasie mojej nieobecności też się zas­tanawiała.- I nie tylko - rzekła stanowczo.- Musimy porządniej przegrzebać dokumenty.Wprawdzie nikt w Noirmont tak elegancko tego nie prowadził, jak ci tutaj, ale jakieś rachunki robili.Może trafimy na Mariettę wśród służby?- Może - zgodziłam się.- Ale mam wrażenie, że korespondencję tamtych przodków znajdziemy prędzej w bibliotece niż gdzie indziej.Nagminnie utykali wszystkie listy po książkach.- Czekaj, i nadal nie tylko.Zauważ, ile mamy z prasy! Poszukałabym gazet w Paryżu, wiemy z ja­kiego okresu, zaczęłabym od wyjazdu Marietty.Sięgnęłam po wielki notes, który nabyłam jeszcze w Paryżu dla porządnego prowadzenia naszych pry­watnych akt śledczych, i zaczęłam w nim notować zdobytą wiedzę.Kryśka dyktowała mi daty.Wyraź­nie z nich wynikło, że przegląd francuskiej prasy musimy zacząć od dziesiątego października 1861 ro­ku, szukając wyłącznie nazwiska Marietty Gourville.- Zastanówmy się może - zaproponowała Krys­tyna - co ta trucicielka z diamentem mogła zrobić.Bo że nie wróciła do rodziny na prowincję, tego jes­tem pewna.Przyświadczyłam.Jasne, że zagnieździła się w Paryżu.Wyjechała bez podejrzeń, nie musiała się ukrywać, nie bała się niczego, pieniądze miała.- Skąd wiesz, że miała pieniądze? - spytała Kryśka zaczepnie, bo już zbyt długo byłyśmy jednako­wego zdania i nie miałyśmy o co się pokłócić.- Prababcia płaciła jej doskonale, nie miała na co wydawać tych pieniędzy, a na odchodne dostała jeszcze dwadzieścia funtów.Za dwadzieścia funtów w takim, na przykład, Boulogne mogła żyć skromniutko przez rok.- Już ją widzę, jak żyje skromniutko! Z diamen­tem w garści!- Głupiaś, z diamentem nic nie zrobiła, bo byłby huk.I wcale nie mówię, że żyła skromniutko, mogła żyć bogato! A oszczędności musiała mieć, inaczej nie rzuciłaby takiej intratnej roboty!- Nie wytrzymała nerwowo.- Jakby była taka nerwowa, toby nie truła gos­podyni! I nie czekałaby spokojnie trzy miesiące!- Może czekała w stresie.No dobrze, niech ci będzie.Czekaj, a jeśli nie miała pieniędzy, utkwiła w Paryżu, puściła wszystko z dużym wizgiem.Mo­że zaczęła kraść?- Nie wymagaj za wiele, tyle szczęścia to prze­sada.Od razu znalazłybyśmy ją w gazetach.Sama stwierdziłaś, że to bystra dziewczynka, nie mogła się głupio narażać, raczej znów poszła do służby.I kto wie czy nie do Noirmontów.?- Widzi mi się, że teraz ty wymagasz za wiele.Mimo szczerych chęci, nie zdołałyśmy jednak po­kłócić się porządnie.Wiadomo było, że musimy wracać do Francji i w tej kwestii spory nie wchodziły w rachubę.O podobieństwo do Arabelli pociągnęłyśmy losy, padło na mnie, powarczałam krótko i dałam spokój, bo dziadek budził sympatię.I tak bardzo zmartwił się naszym odjazdem.Zabawiałam go, jako prababcia, cały dzień, a Krys­tyna przez ten czas grzebała jeszcze w papierach.Uzgodniłyśmy zamianę nazajutrz, bo chciałam przej­rzeć dla przyjemności część najstarszą, niepotrzeb­ną.Wyjechać pojutrze.Problemu z komunikacją nie było, musiałyśmy płynąć promem z Dover, samo­chód bowiem zostawiłam w Calais, na strzeżonym parkingu.Kiedy moja siostra zeszła na obiad, wystarczył mi jeden rzut oka.Widać było, że coś znalazła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •