[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Potrafimy się samiobsłużyć!Trójkątna szafka z alkoholami, wbudowana w narożnik pokoju, stanowiła świętośćszanowaną przez wszystkich.Oprócz napojów kryła też najcenniejsze srebra Alicji.By-ła zamknięta na klucz, klucz wisiał na gwozdziu z tyłu, wszyscy o tym wiedzieli, alenikt nie ośmieliłby się otwierać jej sam bez wyraznej zgody właścicielki.Już samo za-glądanie do sanktuarium wydawało się wręcz nietaktem najwyższej miary.Bobuś zdjął klucz z gwozdzia i wetknął w dziurkę.Zamarłyśmy w pół słowa, zezgrozą patrząc na jego nieprawdopodobną bezczelność.Alicję zamurowało.Pan Muld-280gaard wyczuł, że coś się dzieje, i również zaniechał konwersacji, pilnie przyglądając sięBobusiowi.Bobuś przekręcił klucz i z rozmachem otworzył szafkę.Oślepiający błysk, huk, brzęk, krzyk Białej Glisty i Bobusia, wszystko nastąpiłorównocześnie! Za jego plecami poleciało szkło.Przez moment miałam wrażenie, że po-tworny wybuch urwał Bobusiowi łeb, który przeleciał przez cały pokój i wybił szybęw oknie od ogrodu, ale natychmiast okazało się, że Bobuś łeb ma, trzyma się za niegoi jęczy.Między palcami ściekała mu krew.Biała Glista na ten widok wrzasnęła jesz-cze przerazliwiej, zerwała się z kanapy i rzuciła na pana Muldgaarda, zapewne w celuschronienia się w jego objęciach.Pan Muldgaard jednak nie przewidział ataku.Pchnię-ty znienacka, runął do tyłu wprost na regał, pod półkę, na której ustawiony był wielkimagnetofon.Następny łoskot wstrząsnął domem w posadach.Piekło zapanowało w mgnieniu oka.Nie wiadomo było, co robić najpierw.Bobuśzemdlał.Oplątany taśmami i przewodami pan Muldgaard czynił bezskuteczne wysiłki,żeby się oderwać od Białej Glisty.Zosia i Alicja rzuciły się na Bobusia.Paweł z dzikązachłannością w spojrzeniu rzucił się na zdemolowaną szafkę, ja zaś z nie mniejszą281chyba zachłannością na to coś, co przeleciało przez pokój.Wrażenie, że to łeb Bobusia,było zbyt silne, żeby zapanować nad nim tak od razu.Po bardzo długim czasie pandemonium nieco przycichło.Drugim łbem okazała sięperuka.Bobuś miał zdartą skórę z ciemienia i trochę poparzeń dookoła.Odzyskał przy-tomność i, jęcząc, trzymał się za opatrunek, założony mu prowizorycznie przez Alicję.Znacznie więcej od niego ucierpiał magnetofon, który rozleciał się na drobne kawałki.Pan Muldgaard miał guza na potylicy. No i mamy powiedział filozoficznie. Zastrzelał dwa razy. To teraz już zostaje tylko sztylet ucieszył się Paweł.Satysfakcji Alicji nie zmniejszała nawet ruina magnetofonu. No, teraz chyba mu się odechce grzebać w moich rzeczach mruknęła półgło-sem, zbierając szczątki do dużego pudła. Nie wiem, czy to nie jest wystarczającaokazja, żeby otworzyć tę butelkę napoleona. Nie odparła Zosia stanowczo. Otworzymy, jak oni wyjadą.To istny cud,że się nie stłukła!282Ciężko poszkodowany i jeszcze ciężej obrażony Bobuś pomiędzy jękami dawał dozrozumienia, że posądza Alicję o zastawienie pułapki specjalnie na niego.Domagał sięfachowej opieki lekarskiej.Chęci wyjazdu, o dziwo, nie zdradzał, w przeciwieństwie doBiałej Glisty, która, śmiertelnie wystraszona, gotowa była opuścić ten koszmarny domnawet natychmiast. Właściwie mogłabyś mu przebaczyć parę rzeczy powiedziałam ugodowo, po-magając jej zwijać taśmy. Stracił perukę i odpracował za ciebie następny zamach.Tybyś z tego interesu tak ulgowo nie wyszła. Stłukł szybę i zniszczył mi magnetofon.Chociaż nie, magnetofon mogę mudarować, zniszczyła go Biała Glista.Mam już bardzo ładną listę szkód, które przez nichponiosłam.Poza tym to nie jego zasługa, że jest wzrostu siedzącego psa.Mnie by trafiłogdzie? W sam środek twarzy.Według mojego rozeznania, raczej nie miałabyś już głowy. Popatrz, a ja wcale nie wiedziałam, że on nosi perukę!.Pan Muldgaard doczekał się wreszcie specjalisty, po którego zadzwonił natychmiastpo wypadku, i razem z nim oraz szaleńczo zaciekawionym Pawłem obejrzał wybucho-283wą szafkę.Specjalista na pierwszy rzut oka stwierdził, co to było, udał się do ogrodui przyniósł stamtąd kilogramowy odważnik. Była rura wyjaśnił pan Muldgaard, demonstrując szczątki puszki po parów-kach. Ciężar uplasowany przed.Wybucha uplasowana za.Kwas.Kwas. Z ogórków? spytała mimo woli Zosia. Nie.Kwas pi.pika. Pikle podpowiedziała bez przekonania Alicja. Pikrynowy podpowiedział Paweł. Pikrynowy ucieszył się pan Muldgaard. Kwas pikrynowy.Bardzo wielkamoc, ona pcha ciężar, któren śmiga. Paweł, rozumiesz, co on mówi? spytała nieco zdezorientowana Alicja.Wiesz, co to było? No pewnie! Ten kwas był w pudełku, taką rurę sobie z tego zrobił, jakby lu-fę, wziął sprężynkę, pewnie od długopisu, i połączył to z drzwiczkami.Otworzyły siędrzwiczki, puknęło w ten kwas i ten odważnik wyleciał jak pocisk.Powinien był muurwać łeb.284 Ale przecież szafka jest cała? zdziwiła się Zosia. Nawet się nic nie stłukło? Bo cały impet poszedł do przodu.Gdyby nie otworzył tak szeroko, toby wyrwałodrzwiczki, a tak, proszę nic się nie stało.Bardzo inteligentnie zrobił. Rzeczywiście, kompletnie nic się nie stało zauważyła Alicja. No nie, ja nie to miałem na myśli.Efektowniejszy od poprzednich zamach obudził w nas nowe refleksje.Stojąc wokółi patrząc na ręce badającemu szczegóły specjaliście, rozważaliśmy wnioski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]