[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odjechał spod ministerstwa służbowym wozem, pojechali za nim i na chwilę zgubili go na Chocimskiej.Wjeżdżali od strony placu Unii, tam jest postój taksówek, parking i wieczna giątwa.Wlazła im pod samochód facetka z torbami, zwolnili, żeby jej nie przejechać, skorzystał z tego mały fiat, który wycofał się z parkingu.Mieli do wyboru, staranować go albo przeczekać, przeczekali, a wóz Dominika pojechał Chocimską.Ruszyli w końcu za nim i jeszcze zdążyli dostrzec, że skręca w Willową.Pod szpitalem zastawiła ich karetka pogotowia, przez radio wezwali pomoc, wiadomo było, w którą stronę pojedzie, bo tam są jedne kierunki ruchu, przejął go drugi wóz, dojechali za nim z powrotem do ministerstwa i wówczas okazało się, że tego pacana w środku nie ma.Zwracam wam uwagę, że jest to kurdupel, siedział z tyłu, łeb mu nad oparcie nie wystawał i od początku wcale go nie było widać.Teraz już wiadomo, że wysiadł na Chocimskiej przy szpitalu, akurat jak go stracili z oczu, przeczekał w przedsionku, złapał taksówkę, dojechał do swojego forda i udał się do Zielonki.Ford nie był pilnowany, skubaniec miał go w zapasie, trzymał pod duńską ambasadą.Jest to samochód kompletnie obcego faceta, nieobecnego w kraju i powinien stać w garażu na Żoliborzu, a nie na Starościńskiej.Mercedes Dominika, oficjalna własność, jeździł akurat po mieście z Dominikową w środku…Słuchałyśmy z wielkim zainteresowaniem.Bystry chłopiec z tego pękatego bałwana, liczne ścieżki sobie przygotował.— Zlekceważyli sprawę — skrytykowała moja teściowa.—Należało oka od niego nie odrywać przez całą dobę na okrągło.Satysfakcji majora Borowickiego nic nie mogło stłumić.— Nie zapominaj, że tak naprawdę wiadomo o nim dopiero od paru dni.Inwigilacja wysokiego urzędnika państwowego musi być zlecona odgórnie, kamuflował się pierwszorzędnie, a podejrzeniami Jarzębski mógł się wypchać.Nieboszczyk Torowski natomiast odwalał robotę prywatnie, hobbystycznie można powiedzieć, i miał swobodę działania.Nie wiem, czy sobie zdajecie sprawę, że gdyby ta podtarczyńska melina ocalała, oni spokojnie przystąpiliby do pracy na przykład za miesiąc.Zabójstwo padło na Głoska i Kowalskiego, otóż żaden z nich nigdy w życiu nie widział Dominika na oczy, pośrednikiem był ten Zenek z Zielonki, a o nim wiedzieli to samo, co wszyscy.Że lubi gryźć zapałki…— Jezus Mario — skomentowałam ze zgrozą.— A ci dwaj na dworcu — zaczęła moja teściowa.— Przez nich do fotografa…— Obaj uciekli.Funkcjonariusze wkroczyli w zwyczajną awanturę, nikt nikogo nie zabił, nikt ich nie gonił z przesadną zaciętością.Wylegitymowali tego, co siedział, bo dostał bykiem w żołądek, a on wydawał się osobą postronną.Nie notowany.Została im płachta brezentowa i wyszło na jaw, owszem, ściśle biorąc przedwczoraj, że na tej płachcie są odciski palców Grodziaka i Torowskiego.Od spodu, ona jest podgumowana.— A moje? — zainteresowałam się.— Twoich tam nie było.Płachta została chyba uprana…— W ciągu pięciu lat chyba wielokrotnie — zauważyła moja teściowa.— O ile wiem, Mikołaj uwielbiał pranie.— A tym zabójcom co? Udowodnili? Przyznali się sami?— Wbrew pozorom, postęp techniczny istnieje nawet i u nas.Zabójcy mieli rękawiczki, buty, zelówki, jakąś odzież… Pożałowali drugich rękawiczek i noża…— Chciałabym jeszcze wiedzieć, jakim sposobem oni do mnie tak szybko dotarli — wyznałam ponuro.— Notowana, o ile wiem, nie byłam, dopiero teraz będę.Zdaję sobie sprawę, że zostawiłam u Mikołaja torebkę, ale nie było w niej żadnych dokumentów, a ta świętej pamięci zaraza z przeciwka mojego nazwiska nie znała…Major Borowicki, najwyraźniej w świecie, znów zaczynał bawić się doskonale.— Przez piwo — odparł i otworzył nową puszkę.— Przez jakie piwo? — spytałyśmy obie z teściową równocześnie i bardzo podejrzliwie.Janusz wyjaśnił.Przez otwieracz do kapsli, jedyny przedmiot, na którym odciski palców były bardziej urozmaicone.Płaski, stalowy, gładki, utrwaliły się na nim świetnie…— No tak — skomentowała moja teściowa z rozgoryczeniem.— To jest ten otwieracz, który ci dałam dwa miesiące temu, a dostałam go w zeszłym roku od Alicji.Nosiłam w torebce, nie używałam i na pewno nie przyszło mi do głowy, żeby go wycierać…— Wracając do tematu — podjął Janusz z naciskiem i z nieco mniejszym rozweseleniem.— Joanna nie jest bezpieczna.Rozzłościłam się od razu.— Bo co? Naprawdę uważacie, że te wybrakowane niedobitki poświęcą resztę życia wendecie? Nie popuszczą, aż się mnie zakopie na cmentarzu? Sól w oku jestem i kłoda na drodze?— Nie.Murzynka.— Co?— Murzynka.Jako Murzynka namieszałaś im przerażająco.— Czym niby? — skrzywiłam się z niedowierzaniem.Major Borowicki wyliczył porządnie na palcach.— Pojawiłaś się znienacka i wzbudziłaś wzajemną nieufność, bo każdy zaczął podejrzewać każdego o posiadanie tajemniczej wtyczki.Sprowokowałaś przyjazd do kraju Romana Pergiel, czyli Lawiny.Spowodowałaś chwilowe zawieszenie działalności, dzięki czemu wpadła w ręce policji kolejna przesyłka wielkiej wartości.Mogą uważać, że przez ciebie nie odzyskali tej pierwszej, rąbniętej z dworca torby.Zrobiłaś zamieszanie, przyczyniłaś się do kolosalnych strat i nikt z nich nie wie, co wiesz i co jeszcze możesz zrobić…— Przez jeden wygłup na wyścigach! —wykrzyknęła moja teściowa z podziwem.— No właśnie, przez jeden wygłup.Co ci do głowy wpadło, na litość boską, żeby się w to wtrącać?!— Z euforii — mruknęłam.— Tiers pojedynczymi końmi…— A do kompletu, tylko przez ciebie Lawina się załamał i zaczął sypać…Zła byłam i niezadowolona z życia, ale Lawiną mnie rozśmieszył.Na prośbę kapitana Rosiakowskiego zgodziłam się na konfrontację i efekt był imponujący.Zacięty Lawina zapierał się zadnimi łapami i przeczył wszystkiemu aż do chwili, kiedy nagle ujrzał przed sobą widmo straszliwe.Pojawiłam się przed nim w lekkim półmroku i uczyniłam prawdopodobnie wrażenie zmory, strzygi, względnie upiora, bo omal się nie udusił.Zgłupiał do tego stopnia, że złamał się w jednym mgnieniu oka i runął zeznaniami, niczym prawdziwą lawiną.Co drugie zdanie dopytywał się gorączkowo, czy aby na pewno dobrowolne przyznanie się do winy stanowi okoliczność łagodzącą.Z niechęcią pozwoliłam wyprowadzić się z pomieszczenia, bo widowisko było dużego formatu.— I jeśli zorientują się w końcu, że Murzynka to ty, nie darują — dołożył major Borowski, dolewając mi na pociechę prawdziwego Carlsberga.— Grosza złamanego nie dam za twoje życie.Fałszerze siedzą gremialnie, ale ta mafia od przemytu narkotyków jest zbyt rozgałęziona.Trochę się to ukróciło, Danią ma sukcesy, u nas Rosiakowski połowę towarzystwa wyłapał, jednakże nie ma się co łudzić, koniec to nie jest.Z miejsca rozzłościłam się jeszcze bardziej.— To niby co mam zrobić? Zamknąć się w klasztorze czy przerobić na albinoskę?— Wyjechać.Omawiałem tę sprawę.Przynajmniej na jakiś czas i w żadnym wypadku nie do Danii.Moja teściowa pokiwała głową tak energicznie, że piwo jej się wychlapnęło ze szklanki.— I pociągiem.Samochód znają, a w samolocie pada nazwisko.Co prawda lista pasażerów ciągle stanowi tajemnicę stanu, ale skutki głupowatych przypadków bywają takie, jak widać.Nie kuśmy losu.Otworzyłam usta, żeby gwałtownie zaprotestować, i zamknęłam je bez słowa.Uświadomiłam sobie nagle, że nie trzyma mnie tu nic poza patriotyzmem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]