[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział zresztąwcześniej, złota mucha zrobiła się sławna prawie od urodzenia, nie widział jej,ale o niej słyszał i sam poddał myśl częściowego oszlifowania.Baltazara też zna,kiedyś coś dla niego przemycał, a teraz liczył się z tym, że przemyci ponownie.Zaraz, to nie wszystko.Ja też, jak się okazuje, dawno temu o tej sprawie mętniesłyszałem, ale nie wiedziałem wtedy, o co chodzi, a teraz już rozumiem, dlaczegotych bursztynów do tej pory nie sprzedali.Cały czas istnieje podobno ich praw-dziwy właściciel, jakaś rodzina tamtych zamordowanych. A wydawało mi się, że mówią coś o ukręcaniu łba!  przypomniałamsobie gwałtownie. Tej rodzinie czy jak.? Możliwe.W każdym razie skojarzyłem te rzeczy.Arturowi w oczy powie-działem, że bursztyn ze złotą muchą.dołożyłem pozostałe, na wszelki wypa-dek.jest dowodem paru zbrodni, pięć osób już przy nim padło, chce być szósty,proszę bardzo.Nie chce.Wycofał się. No to jedną drogę mają zamkniętą  skomentowała Ania i zjadła ostatniąrodzynkę, czym sprawiła mi wielką ulgę. Całe szczęście.Ponadto mam obawy,że lada chwila będziemy musieli mówić o nich w liczbie pojedynczej.Chyba jużnajwyższy czas na policję.190 Moja wyobraznia wystartowała ze świstem.Oczyma duszy ujrzałam przesłu-chania wszystkich podejrzanych z Idusią na czele.Uszami duszy usłyszałam ichsłowa. Już widzę, jak im to świetnie wyjdzie  powiedziałam zgryzliwie. Jamogę puścić farbę, dlaczego nie, i co z tego? Sama wiesz, że dowodów żadnychnie mamy, wyłącznie gadanie i prywatne wnioski.A oni się wyprą jak amen w pa-cierzu. Złota mucha stanowi dowód! Doskonale, znajdą ją u Idusi. Pytanie, czy znajdą  mruknął Kocio. Załóżmy, że znajdą.I co? Skąd się u niej wzięła? Ona rąbnęła Frania?A wymarzeniec też się wyprze, nie ma z tym nic wspólnego, złotą muchę Idusiamiała już dawno, została jej po Kajtku, co z nią robiła, on nie wie.Nikt go przyniej nie widział. Ja widziałam. Za gacha robić ma prawo. Hindus zaświadczy, że przedtem leżały u Frania! A jak nie zaświadczy? Być był, w łeb dostał, ale nic nie widział.Możetwierdzić, że nawet mnie tam nie było, nikogo nie było, oprzytomniał i sam wy-szedł. No nie, tak nie można  powiedziała Ania z niezadowoleniem po chwilinamysłu. Ale trochę racji masz.Wszyscy muszą zacząć mówić. Może Baltazar zacznie, skoro się boi  wtrącił Kocio. Natychmiast trzeba z nimi pogadać prywatnie!  zawyrokowałam stanow-czo. Niech ten cały, jak mu tam.? Bieżan, niech przyjdzie, posłucha i cośdoradzi.Wygląda przyzwoicie.Dzwonić.? Opamiętaj się  zmitygowala mnie Ania. Czy wiesz, która jest godzi-na? Policjant to jednak też człowiek.* * *Hindus został przesłuchany z lekkim opóznieniem, wynikłym z założenia, żemieszka w hotelu.Nic podobnego, w żadnym hotelu nie mieszkał, wynajmowałsobie prywatny lokal na Mokotowie, oficjalnie jeden pokój, a nieoficjalnie ca-ły apartament, którego właściciele przenieśli się chwilowo do cioci staruszki dlaobdarzenia jej opieką.Energiczniej złapano się za niego, kiedy laboratorium przysłało wyniki badań.Na lwiej łapie szafy u denata spoczywał osobnik kolorowy płci męskiej i skoja-rzenie kapitan miał natychmiastowe.Nie wysyłał mu żadnych wezwań, nie miałcierpliwości czekać, zabrał Górskiego i pojechał na ulicę Chocimską.191 Zważywszy iż był to wczesny poranek, godzina zaledwie dziewiąta, Hindusazastali w domu, ściśle biorąc w łazience.Drzwi otworzyła im energiczna młodadama w eleganckim fartuchu roboczym i z odkurzaczem w ręku, zażądała poka-zania legitymacji, przeczytała je uważnie i poprosiła panów do wnętrza. Zanim on wyjdzie z tej łazienki, pewnie panowie zechcą stwierdzić, kim jajestem i co tu robię  wyraziła przypuszczenie. Proszę, mój dowód.Sprzą-tam, czasem gotuję i tak dalej.Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym, osiem lat,bliznięta, korzystam z czasu, kiedy są w szkole.Angielski znam bardzo dobrzei dlatego zatrudniam się u cudzoziemców.Z chlebodawcami nie sypiam.Mammęża.Coś jeszcze? Nie, dziękujemy, to na razie wystarczy  odparł kapitan. Kiedy onwyjdzie? Lada chwila.Za jakie pięć minut, bo już pół godziny siedzi. Może pani go zawiadomi.? Co też pan? %7łeby siedział dłużej ze strachu? On nerwowy. Długo pani tu już pracuje? Prawie pół roku. I tylko przed południem? Wieczorem nie? Nie mogę ze względu na dzieci.Ale dwa razy mnie poprosił, żebym przy-szła, bo robił przyjęcie, pomogła, podała i tak dalej.Załatwiłam sobie, z dziećmimąż posiedział, dwa razy na pół roku to niezbyt dużo.Może panów czymś poczę-stować? Jeszcze wcześnie.Może kawa? Nie, dziękujemy.Nie przytrafiło mu się przypadkiem ostatnio coś osobli-wego?Dziewczyna, wciąż z rurą odkurzacza w ręku, wsparła się na wysokim oparciukrzesła i popatrzyła z zainteresowaniem. A, to pewnie panowie o to.Owszem, przedwczoraj rano zastałam go tujak obraz nędzy i rozpaczy.Aeb omotany bandażem, oczka podsiniałe, roztrzę-siony, powiedział, że miał wypadek i wcale z łóżka nie wstanie.Na popołudniekazał sobie sprowadzić pielęgniarkę, a całe ubranie musiałam do pralni oddać.Zakrwawione.Nie wiem, co się stało, nie był rozmowny.W drzwiach od łazienki szczęknęła klamka, Hindus najwidoczniej zaczął wy-chodzić.Dziewczyna oderwała się od krzesła. Powiem mu, że panowie czekają.Nie wiem, gdzie on będzie z panamirozmawiał, pewnie w gabinecie.Pójdę warczeć w sypialni, podsłuchiwać nie mamochoty.Dobrze zgadła, Hindus, zachłysnąwszy się jakby w pierwszej chwili, rzeczy-wiście zaprosił kapitana i podporucznika do gabinetu.Bandaża na głowie nie miał,tylko duży plaster, przylepiony na czole, trochę z boku, blisko włosów.Gestemwskazał fotele i sam usiadł czym prędzej.Wyglądało to tak, jakby nie mógł wy-192 dać z siebie głosu, a zarazem ugięły się pod nim nogi.Z sypialni zaczął dobiegaćwarkot odkurzacza. Co pan robił w piątek między godziną szesnastą a dwudziestą?  zacząłbez wstępów podporucznik, bo miał lepszy akcent angielski niż kapitan.Hindus wreszcie złapał dech. Powiem wszystko  oznajmił z wyrazną determinacją. Byłem.Po-szedłem.Do znajomego.Frań.Frań.Fran-jo. Franciszek Leżoł  podsunął życzliwie podporucznik. Tak. Był pan z nim umówiony? Nie. Po co pan poszedł? Po własną zgubę.Muszę powiedzieć wszystko od początku.Mogę? Proszę bardzo.Odetchnął głęboko, rozejrzał się, oko jego padło na barek, zawahał się, zrezy-gnował z napojów i zaczął: Przebywam tu dla przyjemności, turystycznie, ale zarazem załatwiam pe-wien interes.Sprawę handlową.Mianowicie od mojego władcy.radża Biharu,to małe księstwo, ale bogate, oczywiście prosperuje niezależnie od tych głupotustrojowych.od radży mam polecenie nabyć coś, czego u nas nie ma.Bour-stajn. Proszę.?  wyrwało się Górskiemu. Bursztyn  skorygował zimno kapitan. Tak.Amber.Najpiękniejsze okazy, cena obojętna.Pojedyncze sztuki,ewentualnie nawiązać stosunki handlowe na większą skalę, o ile to będzie moż-liwe legalnie.Nie jestem przemytnikiem.Znalazłem tu kilka rarytasów, rzeczy-wiście pięknych, chcę to kupić.Pan Fran-jo tym dysponował, pan Baltaszar, panLusjan.Przepraszam, te imiona, nazwiska są dla mnie trudne do wymówienia,mogę napisać. To za chwilę  powstrzymał go podporucznik, bo już uczynił gest, jakbyoglądał się za papierem i długopisem. Najpierw niech pan wszystko powie. Tu istnieje konkurencja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •