[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.*Despard uśmiechnął się. Widzę, że jest pan zwolennikiem solidnego opatulania.* fr.Zapalenie płuc.82Poirot rzeczywiście był dobrze zabezpieczony przeciw zdradliwej jesiennej pogodzie.Nosił palto i szalik. To dziwne, że się tu spotkaliśmy zauważył Despard.Nie dostrzegł uśmiechu, skrywanego przez szalik.Nie było nic dziwnego w tym spo-tkaniu.Dowiedziawszy się, kiedy major najprawdopodobniej wyjdzie z domu, Poirotczekał na niego.Nie ryzykując skoku do autobusu, pobiegł za nim do następnego przy-stanku i tam wsiadł. Istotnie.Nie widzieliśmy się od tamtego wieczoru u pana Shaitany. Włączył się pan do tej sprawy? zapytał Despard.Poirot potarł delikatnie ucho. Rozmyślam odparł. Dużo rozmyślam.Biegać tu i tam, prowadzić śledztwo co to to nie.To nie licuje z moim wiekiem, moim temperamentem, moją osobą. Rozmyśla pan? Mogłoby być gorzej.W dzisiejszych czasach jest za wiele pośpie-chu.Gdyby ludzie siedzieli cicho i pomyśleli, zanim się wezmą do rzeczy, byłoby mniejzamieszania. Czy to pana sposób na życie, majorze? Zazwyczaj tak odparł tamten. Oceń położenie, oblicz trasę, zważ wszystkiepro i kontra, podejmij decyzję i trzymaj się jej.Jego usta zacisnęły się stanowczo. I potem nic nie zawróci pana z drogi? Tego nie powiedziałem.Zwykle nie jestem uparty jak osioł.Jeśli popełni się błąd,należy się przyznać. Wyobrażam sobie, że nieczęsto popełnia pan błędy. Zdarza się to nam wszystkim. Niektórym z nas powiedział Poirot z pewnym chłodem, spowodowanym byćmoże przez użyty zaimek zdarza się to rzadziej niż innym.Despard popatrzył na niego uśmiechając się lekko. Nigdy nie poniósł pan porażki? Ostatni raz dwadzieścia osiem lat temu odparł Poirot z godnością. I nawetwtedy były okoliczności& ale mniejsza z tym. To chyba niezle powiedział Despard. A co ze śmiercią Shaitany? Nie liczysię, jak sądzę, ponieważ to nie jest pańska oficjalna sprawa. Rzeczywiście, to nie moja sprawa.Mimo wszystko jednak, uraża moją amour pro-pre*.Uważam za impertynencję, rozumie pan, popełnienie morderstwa tuż pod moimnosem, przez kogoś, kto kpi sobie ze mnie uważając, że nie wykryję, kto tego dokonał! Nie tylko pod pańskim nosem zauważył sucho Despard pod nosem wydzia-łu śledczego również.* fr.Miłość własną.83 Zrobił prawdopodobnie fatalny błąd powiedział poważnie Poirot. Nasz za-cny, solidny nadinspektor Battle może wygląda tępo, ale bynajmniej nie jest zakutąpałą& Zgadzam się odparł Despard. To tylko poza.To bystry i zdolny oficer. I myślę, że bardzo energicznie działa w tej sprawie. Och tak, wystarczająco.Widzi pan tego sympatycznego faceta o żołnierskim wy-glądzie na jednym z tylnych siedzeń?Poirot spojrzał przez ramię. Nie ma tu nikogo oprócz nas. Zatem jest w środku.Nie traci mnie z oczu.Niezwykle sprawny człowiek.Od cza-su do czasu zmienia też swój wygląd.To artysta pod tym względem. Ale nie oszuka pana.Ma pan bystry wzrok. Nigdy nie zapominam twarzy, nawet czarnych a to znacznie więcej, niż potra-fi większość ludzi. Pan jest właśnie osobą, której mi potrzeba! zawołał Poirot. Co za trafto nasze dzisiejsze spotkanie! Potrzebuję kogoś spostrzegawczego i z dobrą pamię-cią.Malheureusement*, te dwie cechy rzadko występują razem.Zadałem doktorowiRobertsowi pytanie, bez rezultatu, podobnie pani Lorrimer.Teraz spróbuję z panem.Proszę, by pan wrócił myślą do pokoju, w którym graliście w karty u Shaitany, i powie-dział mi, co pan zapamiętał. Niezupełnie rozumiem rzekł Despard zdziwiony. Proszę opisać pokój: umeblowanie, przedmioty znajdujące się w nim. Nie wiem, czy się do czegoś przydam powiedział wolno Despard. Uważam,że pokój był paskudny.Nie wyglądał jak pokój mężczyzny.Wszędzie brokat, jedwabi inne głupstwa.Pokój, który pasuje do faceta pokroju Shaitany. A przechodząc do szczegółów&Despard potrząsnął głową. Obawiam się, że nie zauważyłem& Miał parę dobrych dywanów.Dwa buchar-skie i trzy czy cztery perskie, w tym Hamadam i Tabriz.Niezła głowa antylopy& nie,to było w hallu.Przypuszczam, że z Rowland Ward. Nie sądzi pan, że zmarły sam polował? Nie.Założę się, że nigdy nie ustrzeliłby niczego poza siedzącym zwierzęciem.Przykro mi, że sprawiłem zawód, ale naprawdę nie potrafię pomóc.Wszędzie leżały ja-kieś świecidełka.Na stołach było od nich gęsto.Jedyna rzecz, jaką zauważyłem, to bo-żek.Chyba z Wyspy Wielkanocnej.Polerowane drewno.Niewiele takich widziałem.Było też trochę malajskich drobiazgów.Nie, boję się, że nie potrafię panu pomóc. Nie szkodzi powiedział Poirot, ale widać było, że jest lekko strapiony. Czy* fr.Niestety.84wie pan, że pani Lorrimer ma zdumiewającą pamięć do kart? Zdołała powtórzyć mi li-cytację i rozgrywkę prawie każdego rozdania.Zaskoczyła mnie tym.Despard wzruszył ramionami. Niektóre kobiety są właśnie takie.Pewnie dlatego, że cały dzień grają. Pan nie potrafiłby tego, co?Tamten potrząsnął głową. Pamiętam tylko kilka rozdań.Jedno, w którym mogłem zrobić grę w kara, a Ro-berts blefował i przelicytował mnie.Leżał, a ja go nie kontrowałem! Pamiętam też jed-no bez atu.Trudna gra, każda karta zle zagrana.Leżeliśmy bez kilku lew, dobrze, żenie więcej. Gra pan dużo w brydża? Rzadko, ale lubię tę grę. Woli pan brydża od pokera? Tak.W pokerze jest za wiele z hazardu.Poirot powiedział w zamyśleniu: Myślę, że pan Shaitana w nic nie grał.Mam na myśli karciane gry. Jest tylko jedna gra, która interesowała Shaitanę powiedział ponuro Despard. Mianowicie? Plotki.Poirot chwilę milczał. Jest pan pewien czy tylko się panu tak wydaje?Despard poczerwieniał. Chce pan dać mi do zrozumienia, że nie powinno wypowiadać się takich sądówbez podania dowodów? To prawda.Tak się składa, że wiem.Z drugiej strony, nie mogępodać zródła.To informacja, którą otrzymałem prywatnie. Krótko mówiąc, chodzi o kobietę? Tak.Shaitana, jak każdy łajdak, wolał mieć do czynienia z kobietami. Uważa pan, że był szantażystą? To ciekawe.Despard potrząsnął głową. Nie, nie, pan mnie zle zrozumiał.Shaitana może i był szantażystą, ale nie zwy-czajnym.Nie chodziło mu o pieniądze.Był szantażystą duchowym, jeżeli coś takiegomoże istnieć. I co z tego miał? Emocje.Tylko tak potrafię to wytłumaczyć.Uwielbiał, jak ludzie bali się go.Przypuszczam, że dzięki temu czuł się człowiekiem, a nie pluskwą.A poza tym, tobardzo skuteczna postawa w stosunku do kobiet.Dawał im do zrozumienia, że wieo wszystkim, i natychmiast zaczynały mu opowiadać rzeczy, o których być może niemiał pojęcia.To go radowało.Potem puszył się jak paw, przybierając pozę Mefistofelesa:85 Jam jest wielki Shaitana! Wiem wszystko! Krótko mówiąc, był świnią! A więc sądzi pan, że straszył w ten sposób pannę Meredith. Pannę Meredith? spytał ze zdziwieniem Despard. Nie myślałem o niej.Onanie obawiałaby się takiego Shaitany. Pardon.Miał pan zatem na myśli panią Lorrimer. Nie, nie, i jeszcze raz nie.Pan mnie mylnie zrozumiał.Mówiłem ogólnie.Nie by-łoby łatwo przestraszyć panią Lorrimer.I trudno sobie wyobrazić, żeby ta kobieta mia-ła jakiś brzydki sekret.Nikogo konkretnego nie miałem na myśli. Opisywał pan tylko jego metodę? Właśnie. Nie ma wątpliwości powiedział Poirot z namysłem że ludzie jego pokro-ju często mają wyjątkową zdolność rozumienia kobiet.Wiedzą, jak je podejść.Potrafiąwydobyć z nich tajemnice&Przerwał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]