[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Westchnęła.— O Boże! Sędzia zapytał:— Czy pani źle się czuje, panno Brent? Emily odrzekła przepraszającym tonem:— Strasznie mi przykro.Chciałabym pomóc pannie Claythorne.ale nie wiem.co się ze mną stało.Mam lekki zawrót głowy.— Zawrót głowy? — Doktor Armstrong zbliżył się do niej.— To zupełnie naturalne.Przeżyła pani wstrząs.Mogę dać pani jakiś…— Nie…Słowo to wypadło z jej ust jak pocisk.Wszyscy drgnęli zaskoczeni.Armstrong poczerwieniał.W jej oczach odbiła się wyraźna nieufność i strach.Odrzekł sztywno:— Jak pani sobie życzy, panno Brent.— Nie chcę nic zażywać — odpowiedziała — zupełnie nic.Chcę przez chwilę posiedzieć tutaj, aż przejdzie.Skończyli zbierać naczynia.Blore zaproponował:— Znam się na gospodarstwie domowym, pomogę pani, panno Vero.— Dziękuję.Emily Brent pozostała sama w jadalni.Słyszała słabe odgłosy dochodzące z kredensu.Zawrót głowy przeszedł.Czuła się senna, z chęcią położyłaby się spać.Słyszała jakieś brzęczenie — może to rzeczywiście po pokoju latała pszczoła? Pomyślała: Może to pszczoła, a może szerszeń?Nagle zobaczyła pszczołę.Łaziła po szybie.Dziś rano Vera mówiła coś na temat pszczół.Pszczoły i miód.Lubiła miód.Bierze się plaster miodu i odcedza w muślinowym woreczku.Miód kapie, kapie, kapie…Ktoś był w pokoju… ktoś mokry, woda z niego kapie… Beatrix Taylor wyszła z rzeki…Wystarczy odwrócić głowę, by ją zobaczyć.Ale nie mogła ruszyć głową…Gdyby przynajmniej zawołać…Ale nie mogła nawet krzyknąć…Nikogo więcej nie było w domu.Była zupełnie sama.Usłyszała kroki — ciche, posuwiste kroki zbliżające się do niej z tyłu.Niepewny chód utopionej dziewczyny…Poczuła w nozdrzach zapach nadrzecznej wilgoci…Na szybie pszczoła brzęczała… brzęczała.I nagle poczuła ukłucie żądła.Pszczoła ukłuła ją w kark.IIW salonie wszyscy czekali na Emily Brent.Vera odezwała się:— Czy pójść po nią? Blore rzucił krótko:— Za chwilę.Vera usiadła z powrotem.Wszyscy spojrzeli pytająco na Blore’a.— Jeśli państwo pozwolą i zechcą poznać moje zdanie — ciągnął — to nie musimy szukać sprawcy tych zbrodni dalej niż w jadalni.Mogę przysiąc, że ta kobieta jest tym, kogo poszukujemy!— A jakie motywy miałyby nią kierować? — zapytał Armstrong.— Mania religijna.Co pan na to, doktorze?— To oczywiście możliwe.Ale nie mamy żadnego dowodu.— Była taka dziwna w kuchni — dorzuciła Vera.— Gdyśmy przygotowywały śniadanie, jej oczy… — Zadrżała.Lombard wtrącił:— Nie możemy jej sądzić na tej podstawie.Wszystkim nam nerwy dały się już we znaki.— Ale jest jeszcze inna sprawa — kontynuował Blore.— Była jedyną osobą, która nie chciała udzielić wyjaśnień, kiedy oskarżył nas głos nagrany na płytę gramofonową.Dlaczego? Bo po prostu nie mogła.Vera poruszyła się na krześle.— To niezupełnie prawdziwe.Opowiedziała mi wszystko… później.Wargrave zapytał:— I cóż takiego opowiedziała, panno Claythorne? Vera powtórzyła historię Beatrix Taylor.— To dość wiarygodne opowiadanie — zauważył sędzia.— Ja osobiście byłbym gotów przyjąć je bez zastrzeżeń.Proszę mi powiedzieć, panno Claythorne, czy panna Brent robiła wrażenie zmartwionej, czy trapiło ją poczucie winy lub wyrzuty sumienia?— Nie wydaje mi się — odparła Vera.— Robiła wrażenie zimnej, niewzruszonej kobiety.— Te cnotliwe stare panny mają serca z kamienia — dodał Blore.—I do tego są zawistne.Sędzia zabrał głos:— Za pięć jedenasta.Myślę, że powinniśmy poprosić pannę Brent, by przyłączyła się do nas.Blore zapytał:— Czy nie podejmiemy żadnych kroków?— Nie wiem, jakie kroki mielibyśmy podjąć — odrzekł sędzia.—Nasze podejrzenia są w tej chwili jedynie podejrzeniami.Niemniej proszę doktora Armstronga.by zwrócił szczególną uwagę na zachowanie panny Brent.A teraz nie pozostaje nam nic innego, jak przejść do jadalni.Emily Brent siedziała na krześle w tej samej pozycji, w jakiej ją pozostawili.Z tyłu nie zauważyli nic szczególnego poza tym, że wydawała się nie słyszeć, jak wchodzą do pokój u.Ale za chwilę zobaczyli jej twarz nabiegłą krwią, niebieskie wargi, oczy wybałuszone.Blore rzeki:— Na Boga, ona nie żyje.IIISędzia Wargrave odezwał się cichym, spokojnym głosem:— Jeszcze jedna osoba została uwolniona od wszelkich podejrzeń… zbyt późno.Lekarz nachylił się nad umarłą.Starał się węchem wykryć obecność cyjanku, potrząsnął głową, zajrzał jej w oczy.W jaki sposób umarła, doktorze? Czuła się już zupełnie dobrze, gdyśmy stąd wychodzili — niecierpliwie zauważył Lombard.Armstrong zwrócił uwagę na znak widoczny na karku zmarłej.— Tu.zdaje się, jest ślad po zastrzyku.Brzęczenie pszczoły odezwało się od okna.Vera krzyknęła:— Patrzcie… pszczoła! Przypomnijcie sobie, co mówiłam dziś rano! Armstrong skonstatował ponuro:— To nie ta pszczoła ją ukłuła! Tutaj ktoś trzymał strzykawkę w ręku.Sędzia zapytał:— Jaka trucizna została jej wstrzyknięta?— Przypuszczam, że jakiś cyjanek… Być może cyjanek potasu, podobnie jak to miało miejsce z Marstonem.Powinna była umrzeć prawie natychmiast przez uduszenie.— Ale ta pszczoła! — zawołała Vera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •