[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zza drzwi dobiegł ją dziwaczny dźwięk.- Ciekawe.To brzmi, jakby komuś nie udał się koncert - oceniła Tuppence.Znów umilkła z tostem w ręku.Podniosła wzrok, gdy w pokoju pojawił się Albert.- Co się dzieje.Albercie? - zapytała.- Nie mów mi, że nasi robotnicy grają na harmonijce?- To ten pan, co przyszedł do fortepianu - wyjaśnił Albert.- A po co?- Żeby go nastroić.Mówiła pani, abym wezwał stroiciela.- Dobry Boże! Już to zrobiłeś? Jesteś wspaniały, Albercie.Albert wyglądał, jakby mu to pochlebiło, choć równocześnie nie miał powodu wątpić, że naprawdę błyskawicznie spełnia nadzwyczajne polecenia, jakie stawiają mu a to Tuppence.a to Tommy.- Mówi, że fortepian od dawna wymagał strojenia - powiedział.- Z całą pewnością - przytaknęła Tuppence.Opróżniła filiżankę do polowy i przeszła do saloniku.Przy fortepianie, otwartym i ujawniającym światu swoje wnętrze, pracował młody człowiek.- Dzień dobry pani - powiedział.- Dzień dobry - odparła Tuppence.- Cieszę się, że mógł pan przyjść.- Trzeba było je nastroić już dawno temu.- Wiem.Ale widzi pan, dopiero co się wprowadziliśmy, a przeprowadzka nie działa dobrze na fortepiany.I nie stroiliśmy go od lat.- Zaraz to zauważyłem - odparł młody człowiek.Nacisnął po kolei trzy akordy, dwa majorowe i jeden melancholijny minorowy.- Piękny instrument, proszę pani, jeśli mogę zauważyć.- Tak - zgodziła się Tuppence.- To Erard.- Taki fortepian niełatwo dziś kupić.- Przeszedł swoje.Na przykład naloty na Londyn.W nasz dom uderzyła bomba.Na szczęście nas tam nie było, a zniszczone zostało przede wszystkim otoczenie budynku.- Sam instrument jest świetnej roboty i nie wymaga napraw.Potoczyła się miła rozmowa.Młody człowiek zagrał początkowe takty Preludium Chopina i przeszedł do Nad pięknym modrym Dunajem.Wreszcie oznajmił, że skończył pracę.- Nie zostawiałbym go na długo - ostrzegł.- Chciałbym wrócić tu wkrótce, bo nigdy nie wiadomo, kiedy może.nie wiem, jak to wyrazić.z powrotem się zepsuć.Wie pani.mogłem nie zauważyć jakiejś drobnostki albo nie dałem rady się do niej dostać.Rozstali się, wymieniając zachwyty nad muzyką jako taką, a muzyką fortepianową w szczególności, żegnając się jak dwoje ludzi, którzy jednakowo cenią sobie przyjemność.jaką daje muzyka.- Dom wymaga sporo napraw - zauważył młody człowiek, rozglądając się wokół.- Przypuszczam, że przez pewien czas przed naszą przeprowadzką stał nie zamieszkany.- Tak.Często zmieniał właścicieli.- Ma swoją historię, prawda? - podsunęła Tuppence.- Mieszkało w nim wielu różnych ludzi i działy się dziwne rzeczy.- Chyba mówi pani o bardzo odległych czasach.Nie wiem, czy chodzi o ostatnią wojnę, czy tę wcześniejszą.- Ta sprawa związana była z tajemnicą wojskową - rzuciła z nadzieją Tuppence.- Możliwe.Słyszałem, że sporo się o tym mówiło, ale sam, oczywiście, nic nie wiem.- Nie urodził się pan jeszcze - powiedziała Tuppence, z uznaniem patrząc na jego młodą twarz.Kiedy wyszedł, usiadła do fortepianu.- Zagram Deszczowy sonatę - powiedziała Tuppence.Stroiciel przypomniał jej o Chopinie.Zagrała parę akordów, po czym przerzuciła się na piosenkę, którą z początku nuciła, a potem zaczęła śpiewać.Gdzie powędrował mój ukochany?Dokąd on odszedł i zostawił mnie?Gdzieś w lesie ptaki śpiewają tęsknie.Kiedy mój ukochany wróci do mnie?- Gram w złej tonacji - stwierdziła Tuppence - ale fortepian jest już dobry.Jak miło znów na nim zagrać.“Gdzie, powędrował mój ukochany" - zanuciła.-.Kiedy mój ukochany." Ukochany - powtórzyła z namysłem.- Ukochany? Może to znak? Lepiej wyjdę i zajmę się Ukochanym.Założyła sweter i ciepłe buty i wyszła do ogrodu.Ukochany został wciągnięty nie do poprzedniego schronienia w KK, lecz do pustej stajni.Tuppence wyciągnęła go, zaciągnęła na szczyt trawiastego wzgórza, z grubsza przetarła zabraną szmatką, usuwając wciąż doczepione do niego pajęczyny, wsiadła, umieściła stopy na pedałach i wprawiła pojazd w ruch - taki, do jakiego był zdolny mimo swojego stanu i lat.- No, mój kochany - powiedziała - jazda z górki, ale nie za szybko.Zdjęta nogi z pedałów i ułożyła tak, by mogła nimi zahamować, gdyby to było konieczne.Ukochany nie poruszał się z początku zbyt szybko, chociaż sam ciężar pchał go w dół zbocza.Nagle górka stała się stroma.Ukochany przyspieszył, Tuppence ostro zahamowała nogami i razem z Ukochanym wylądowała w bardziej kolczastej części krzaków niż poprzednio.- Bardzo to bolesne - stwierdziła, wydostając się na zewnątrz.Wyplątała się z ciernistych gałęzi araukarii, otrzepała i rozejrzała wokół.Znajdowała się w gęstych zaroślach biegnących w przeciwnym kierunku w górę zbocza.Rosły tu rododendrony i hortensje.Pomyślała, że za kilka miesięcy będą wyglądały ślicznie.W tej chwili nie było w nich śladu piękna - tworzyły po prostu splątany gąszcz.Jednak dostrzegła ścieżkę, która biegła niegdyś pomiędzy krzewami i zaroślami.Rośliny pozrastały się, lecz wciąż widać było kierunek, w którym zmierzała.Tuppence odłamała kilka gałęzi, przecisnęła się przez pierwsze krzaki i ruszyła w górę.Ścieżka wspinała się zakrętami.Było jasne, że nikt nie oczyszczał jej ani nie wędrował nią od lat.- Ciekawe, dokąd biegnie - powiedziała Tuppence.- Musi dokądś prowadzić.Gdy dróżka kilkakrotnie skręciła ostro w przeciwnych kierunkach, pozostawiając ślad zygzaka.Tuppence uznała, że wie dokładnie, co Alicja w Krainie Czarów miała na myśli mówiąc, że ścieżka otrząsnęła się i zmieniła bieg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]