[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na wszel kiwy pa dek, jak bym się nim stał.Nie pla nu ję, ale je śli tak bę dzie, to prze pra szam.Po kle pa łam go po ręce i po ca ło wa łam w czu bek nosa. Prze pro si ny przy ję te.A te raz po każ mi swo je ro dzin ne mia sto.Nie mogę siędo cze kać, kie dy zo ba czę twój Dzwon Wol no ści.Uśmiech nął się nie wy raz nie, zła pał mnie za rękę i wy sie dli śmy z sa mo lo tu.***Ni g dy wcze śniej nie by łam w Fi la del fii i ża łu ję, że nie mia łam wię cej cza su,żeby ją po zwie dzać.Ale prze cież w ten week end pla no wa łam wspie rać Si mo na,a nie bie gać po scho dach mu zeum sztu ki ni czym Roc ky.Zresz tą i tak wy glą da nato, że jego po mnik prze nie śli ze szczy tu scho dów do holu.Bez sen su.Wy po ży czy li śmy sa mo chód, wrzu ci li śmy na sze rze czy na tyl ne sie dze nie i po je cha li śmy do ho te lu.Po le cie li śmy na dru gą stro nę kra ju, więc kie dy do tar li śmydo czę ści mia sta, w któ rej wy cho wy wał się Si mon, zro bi ło się już póz no.Gdy od wie dza li śmy zna ne mu miej sca, nie co się roz ch mu rzył.Mimo że nie któ rych z nichnie roz po zna wał. Kie dy za mknę li ten sklep ro we ro wy? O mat ko, tu taj ku pi li mi pierw szy ro wer bez pod pó rek.Dla cze go te raz jest tu cen trum han dlo we? Kie dy je wy bu do wa li? Si mon, kie dy by łeś tu ostat ni raz? spy ta łam. Hmm, kil ka ty go dniu po skoń cze niu szko ły.Chy ba po wie dział roz ko ja rzo ny, chło nąc ocza mi oko li cę. Na praw dę by łeś tu ostat nio, kie dy mia łeś osiem na ście lat? za py ta łam za sko czo na. Po co miał bym wra cać? od po wie dział py ta niem i skrę cił pro sto na ry nek.Si mon mó wił, że do ra stał w Fi la del fii, choć tech nicz nie nie było to praw dą.Do ra stał w jed nym z wie lu przy siół ków mniej szym, przy le głym mia stecz ku.Wiem, że po cho dził z bo ga tej ro dzi ny, ale nie są dzi łam, że wy wo dzi się z Za głę biaPie nią dza.Mia stecz ko było ele ganc kie.I jak wszyst kie miej sco wo ści na pół noc nym wscho dzie dla ko goś, kto do ra stał w Ka li for nii, ema no wa ło oso bli wym uro kiem.Do ra sta nie w mie ście o parę wie ków star szym od tego, w któ rym ja się wy cho wa łam,mu sia ło mieć w so bie coś nie zwy kłe go.Więk szość do mów, któ re mi ja li śmy podro dze, w peł ni za słu gi wa ła na mia no re zy den cji.Ry ne czek był uro czy.Ota cza ły go małe skle py, a na środ ku stał ra tusz.Do mi no wa ła dwu kon dy gna cyj na za bu do wa.Tyl ko kil ka na roż nych do mów z wie życz ka mi mia ło trzy pię tra.W skle pach kłę bi ły się tłu my.Z nie ba sy pał de li kat ny śnieg,któ ry opa dał na po rę cze z ku te go że la za i o mój Boże! naj praw dziw sze że liw neuchwy ty do przy wią zy wa nia koni.Jak za daw nych cza sów! Si mon.Mu si my tro chę po spa ce ro wać.To mia stecz ko jest ślicz ne! Po patrz nate skle py! Och, a ta cho in ka na środ ku! wy krzyk nę łam i wska za łam w stro nę ra tu sza, gdzie sta ło ol brzy mie drzew ko ude ko ro wa ne czer wo ny mi ko kard ka mi, zło ty mi bomb ka mi i bia łym oświe tle niem. Ko cha nie, w San Fran ci sco co roku przed ra tu szem stoi cho in ka na świę ta. Ale to co in ne go.To wy glą da prze cud nie! Wszyst ko jest ta kie sta re! A coto? spy ta łam, wska zu jąc na go tyc ki dom z pa miąt ko wą ta bli cą na mu rze.W każ dym oknie wi siał wia nek, a w oknie na pię trze do dat ko wo usta wio no świe ce.Bu dy nek był tak pięk ny, że z pew no ścią miał dużą war tość hi sto rycz ną. To było.Mhm.Na dal jest Sub way. Co? za py ta łam ze zdzi wie niem. Ten sklep z ka nap ka mi od po wie dział i ro ze śmiał się, wi dząc moją za wie dzio ną minę. Nie wie rzę, że wciąż dzia ła.Na dal chcesz ka nap kę ze ste kiem? Czy słoń ce wscho dzi? Ka nap ka ze ste kiem dla tej pani! po wie dział. Mu sisz wie dzieć, że wszyst ko tu taj jest sta re.Każ dy bu dy nek kie dyś peł nił zu peł nie inną funk cję niż dzi siaj.Za par ko wał na pu stym miej scu przy uli cy. Z wy jąt kiem głu pie go cen trum han dlo we go, na miej scu któ re go kie dyś stałmój sklep ro we ro wy do dał.Zga sił sil nik i pod szedł do mo ich drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]