[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli zaakceptujesz mój pomysł z połączeniem kompanii, to mogę zwiększyć wasz przydział nawet dwukrotnie.Co ty na to?Sullamora nie był głupi.Z miejsca zapłonął entuzjazmem.- Wasza Wysokość naprawdę zamierza zdwoić jego przydział? - spytał z niedowierzaniem Mahoney.- Myślałem o tym - odparł przełożony tajniaka.- Nie cierpię tych kompanii górniczych.Są prawie tak samo upierdliwe jak dawne Siedem Sióstr.Machnął ręką, widząc, że Mahoney nie ma pojęcia, o jakie rodzeństwo chodzi.- Po prawdzie, przez wzgląd na stare dzieje, mógłbym pewnie dołożyć im z połowę, o ile przystąpią do konsorcjum, rzecz jasna.Mahoney trwał w szoku.- To znaczy, że zamyśla pan wpuścić ludzi do tej gromady? Przecież jesteśmy jeszcze w polu!Imperator kazał mu zamilknąć.Skrzywił się i pociągnął Mahoneya za kosmyk włosów nad czołem.- A gdzie gratulacje? Gdzie powinszowania dla szefa? Podziw dla jego genialnego planu? Gdzie oklaski, owacje i kwiaty? Właśnie dałem ci trochę więcej czasu, Mahoney.Szef wywiadu jednak milczał.Imperator pojął, że coś jest nie w porządku.Pochylił się ponad biurkiem i strzelił palcami.- Co nawaliło, pułkowniku? Mahoney uparcie nie otwierał ust.- Cholera, co się rypło?- Nie mogę nawiązać kontaktu ze Stenem, naszym wysłannikiem - rzekł w końcu po chwili wahania.- I co z tego?- Nie wiem.Wszystko mogło się zdarzyć.Imperator sięgnął po butelkę.- A niech to diabli! Chyba przechytrzyłem sam siebie.ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY ÓSMY- On.on.nie żyje?- Niestety, kochana.Parral pochylił się, aby utulić łkającą siostrę.Sofia jednak odsunęła się i otarła łzy.- Ale jak to się mogło zdarzyć?Parral uśmiechnął się do niej ciepło.- Och, walczył dzielnie, inni też, ale wróg dysponował zbyt wielkimi siłami.Wpadli w pułapkę.Wszyscy zginęli.Sofia spojrzała bratu w oczy, jakby chciała sprawdzić jego prawdomówność.ale przecież do czegoś takiego nawet Parral nie byłby zdolny.Zanosząc się płaczem, padła w jego ramiona.ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY- Egan nie żyje - oznajmiła jedna z gimnazjalistek bezbarwnym głosem.Sten tylko przytaknął.Czas nie sprzyjał żałobie.- Nie żyje - powtórzyła uczennica.- Wyszedł tylko po coś do jedzenia i.spłonął.Viola zamilkła.Z nieobecnym spojrzeniem siedziała naprzeciwko dowódcy.Zanim Sten zdobył się na wygłoszenie jakiegokolwiek pocieszenia, Alex odprowadził dziewczynę na bok, skłonił do wyjęcia terminalu z plecaka i przypilnował, by sporządziła meldunek.Po prawdzie nie było to konieczne.Sten znał już wszystko na pamięć.SIŁY UŻYTE: 670 (Wylądowało 146 najemników plus 524 kompanów).POZOSTAŁO: 321.Świetny z ciebie dowódca, pułkowniku, pomyślał Sten.Tylko pięćdziesiąt procent ofiar? Tak trzymać.I co dalej?Usłyszawszy jakiś szelest, szybko odwrócił głowę.To Mat - hias.Przykucnął obok, pobladły, i spojrzał na Stena.W jego oczach malowała się bezgraniczna złość.I nienawiść.Ale tych wrogich uczuć nie żywił do pułkownika.- Czy to mój ojciec kazał nas tu zostawić? - spytał.Sten zawahał się przez chwilę.- Nie wiem - odparł w końcu szczerze.- Własnego syna.- syknął Mathias.- I moich kompanów.Sten położył dłoń na ramieniu młodzieńca.- Najpewniej to Parral.Usiłuje upiec własną pieczeń.Potomek proroka otarł brudną twarz rękawem.- Mogłem się tego spodziewać.- Głos mu uwiązł w gardle.Sten otrzeźwiał.Nie pora na gadanie i próżne żale.Tu trzeba myśleć.- Wracaj do swoich ludzi - rozkazał ostro, wytrącając młodzieńca z żałobnego transu.- Czekajcie na rozkazy.Mathias przytaknął ponuro i zniknął.Sten ostrożnie uniósł głowę ponad gruz i zerknął na przedpole.Upewniwszy się, że Parral faktycznie odleciał bez nich, najemnicy i kompani okopali się w rozległych ruinach zburzonego warsztatu.Tam czekali na dalszy ciąg wydarzeń.Wkoło mieli Jannów.Przed śmiercią Egan ocenił ich siły na prawie pięć tysięcy zbrojnych.Tylko dwudziestu na jednego.Łatwa sprawa, przynajmniej dla bohaterów z dawnych legend.Zostało ci nieco ponad trzystu podkomendnych, pułkowniku, z tego większość ranna.No i zapomniałeś jeszcze o Bhorach.Właśnie, około trzydziestu Bhorów najprawdopodobniej poniosło śmierć.Musieli lądować na przedpolu, walczyli jak dzikie bestie.Poza tym Otho zginął zapewne podczas pierwszego odwrotu.Nikt nie widział jego ciała.Co robimy, pułkowniku? Jakie opcje ci zostały?Do wyboru miał cztery możliwości:1.Zwyciężyć.2.Wycofać się.3.Poddać się.4.Zginąć na posterunku.Nie potrzebował komputera, by przeanalizować te warianty.Zwycięstwo nie wchodziło w rachubę, nie było się też gdzie wycofać.Złożenie broni niczego nie rozwiązywało.Pięciu najemników próbowało już tej metody.Teraz sterczeli na przedpolu, ukrzyżowani na stalowych dwuteownikach.Konali cały dzień, w końcu towarzysze zdecydowali się ich dobić.Nie, wywieszenie białej flagi nie miało sensu.Zostało zatem jedno.I proszę, do czego doszedłeś, mimo świetnych pomysłów i szczegółowego planowania.Umrzesz młodo, trafiając do legend.W podręcznikach historii wojskowości będą pisali o planecie Urich tak samo jak o Camero - ne, Dien Bien Phu, Tarawie, Hue czy Kraisie VII.Martwi bohaterowie.Nagle Stena ogarnęła złość.Przypomniał sobie słowa Lanzotty, człowieka, który szkolił go podczas unitarki w Gwardii:“Walczyłem dla imperium na stu różnych światach i nie ustanę w boju, aż ktoś mnie kiedyś nie spali.Jednak na pewno będę cholernie kosztownym kawałkiem pieczeni".Sten spojrzał na najbliższych towarzyszy.- Alex!Kilgour zareagował jak na komendę.- Sir!- Zostało sześć godzin do zmroku.Wybierz pięciu ludzi, ochotników z oddziału Ffillips, i czekajcie w gotowości.- Sir!- Wiemy, gdzie mieści się dowództwo Jannów?- Tak.- Zatem wieczorem zrobimy wypad.Twarz Szkota pojaśniała.Nie zawiódł się.O wiele lepiej zginąć w ataku, niż bezwolnie czekać na śmierć w okopie.ROZDZIAŁ CZTERDZIESTYMinęły prawie dwie doby intensywnej pracy, zanim ratownicy dotarli do Khorei i resztek jego sztabu.Generała znaleźli skulonego pod obszerną sekcją zapadniętego stropu.Był nieprzytomny.Lekarze szybko doprowadzili go do stanu świadomości.Generał nie chciał poddać się dłużej kuracji, nade wszystko pragnął bowiem dopilnować ataku, który zgniecie pozostałych przy życiu najemników.Khorea zapewne wciąż trwał w oszołomieniu.Opóźniony szok, reakcja na towarzyszące bitwie napięcie.Rozkazał nie brać jeńców i nalegał, by wszyscy najemnicy umierali powoli.Ukarać tych, którzy zakpili sobie z Jannów.Siedział właśnie w pomieszczeniu sztabu, przed pospiesznie połatanymi terminalami komputerów.Brzydził się takim dowodzeniem, tęsknił za czasami, gdy wódz osobiście wiódł wojsko do ataku.Uśmiechnął się lekko.Wszystkie analizy prowadziły do jednego wniosku.Najemnicy nie poddadzą dobrowolnie.Nie mogą i nie chcą tego zrobić.Wyłączył terminal i wstał.- Generale! - Odezwał się adiutant.- Jutro zaatakujemy.Sam poprowadzę pierwszy oddział.Jannisar spojrzał na bohaterskiego generała z uwielbieniem i zasalutował.- Zatem jutro.Przygotować wszystko.Pokażemy tym glistom, na co stać Jannów.Ale dziś wieczorem będziemy się modlić.Tutaj.Zbiórka godzinę po zmroku.ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY-.Jednak przed wyruszeniem na łowy - chrypiał stareńki Bhor - należało się porządnie przygotować.Najpierw poznano zwyczaje streggana, jego naturę.Potem, gdy decyzja już zapadła, przyszła pora na biesiadę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]